mu sie w milczeniu.
Gdy ich spojrzenia sie skrzyzowaly, lagodnie wypowiedziala jego imie:
— Khaymanie, moj Khaymanie!
W glowie otworzyla mu sie pustka. Mial wrazenie, jakby splynelo na niego biale swiatlo wygladzajace wszelkie szczegoly. Przez jeden blogoslawiony moment nie czul nic. Nie slyszal odglosow szalejacego ognia, nie widzial tych, ktorzy nadal go potracali, wypadajac na ulice.
Stal wpatrzony sie w to cos, w te piekna i delikatna istote, jak zawsze pelna wyjatkowej urody i wdzieku. Ogarnietemu groza, ziemia usunela mu sie spod nog. Pamietal wszystko — wszystko, co kiedykolwiek widzial, znal lub czym byl.
Wieki otworzyly sie przed nim. Milenia cofaly sie i cofaly, do samego poczatku. Pierwsze Plemie — uslyszal w glowie. Wiedzial to wszystko, dygotal, krzyczal. Uslyszal swoje wolanie, pelne oskarzycielskiej pasji i urazy:
— To ty!
Nagle w jednym miazdzacym blasku poczul cala moc jej nagiej sily. Zar uderzyl go w piers. Zatoczyl sie do tylu.
Bogowie, mnie tez zabijesz! — krzyknal do niej w myslach. Ale ona nie mogla tego uslyszec! Zostal cisniety o sciane. Zracy bol zagniezdzil mu sie w glowie.
A mimo to nadal widzial, czul, myslal! Serce bilo mu tak samo rowno jak przedtem. Nie plonal!
Wybrawszy odpowiednia chwile, zebral sily i nagle sparowal te niewidzialna energie gwaltownym uderzeniem wlasnej mocy.
— Ach, znowu wyrzadzasz zlo, moja wladczyni! — wykrzyknal w starozytnym jezyku. Jakze ludzkie brzmienie mial jego glos!
Jednak to byl koniec. Ona przepadla.
A raczej wzleciala, uniosla sie prosto w gore, dokladnie tak, jak on sam czesto czynil, i do tego tak szybko, ze oko nie moglo tego wysledzic. Tak, czul, jak sie oddalala. Podniosl wzrok i bez wysilku ja odnalazl — drobna kreske sunaca ku zachodowi nad strzepami bladych chmur.
Zszokowaly go bliskie odglosy — syreny, trzask zapadajacych sie belek plonacego domu. Krotka waska uliczka byla zatloczona; ogluszajaca muzyka wciaz dobiegala z innych tawern. Wycofal sie, byle dalej od pogorzeliska, lkajac, tylko raz obejrzawszy sie na siedlisko martwych krwiopijcow. Ach, nie potrafil zliczyc, od ilu lat trwala ta wojna.
Godzinami wloczyl sie po mrocznych zaulkach.
Ateny ucichly. Ludzie spali za scianami z drewna. Nawierzchnie ulic lsnily we mgle, gestej jak deszcz. Jego przeszlosc przypominala skorupe gigantycznego slimaka, gorujacego nad nim niebywalymi zwojami, przygniatajacego niewyobrazalnym ciezarem.
Wreszcie udal sie na wzgorze, do chlodnej luksusowej tawerny w wielkim nowoczesnym hotelu ze szkla i stali. Ten lokal przypominal jego samego, byl bialo-czarny, na podlodze sali dancingowej wzor szachownicy, czarne stoliczki, czarne skorzane loze.
Nie zauwazony opadl na lawe w migotliwym mroku i dal upust lzom. Plakal jak glupiec, zlozywszy czolo na ramieniu.
Nie doczekal sie szalenstwa, nie doczekal sie przebaczenia. Wedrowal przez stulecia, odwiedzal znane miejsca z czula, bezmyslna bezposrednioscia. Plakal za tymi wszystkimi, ktorych znal i kochal.
Ale najwiekszy bol sprawiala mu bezlitosna, duszaca swiadomosc, ze poczatek, prawdziwy poczatek nastapil na dlugo przed tym dniem, w ktorym w bezruchu poludnia spoczal w swoim domu przy Nilu, wiedzac, ze tej nocy musi udac sie do palacu.
Bylo to na rok przed ta chwila, gdy krol rzekl do niego:
— Jedynie dla mej ukochanej krolowej zaznam rozkoszy z tymi dwoma kobietami. Pokaze, ze nie sa czarownicami, ktorych nalezaloby sie bac. A ty uczynisz to w moim imieniu.
Tamta chwila byla tak samo realna jak obecna; niespokojny dwor zebral sie i patrzyl; czarnoocy mezczyzni i kobiety w delikatnych plociennych spodniczkach i kunsztownych czarnych perukach, niektorzy kryjacy sie za rzezbionymi kolumnami, inni dumnie stojacy blisko tronu. Ma przed soba rudowlose blizniaczki, jego piekne niewolnice, ktore z czasem pokochal. Nie moge tego zrobic — mowil sobie w myslach. A jednak zrobil to. Kiedy dwor czekal, jak czekali krol i krolowa, nalozyl na siebie krolewski naszyjnik ze zlotym medalionem, by dzialac w imieniu krola. Zszedl z podwyzszenia ku blizniaczkom, ktore nie odrywaly od niego wzroku, i zhanbil jedna i druga.
Przeciez ten bol nie powinien trwac.
Gdyby mial dosc sily, wpelzlby do wnetrza ziemi. Jakze pozadal blogoslawionej niewiedzy. Idz do Delf, zanurz sie w wysokiej, slodko pachnacej zielonej trawie. Zrywaj dzikie kwiatki. Ach, czy otworza sie przed nim, jak przed swiatlem slonca, jesli potrzyma je pod lampa?
A z drugiej strony wcale nie pragnal zapomniec. Cos sie zmienilo, cos sprawilo, ze ta chwila byla inna niz wszystkie. Ona zbudzila sie z dlugiego, kamiennego snu! Na wlasne oczy widzial ja na atenskiej ulicy! Przeszlosc i przyszlosc staly sie jednym.
Kiedy lzy wyschly, usiadl wygodniej, sluchal, myslal.
Tanczacy plasali przed nim na oswietlonym parkiecie. Kobiety posylaly mu usmiechy. Czy w ich oczach byl pieknym porcelanowym pierrotem o bialym obliczu z plamami czerwieni na policzkach? Uniosl wzrok ku ekranowi wideo pulsujacemu nad sala. Jego mysli nabraly wiekszej mocy, podobnie jak sily fizyczne.
Powoli otarl twarz lniana chusteczka. Obmyl palce w kieliszku z winem, jakby dokonywal konsekracji. Znow spojrzal na ekran wideo, na ktorym Wampir Lestat spiewal swoja tragiczna piesn.
Niebieskooki demon z rozwichrzonymi jasnymi wlosami, poteznymi ramionami i torsem mlodego mezczyzny. Ruchy mial kanciaste, lecz wdzieczne, usta uwodzicielskie, glos pelen starannie modulowanego bolu.
Przez caly ten czas mowiles do mnie, prawda? — zapytal bezglosnie. — Wolales mnie! Wolales jej imie!
Wizerunek na ekranie wpatrywal sie w niego, odpowiadal mu spiewem, choc oczywiscie wcale go nie dostrzegal. Ci Ktorych Nalezy Miec w Opiece! — myslal. — Moj krol i moja krolowa. — Niemniej jednak sluchal z pelnym skupieniem kazdej sylaby; brzmialy wyraznie mimo wrzawy trab i warkotu bebnow.
Dopiero kiedy obraz i dzwiek sie rozplynely, wstal i wyszedl z tawerny, kierujac sie przez chlodne marmurowe korytarze hotelu w mrok na dworze.
Glosy wolaly go, glosy krwiopijcow z calego swiata. Glosy zawsze obecne. Mowily o zbezczeszczeniu, o zjednoczeniu sil, o tym, ze trzeba zapobiec jakiejs straszliwej klesce. Matka idzie! — mowily. Mowily o snach o blizniaczkach, snach, ktorych nie rozumialy. A on byl gluchy i slepy na to wszystko!
— Jak wielu rzeczy nie rozumiesz, Lestat — szepnal.
Wreszcie wspial sie na mroczne wzgorze i spojrzal na odlegle srodmiescie pelne swiatyn; ich popekane biale marmury blyszczaly w swietle omdlalych gwiazd.
— Badz potepiona moja wladczyni! — szepnal. — Badz potepiona w piekle za to, co uczynilas nam wszystkim! — Pomyslec, ze wciaz blakamy sie w tym swiecie stali i benzyny, huczacych elektronicznych symfonii i milczacych sieci komputerowych.
Przypomnial sobie jeszcze jedna klatwe, o wiele silniejsza niz jego wlasna. Padla w rok po strasznej chwili, w ktorej zgwalcil tamte dwie kobiety — wywrzeszczano ja na dziedzincu palacu, pod nocnym niebem tak dalekim i obojetnym jak to.
— Wzywam duchy na swiadkow; oto wiedza o czasach przyszlych, o tym, co bedzie, i o tym, czym ja bede! Tys krolowa potepionych! Zlo twoim jedynym przeznaczeniem. A w godzine twojej najwiekszej chwaly ja cie pokonam. Spojrz na mnie. To ja zetre cie w proch.
Ile razy w ciagu pierwszych wiekow wspominal te slowa? W ilu miejscach na pustyni, w gorach i w zyznych dolinach rzek szukal dwoch rudowlosych siostr? Wsrod Beduinow, ktorzy niegdys udzielili im schronienia, wsrod lowcow, ktorzy nadal odziewaja sie w skory, i pomiedzy ludem Jerycha, najstarszego miasta swiata. One byly juz legenda.