zgasnie tam ani jedno swiatlo.

— Armandzie, przyslij po mnie kogos, jestes mi potrzebny! Sam wiesz, ze pragniesz mojego powrotu.

Oczywiscie, taka byla zawsze kolej rzeczy. Niepotrzebne byly dziwne sny ani zjawiajacy sie raz za razem Lestat, ryczacy jak Lucyfer z tasmy audio lub wideo.

Wszystko bylo w zupelnym porzadku, gdy Daniel obsesyjnie przemieszczal sie z miasta do miasta, wydeptywal chodniki Nowego Jorku, Chicago lub Nowego Orleanu. Potem nastepowal nagly rozpad osobowosci. Uswiadamial sobie, ze juz piata godzine tkwi w fotelu, albo budzil sie nagle w zatechlej, brudnej poscieli, wystraszony, nie wiedzac, w jakim jest miescie ani gdzie byl przez ostatnie dni. Wowczas zjawial sie samochod, a nastepnie samolot zabieral go do domu.

Czy to nie Armand byl sprawca tego ciagu zdarzen! Czy nie on jakims sposobem sprowadzal nan napady obledu? Czy dzieki jakiejs czarnej magii nie wysuszal kazdego zrodla rozkoszy, kazdego zdroju pelnego zycia, wskutek czego Daniel z radoscia wital znajomego szofera przybywajacego, aby zabrac go na lotnisko, nigdy nie zdziwionego jego zachowaniem, nie ogolonym obliczem, zbrukana odzieza? Kiedy Daniel wreszcie docieral na Nocna Wyspe, Armand zaprzeczal takim domyslom.

— Wrociles, bo tego chciales, Danielu — powiadal zawsze bez emocji; jego twarz byla spokojna i promienna, oczy pelne milosci. — Danielu, jestem dla ciebie jedynym sensem istnienia. Wiesz o tym. Tam, na zewnatrz, czeka szalenstwo.

— Ta sama stara spiewka — nieodmiennie odpowiadal Daniel. Otaczal go nieodparty luksus, muzyka, kieliszek z winem w zasiegu reki, pokoje zawsze pelne kwiatow, na srebrnych tacach potrawy, za ktorymi przepadal i za ktorymi tesknil.

Armand lezal wyciagniety w wielkim uszaku wybitym czarnym aksamitem, wpatrzony w telewizor; Ganimed w bialych luznych spodniach i jedwabnej koszuli. Ogladal wiadomosci, filmy, nagrane na kasetach wlasne interpretacje poezji, idiotyczne seriale komediowe, spektakle, music-halle, nieme filmy.

— Chodz, Danielu, usiadz. Zupelnie sie nie spodziewalem, ze wrocisz tak szybko.

— Ty sukinsynu — mowil Daniel. — Chciales, zebym tu byl, wezwales mnie. Nie moglem jesc ani spac, nic, tylko wloczylem sie i myslalem o tobie. To twoja sprawka.

Armand sie usmiechal, czasem nawet wybuchal glosnym smiechem. Smial sie pelna piersia, przepieknie, zawsze wyrazajac tylez wdziecznosci co rozbawienia. Kiedy sie smial, jego postawa i glos byly ludzkie.

— Uspokoj sie, Danielu. Serce ci kolacze. To napawa mnie lekiem. — Mala zmarszczka wyrasta na gladkim czole, tembr glosu opada chwilowa nuta wspolczucia. — Powiedz mi, czego chcesz, a zdobede to dla ciebie. Czemu wciaz uciekasz?

— Klamiesz, draniu. Powiedz, ze nie mogles wytrzymac beze mnie. Bedziesz mnie zadreczac po wiecznosc, czy nie tak? Az kiedys z zainteresowaniem obejrzysz moja smierc. To prawda, co powiedzial Louis. Przygladasz sie smierci swoich doczesnych niewolnikow, bo nic dla ciebie nie znacza. Bedziesz sie takze przygladac, jak smierc zmienia kolory mojej twarzy.

— To jezyk Louisa — rzekl cierpliwie Armand. — Prosze, nie cytuj mi jego ksiazki. Predzej umre, niz pozwole, zebys ty umarl, Danielu.

— Wiec daj mi to! Do diabla! Niesmiertelnosc jest tak bliska, tak bliska jak twoje ramiona.

— Nie, Danielu, bo rowniez predzej umre, niz to uczynie.

Ale jesli nawet Armand nie byl sprawca szalenstwa, ktore sprowadzalo go do domu, to z pewnoscia wiedzial, gdzie uciekinier sie podziewa. Potrafil uslyszec jego wolanie. Polaczyla ich krew — to bylo nieuniknione — cenne lyczki cudownej plonacej posoki. Zawsze tyle, by obudzic w Danielu sny i pragnienie wiecznosci, by kwiaty na tapecie rozspiewane ruszyly w tany. Tak czy inaczej, Armand niewatpliwie zawsze potrafil go znalezc.

* * *

W pierwszych latach, jeszcze przed wymiana krwi, Armand scigal Daniela z przebiegloscia harpii. Nie bylo takiego miejsca na ziemi, gdzie Daniel moglby sie skryc.

Przerazajace, niemniej necace byly poczatki ich znajomosci w Nowym Orleanie, dwanascie lat temu, kiedy Daniel wkroczyl do zrujnowanego starego domu w Garden District i od razu wiedzial, ze to leze wampira Lestata.

Dziesiec dni wczesniej opuscil San Francisco po zakonczonym wywiadzie z wampirem Louisem; jego wlasne cierpienie potwierdzilo przerazajaca opowiesc. Louis naglym usciskiem zademonstrowal Danielowi swoje nadnaturalne moce; wyssal go prawie na smierc. Rany znikly, ale samo wspomnienie doprowadzalo Daniela do szalenstwa. Dreczony przez goraczke i majaki, przebywal ledwie kilkaset kilometrow dziennie. W tanich motelach, gdzie zmuszal sie do przelkniecia kilku kesow jedzenia, sporzadzal duplikaty tasm z wywiadem i posylal je do nowojorskiego wydawcy, tak ze ksiazka byla w opracowaniu, jeszcze zanim stanal przed brama Lestata.

Publikacja byla jednak sprawa drugorzedna, wydarzeniem zwiazanym z wartosciami gasnacego, odleglego swiata.

Musial znalezc wampira Lestata. Musial wydobyc z podziemi niesmiertelnego stworce Louisa, ktory jakos przezyl w wilgotnym, dekadenckim i pieknym starym miescie, czekajac byc moze na to, by Daniel go obudzil i wprowadzil w to stulecie — w przerazajaca epoke, przed ktora zaszyl sie w podziemiu.

Tego niewatpliwie pragnal Louis. Jak inaczej bowiem wytlumaczyc przekazanie smiertelnemu emisariuszowi tylu wskazowek co do miejsca pobytu Lestata? To prawda, ze czesc z nich okazala sie mylaca. Ale gdyby nawet byl to dowod ambiwalencji Louisa, w ostatecznym rozrachunku nie mial on istotnego znaczenia. Daniel znalazl w archiwach miejskich tytul wlasnosci oraz numer posesji opatrzone imieniem i nazwiskiem, ktorych nie dalo sie pomylic z zadnymi innymi: Lestat de Lioncourt.

Zelazne wrota nie byly nawet zamkniete, a kiedy tylko przedarl sie przez zarosniety ogrod, z latwoscia pokonal zardzewiala zasuwe w drzwiach frontowych.

Po wejsciu mogl posluzyc sie jedynie mala latarka, lecz swiatlo ksiezyca przeswitywalo bialym blaskiem poprzez konary debu i Daniel wyraznie widzial nieskonczone, siegajace sufitow rzedy ksiazek we wszystkich pokojach. Zaden czlowiek nie mogl doprowadzic do takiego metodycznego obledu. W sypialni na pietrze uklakl w gestym kurzu zascielajacym gnijacy dywan i znalazl zloty zegarek kieszonkowy, na ktorym wygrawerowano jedno slowo — Lestat.

Ach, ta przenikajaca dreszczem chwila, w ktorej wahadlo wspielo sie do crescenda szalenstwa i poczelo ruch ku nowej namietnosci — Daniel poprzysiagl sobie sledzic do krancow ziemi te blade zabojcze stwory, ktorych istnienia objawil mu sie jedynie rabek.

Czego pragnal w tamtych pierwszych tygodniach? Czy mial nadzieje, ze posiadzie cudowne tajemnice istoty zycia? Niewatpliwie wiedza ta nie wskazalaby mu zadnych celow egzystencji przepelnionej juz wczesniej poczuciem zawodu. Nie, pragnal oderwania od wszystkiego, co do tej pory kochal. Tesknil za gwaltownym i zmyslowym swiatem Louisa.

Za zlem — dopowiedzial sobie w myslach. Dawne obawy prysly.

Byc moze przypominal badacza zagubionego w dzungli, ktory wycinajac sobie droge, nagle widzi mury bajecznej swiatyni, plaskorzezby obwieszone pajeczynami i pnaczami; zapomina on o tym, ze jesli straci zycie, nie zdola opowiedziec swojej historii; oto bowiem ujrzal na wlasne oczy prawde.

Gdyby tylko mogl uchylic te drzwi nieco szerzej, zobaczyc pelne oblicze wspanialosci. Gdyby tylko wpuszczono go do srodka! Niewykluczone, ze po prostu chcial zyc wiecznie. Czy ktos mogl go z tego powodu obwiniac?

Czul sie dobrze i bezpiecznie, samotny w starym zrujnowanym domu Lestata, gdzie dzikie roze wpelzaly przez wybite okno, a na szkielecie lozka z kolumnami gnilo poslanie.

Jestem blisko nich, blisko ich ukochanej ciemnosci, ulubionego zarlocznego mroku — kolatalo mu w glowie. Jakze uwielbial beznadziejnosc tego wszystkiego, profilowane krzesla z kawalkami snycerki i strzepami aksamitu, przemykajace chylkiem gryzonie skubiace resztki dywanu.

Ten relikt, ach, ten relikt byl wszystkim: polyskujacy zloty zegarek z wygrawerowanym nazwiskiem niesmiertelnego!

Po chwili otworzyl wielka szafe; czarne anglezy rozsypywaly sie na strzepy pod jego palcami. Na cedrowych polkach staly zniszczone, pomarszczone buty.

Lestacie — zwrocil sie do niego w myslach — ty tu jestes. — Wyjal magnetofon kasetowy, postawil go na

Вы читаете Krolowa potepionych
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату