zapomnienie.

Moja kochana,

tak naprawde to za bardzo Cie kocham. Jesli sie nie rozdzielimy, moje zycie pochlonie Twoje. Musisz miec wolnosc, Jesse, zeby ukladac wlasne plany, miec wlasne ambicje, marzenia…

Powrocila nie po to, by zatrzec dawny bol, ale by znowu, przez krotka chwile, przezyc dawna radosc.

* * *

Po poludniu zwalczyla znuzenie, wreszcie opuscila dom i poszla dluga sciezka miedzy debami. Jak latwo znalezc dawny szlak posrod sekwoi, polane w otoczeniu paproci, koniczyny na stromych brzegach plytkiego wartkiego strumyka.

Kiedys Maharet przyprowadzila ja tu po zmroku; dotarly kamienna sciezka az do brzegu. Dolaczyl do nich Mael. Maharet nalala Jesse wina i spiewali razem piesn, ktorej Jesse nigdy potem nie potrafila sobie przypomniec, chociaz od czasu do czasu uswiadamiala sobie, ze z niewytlumaczalna dokladnoscia nuci te niesamowita melodie, a kiedy przerywa, zaskoczona tym, co robi, nie potrafi juz znalezc wlasciwych nut.

Moglaby zasnac nieopodal strumyka, w glebokim chaosie lesnych odglosow, podobnie jak w tamtym „wspomnieniu” sprzed wielu lat.

Jakze oslepiajaca byla jasna zielen klonow, lowiaca rzadkie groty swiatla. I jak monstrualne wydaja sie sekwoje w tym niezmaconym spokoju. Mamucie, obojetne, siegaja na wiele dziesiatkow metrow w gore, gdzie chlodne koronkowe igly kresla na niebie postrzepiona linie.

Wiedziala, ile bedzie ja kosztowac dzisiejszy koncert z wrzeszczacymi fanami Lestata. Ale lekala sie, ze sen o blizniaczkach powroci.

* * *

Wreszcie powrocila do domu, by zabrac ze soba roze i list. Odnalazla swoj dawny pokoj. Byla trzecia. Kto nakrecal zegary w tym domu? Bala sie snu o blizniaczkach, czula sie zbyt zmeczona, aby dalej walczyc. Nie bylo tu zadnych upiorow, spotykanych przez nia tyle razy podczas pracy. Jedynie spokoj. Polozyla sie w starym wiszacym lozu, na koldrze, ktora sama z taka starannoscia uszyla przy pomocy Maharet tamtego lata. A sen — i blizniaczki — przyszli razem.

* * *

Miala dwie godziny na dojazd do San Francisco i znowu musiala opuscic ten dom, byc moze we lzach. Przejrzala kieszenie. Paszport, dokumenty, pieniadze, klucze.

Zarzucila na ramie skorzana torbe i spiesznie ruszyla dlugim korytarzem ku schodom. Zmierzch zapadl szybko, a kiedy noc okryje las, widocznosc zmaleje do zera.

Kiedy dotarla do glownego holu, bylo tam troche swiatla. Kilka dlugich promieni slonecznych wpadalo przez zachodnie okna i biegnac w tunelach kurzu, oswietlalo gigantyczna makate na scianie.

Jesse zaparlo dech, kiedy na nia popatrzyla. Byl to jej ulubiony gobelin ze wzgledu na swoja zlozonosc i ogrom. Poczatkowo wydawalo sie, ze to wielka masa przypadkowych skrawkow drukowanego perkalu i lat — po czym stopniowo z mnostwa kawaleczkow wylanial sie zalesiony pejzaz. W jednej chwili widzialas go, w nastepnej znikal. Tak wlasnie bylo tamtego lata, kiedy pijana winem chodzila przed makata tam i z powrotem, tracac z oczu wzor, a potem go odnajdujac; gora, las, wioseczka wtulona w zielona doline ponizej.

— Wybacz mi, Maharet — szepnela cicho. Musiala odejsc. Jej podroz dobiegala konca.

Lecz wlasnie kiedy odwracala wzrok, pewien szczegol na zszywanym wizerunku zwrocil jej uwage. Znow uwaznie na niego spojrzala. Czy byly tam figurki, ktorych nie widziala wczesniej? Znow miala przed soba mrowie fragmentow. Potem z wolna wylonilo sie zbocze gory, nastepnie drzewa oliwkowe, a wreszcie dachy wioski, zolte niepozorne chaty rozrzucone w gladkim zaglebieniu doliny. Figurki? Nie potrafila ich odnalezc. Do chwili, w ktorej znow odwrocila glowe. Przez ulamek sekundy dostrzegla je katem oka. Dwie drobne figurki trzymajace sie za rece, rudowlose kobiety!

Powoli, niemal ostroznie, wrocila wzrokiem do makaty. Serce skakalo jej w piersiach. Tak, sa. Ale moze to zludzenie?

Przeciela pokoj, znalazla sie bezposrednio przed dzielem Maharet. Dotknela go. Tak! Kazda ze szmacianych laleczek miala pare zielonych guziczkow imitujacych oczy, starannie przyszyty nos i czerwone usta! A wlosy, wlosy byly z czerwonej przedzy ulozonej w ostre fale i delikatnie naszytej nad bialymi ramionami.

Wpatrywala sie, nie dowierzajac wlasnym oczom. Blizniaczki tam byly! Gdy stala tak, sparalizowana, pokoj pograzyl sie w mroku. Ostatki swiatla skryly sie za linia horyzontu. Makata rozplywala sie w nieczytelna plame.

Uslyszala zegar wybijajacy kwadrans. Zadzwon do Talamaski. Zadzwon do Dawida w Londynie. Opowiedz im czesc, jakakolwiek… Ale to bylo niemozliwe, wiedziala o tym. I ze zlamanym sercem zdala sobie sprawe, ze bez wzgledu na to, co spotka ja dzis wieczor, Talamasca nigdy nie dowie sie o wszystkim.

Zmusila sie do wyjscia, zamknela drzwi na klucz i pokonawszy gleboka werande, ruszyla dlugim szlakiem w dol.

Nie do konca rozumiala, co sie z nia dzieje, dlaczego jest tak wstrzasnieta i czemu musi powstrzymywac lzy. Potwierdzily sie podejrzenia i wszystkie domniemania. Byla wystraszona. Lzy plynely wbrew jej woli.

Zaczekaj na Maharet — uslyszala w glowie ostrzegawczy glos.

Nie mogla czekac. Maharet omamilaby ja, zbila z tropu, w imie milosci odwiodlaby od tajemnicy. Tak wlasnie bylo tamtego lata, dawno temu. Wampir Lestat nie kryl niczego. Wampir Lestat byl najwazniejszym elementem ukladanki. Zobaczyc go i dotknac oznaczalo potwierdzic wszystkie domysly.

Czerwony mercedes roadster zapalil natychmiast. Cofnela sie w bryzgach zwiru, zawrocila i ruszyla w kierunku waskiej polnej drogi. Kabriolet byl otwarty; zanim dojedzie do San Francisco, bedzie skostniala z zimna, ale to niewazne. Uwielbiala czuc powiew zimnego powietrza na twarzy, szybka jazde.

Droga od razu pograzyla sie w lesnym mroku, ktorego nie przenikal nawet wschodzacy ksiezyc. Jechala szescdziesiatka, z latwoscia pokonujac ostre zakrety. Nagle smutek zaciazyl jej jeszcze bardziej, ale obylo sie bez lez. Wampir Lestat… byl prawie tuz.

Dojechawszy wreszcie do drogi powiatowej, przekroczyla dozwolona predkosc i spiewala, prawie nie slyszac slow w gwizdzie wiatru. Kiedy przemknela przez sliczne miasteczko Santa Rosa i wpadla w szybki prad drogi nr 101, zapanowala calkowita ciemnosc.

Naplywala przybrzezna mgla. Ciemne wzgorza na wschodzie i zachodzie wygladaly upiornie, potok swiatel pozycyjnych wyznaczal jednak rozjasniony szlak. Roslo w niej podniecenie. Jeszcze godzina jazdy do Golden Gate. Smutek ustepowal. Przez cale zycie byla pewnym siebie dzieckiem szczescia, czasem niecierpliwym, gdy miala do czynienia z ludzmi wykazujacymi nadmiar ostroznosci. I mimo ze tej nocy miala uczucie nieuchronnosci losu, wyraznego niebezpieczenstwa, ku ktoremu sie zblizala, uznala, iz jej niezwykle szczescie zostanie z nia nadal. Nie bala sie ani troche.

* * *

Uwazala, ze szczescie towarzyszy jej od narodzin, kiedy to jej siedemnastoletnia ciezarna matka zginela w wypadku, a ja znaleziono przy drodze — ofiare spontanicznej aborcji, wrzeszczace wnieboglosy niemowle oczyszczajace malutkie pluca w chwili przyjazdu karetki pogotowia.

Przez dwa tygodnie leniuchowania w szpitalu nie miala imienia, skazana na sterylnosc i chlod maszyn; ale pielegniarki uwielbialy ja, nazywajac „jaskoleczka”, gladzac po glowce i spiewajac, kiedy sie tylko dalo.

Lata pozniej mialy do niej napisac, dolaczajac zrobione wtedy zdjecia i przekazujac opowiastki, ktore w ogromnym stopniu wzmocnily w niej poczucie, ze milosc otaczala ja doslownie od przyjscia na swiat.

Вы читаете Krolowa potepionych
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату