robote!'

I konczyl plan zamiany; lecz Klucznik na psote

Jeszcze silniej pociagnal drugiego ciezaru;

I wnet gil, ktory siedzial na wierzchu zegaru,

Trzepiocac skrzydlem, zaczal ciac kurantow nuty.

Ptak sztucznie wyrobiony, szkoda, ze popsuty,

Zajakal sie i piszczal, im dalej, tem gorzej.

Goscie w smiech; musial przerwac znowu Podkomorzy.

'Mosci Kluczniku - krzyknal - lub raczej puszczyku,

Jesli dziob twoj szanujesz, dosc mi tego krzyku!'

Ale Gerwazy grozba wcale sie nie strwozyl,

Prawa reke powaznie na zegar polozyl,

A lewa wzial sie pod bok; tak oburacz wsparty,

'Podkomorzenku! - krzyknal. - Wolne panskie zarty.

Wrobel mniejszy niz puszczyk, a na swoich wiorach

Smielszy jest anizeli puszczyk w cudzych dworach:

Co klucznik, to nie puszczyk; kto w cudze poddasze

Noca wlazi, ten puszczyk, i ja go wystrasze'.

'Za drzwi z nim !' - Podkomorzy krzyknal. - 'Panie Hrabia! -

Zawolal Klucznik. - Widzisz Pan, co sie wyrabia?

Czy nie dosyc sie jeszcze Panski honor plami,

Ze Pan jadasz i pijasz z temi Soplicami?

Trzebaz jeszcze, aby mnie, zamku urzednika,

Gerwazego Rebajle, Horeszkow klucznika,

Lzyc w domu Panow moich? I Panze to zniesie?'

Wtem Protazy zawolal trzykroc: 'Uciszcie sie!

Na ustap! Ja, Protazy Baltazar Brzechalski,

Dwojga imion, jeneral niegdys trybunalski,

Vulgo wozny, woznenska obdukcyja robie

I wizyja formalna, zamawiajac sobie

Urodzonych tu wszystkich obecnych swiadectwo

I pana Asesora wzywajac na sledztwo

Z powodu Wielmoznego Sedziego Soplicy:

O inkursyja, to jest o najazd granicy,

Gwalt zamku, w ktorym Sedzia dotad prawnie wlada,

Czego dowodem jawnym jest, ze w zamku jada'.

'Brzechaczu! - wrzasnal Klucznik. - Ja cie wnet naucze!'

I dobywszy zza pasa swe zelazne klucze,

Okrecil wkolo glowy, puscil z calej mocy;

Pek zelaza wylecial jako kamien z procy.

Pewnie leb Protazemu rozbilby na cwierci;

Szczesciem, schylil sie Wozny i wydarl sie smierci.

Porwali sie z miejsc wszyscy, chwile byla glucha

Cichosc, az Sedzia krzyknal: 'W dyby tego zucha!

Hola, chlopcy!' - i czeladz rzucila sie zwawo

Ciasnym przejsciem pomiedzy scianami i lawa.

Lecz Hrabia krzeslem w srodku zagrodzil im droge

I na tym szancu slabym utwierdziwszy noge:

'Wara! - zawolal. - Sedzio! nie wolno nikomu

Krzywdzic sluge mojego w moim wlasnym domu;

Kto ma na starca skarge, niech ja mnie przelozy'.

Zyzem w oczy Hrabiemu spojrzal Podkomorzy:

'Bez wascinej pomocy ukarac potrafie

Zuchwalego szlachetke; a Wasc, Mosci Grafie,

Przed dekretem ten zamek za wczesnie przywlaszczasz;

Nie Wac tu jestes panem, nie Wac nas ugaszczasz;

Siedz cicho, jakes siedzial; jesli siwej glowy

Nie czcisz, to szanuj pierwszy urzad powiatowy'.

'Co mi? - odmruknal Hrabia. - Dosc juz tej gawedy!

Nudzcie drugich waszymi wzgledy i urzedy.

Dosc juz glupstwa zrobilem wdajac sie z Wacpanstwem

W pijatyki, ktore sie koncza grubijanstwem.

Zdacie mi sprawe z mego honoru obrazy.

Do widzenia po trzezwu - podz za mna, Gerwazy!'

Nigdy sie odpowiedzi takiej nie spodziewal

Podkomorzy; wlasnie swoj kieliszek nalewal,

Gdy zuchwalstwem Hrabiego razony jak gromem,

Oparlszy sie o kielich butlem nieruchomym,

Glowe wyciagnal na bok i ucha przylozyl,

Oczy rozwarl szeroko, usta wpol otworzyl;

Milczal, lecz kielich w reku tak poteznie cisnal,

Ze szklo dzwieknawszy peklo, plyn w oczy mu prysnal.

Rzeklbys, iz z winem ognia w dusze sie nalalo,

Tak oblicze splonelo, tak oko palalo.

Zerwal sie mowic, pierwsze slowo niewyraznie

Mlel w ustach, az przez zeby wylecialo: 'Blaznie!

Grafiatko! ja cie... Tomasz, karabele! Ja tu

Naucze ciebie mores, blaznie! Daj go katu!

Wzgledy, urzedy nudza, uszko delikatne!

Ja cie tu zaraz po tych zauszniczkach platne!

Fora za drzwi! do korda! Tomasz, karabele!'

Wtem do Podkomorzego skocza przyjaciele;

Sedzia porwal mu reke: 'Stoj Pan, to rzecz nasza,

Mnie tu naprzod wyzwano; Protazy, palasza!

Puszcze go w taniec jako niedzwiadka na kiju'.

Lecz Tadeusz Sedziego wstrzymal: 'Panie Stryju,

Wielmozny Podkomorzy, czyz sie Panstwu godzi

Wdawac sie z tym fircykiem, czy tu nie ma mlodzi?

Na mnie sie zdajcie, ja go nalezycie skarce;

A Waszec, panie smialku, co wyzywasz starce,

Obaczym, czyli jestes tak strasznym rycerzem;

Rozprawimy sie jutro, plac i bron wybierzem.

Dzis uchodz, pokis caly!'

Dobra byla rada;

Klucznik i Hrabia wpadli w obroty nie lada.

Przy wyzszym koncu stola wrzal tylko krzyk wielki,

Ale z ostrego konca lataly butelki

Kolo Hrabiego glowy. Strwozone kobiety

W prosby, w placz; Telimena, krzyknawszy: 'Niestety!'

Wzniosla oczy, powstala i padla zemdlona,

I przechyliwszy szyje przez Hrabi ramiona,

Na piers jego zlozyla swe piersi labedzie.

Hrabia, choc zagniewany, wstrzymal sie w zapedzie,

Zaczal cucic, ocierac.

Tymczasem Gerwazy,

Wystawiony na stolkow i butelek razy,

Juz zachwial sie, juz czeladz zakasawszy piescie,

Rzucala sie nan zewszad hurmem, gdy na szczescie

Zosia, widzac szturm, skoczy i litoscia zdjeta

Zaslania starca, na krzyz rozpiawszy raczeta.-

Wstrzymali sie;

Gerwazy z wolna ustepowal,

Zniknal z oczu, szukano, gdzie sie pod stol schowal,

Gdy nagle z drugiej strony wyszedl jak spod ziemi,

Podnioslszy w gore lawe ramiony silnemi,

Okrecil sie jak wiatrak, oczyscil pol sieni,

Wzial Hrabie i tak oba lawa zaslonieni

Cofali sie ku drzwiczkom; juz dochodza progow,

Gerwazy stanal, jeszcze raz spojrzal na wrogow,

Dumal chwile, niepewny, czy cofac sie zbrojnie,

Czyli z nowym orezem szukac szczescia w wojnie.

Obral drugie; juz lawe jak taran murowy

W tyl dzwignal dla zamachu, juz ugiawszy glowy,

Z wypieta naprzod piersia, z podniesiona noga

Mial wpasc... ujrzal Wojskiego, uczul w sercu trwoge.

Wojski, cicho siedzacy z przymruzonem okiem,

Zdawal sie pograzony w dumaniu glebokiem;

Dopiero gdy sie Hrabia z Podkomorzym sklocil

I Sedziemu pogrozil, Wojski glowe zwrocil,

Zazyl dwakroc tabaki i przetarl powieki.

Chociaz Wojski Sedziemu byl krewny daleki,

Ale w goscinnym jego domu zamieszkaly,

O zdrowie przyjaciela byl niezmiernie dbaly.

Przypatrywal sie zatem z ciekawoscia walce,

Wyciagnal z lekka na stol reke, dlon i palce,

Polozyl noz na dloni, trzonkiem do paznokcia

Indeksu, a zelazem zwrocony do lokcia,

Potem reka w tyl nieco wychylona kiwal,

Niby bawiac sie, lecz sie w Hrabiego wpatrywal.

Sztuka rzucania nozow, straszna w recznej bitwie,

Juz byla zaniechana podowczas na Litwie,

Znajoma tylko starym; Klucznik jej probowal

Nieraz w zwadach karczemnych. Wojski w niej celowal,

Widac z zamachu reki, ze silnie uderzy,

A z oczu lacno zgadnac, ze w Hrabiego mierzy

(Ostatniego z Horeszkow, chociaz po kadzieli).

Mniej baczni mlodzi ruchow starca nie pojeli;

Gerwazy zbladnal, lawa Hrabiego zaklada,

Cofa sie ku drzwiom.

'Lapaj!' - krzyknela gromada.

Jako wilk obskoczony znienacka przy scierwie

Вы читаете Pan Tadeusz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату