przez smetarz szla dziewica moru,
Ktora wznosi sie czolem nad najwyzsze drzewa,
A w lewym reku chustka skrwawiona powiewa.
Rozne stad wnioski tworzyl stojacy przy plocie
Cywun, co przyszedl zdawac sprawe o robocie,
I pisarz prowentowy w szeptach z ekonomem.
Lecz Podkomorzy siedzial na przyzbie przed domem.
Przerwal rozmowe gosci, znac, ze glos zabiera;
Blysnela przy ksiezycu wielka tabakiera
(Cala z szczerego zlota, z brylantow oprawa,
We srodku za szklem portret krola Stanislawa);
Zadzwonil w nia palcami, zazyl i rzekl: 'Panie
Tadeuszu, Wascine o gwiazdach gadanie
Jest tylko echem tego, co slyszales w szkole.
Ja o cudzie - prostakow poradzic sie wole.
I ja astronomiji sluchalem dwa lata
W Wilnie, gdzie Puzynina, madra i bogata
Pani, oddala dochod z wioski dwiestu chlopow
Na zakupienie roznych szkiel i teleskopow;
Ksiadz Poczobut, czlek slawny, byl obserwatorem
I calej Akademiji naonczas rektorem,
Przeciez w koncu katedre i teleskop rzucil,
Do klasztoru, do cichej celi swej powrocil
I tam umarl przykladnie. Znam sie tez z Sniadeckim,
Ktory jest madrym bardzo czlekiem, chociaz swieckim.
Owoz astronomowie planete, komete,
Uwazaja tak jako mieszczanie karete;
Wiedza, czyli zajezdza przed krola stolice,
Czyli z rogatek miejskich rusza za granice;
Lecz kto w niej jechal? po co? co z krolem rozmawial?
Czy krol posla z pokojem, czy z wojna wyprawial?
O to ani pytaja.
Pomne, za mych czasow,
Gdy Branecki kareta swa ruszyl do Jassow
I za ta niepoczciwa pociagnal kareta
Ogon targowiczanow, jak za ta kometa -
Lud prosty, choc w publiczne nie mieszal sie rady,
Zgadnal zaraz, ze ogon ow jest wrozba zdrady.
Slychac, ze lud dal imie m i o t l y tej komecie,
I powiada, ze ona milijon wymiecie'.
A na to rzekl z uklonem Wojski: 'Prawda, Jasnie
Wielmozny Podkomorzy; przypominam wlasnie,
Co mnie mowiono niegdys, malemu dziecieciu,
Pamietam, choc nie mialem wowczas lat dziesieciu,
Kiedy widzialem w domu naszym nieboszczyka
Sapiehe, pancernego znaku porucznika,
Co potem byl nadwornym marszalkiem krolewskim,
Na koniec umarl wielkim kanclerzem litewskim,
Miawszy lat sto i dziesiec. Ten, za krola Jana
Trzeciego byl pod Wiedniem w choragwi hetmana
Jablonowskiego; owoz ow kanclerz powiadal,
Ze wlasnie kiedy na kon krol Jan Trzeci siadal,
Gdy nuncjusz papieski zegnal go na droge,
A posel austryjacki calowal mu noge,
Podajac strzemie (posel zwal sie Wilczek hrabia),
Krol krzyknal: <<Patrzcie, co sie na niebie wyrabia>>
Spojrza, alic nad glowy suwal sie kometa
Droga, jaka ciagnely wojska Mahometa:
Z wschodu na zachod; potem i ksiadz Bartochowski,
Skladajac panegiryk na tryumf krakowski,
Pod godlem
O tym komecie; takze czytam o nim w dziele
Pod tytulem
Cala wyprawa krola nieboszczyka Jana
I wyryta choragiew wielka Mahometa,
I ow taki, jak dzis go widzimy, kometa'.
'Amen - rzekl na to Sedzia - ja wrozbe Waszeci
Przyjmuje; oby z gwiazda zjawil sie Jan Trzeci!
Jest na zachodzie wielki dzis bohater; moze
Kometa go przywiedzie do nas; co daj Boze!'
Na to rzekl Wojski, glowe pochyliwszy smutnie:
'Kometa czasem wojny, czasem wrozy klotnie!
Niedobrze, iz sie zjawil tuz nad Soplicowem:
Moze nam grozi jakiem nieszczesciem domowem.
Mielismy wczora dosyc rozterku i zwady,
Tak w czasie polowania, jako i biesiady,
Rejent klocil sie z rana z panem Asesorem,
A pan Tadeusz wyzwal Hrabiego wieczorem.
Pono spor ten ze skory niedzwiedziej pochodzil;
I gdyby mnie Dobrodziej Sedzia nie przeszkodzil,
Ja bym u stolu obu przeciwnikow zgodzil.
Bo chcialem opowiedziec wypadek ciekawy,
Podobny do zdarzenia wczorajszej wyprawy,
Co trafil sie najpierwszym strzelcom za mych czasow,
Poslowi Rejtanowi i ksieciu Denassow.
Przypadek byl takowy:
Jeneral Podolskich
Ziem przejezdzal z Wolynia do swoich dobr polskich,
Czy tez, gdy dobrze pomne, na sejm do Warszawy.
Po drodze zwiedzal szlachte, juz to dla zabawy,
Juz dla popularnosci; wstapil wiec do pana
Tadeusza, dzis swietej pamieci, Rejtana,
Ktory byl potem naszym nowogrodzkim poslem
I w ktorego ja domu od dziecinstwa wzroslem.
Owoz Rejtan na przyjazd ksiecia Jenerala
Zaprosil gosci - liczna szlachta sie zebrala,
Bylo teatrum (Ksiaze kochal sie w teatrze);
Fajerwerk dawal Kaszyc, ktory mieszka w Jatrze,
Pan Tyzenhauz tancerzy przyslal, a kapele
Oginski i pan Soltan, co mieszka w Zdzieciele.
Slowem, dawano huczne nad spodziw zabawy
W domu, a w lasach wielkie robiono oblawy.
Wiadomo zas Waszmosciom jest, ze prawie wszyscy,
Ile ich zapamietac mozna, Czartoryscy,
Choc ida z Jagiellonow krwi, lecz do myslistwa
Nie sa bardzo pochopni, pewno nie z lenistwa,
Lecz z gustow cudzoziemskich; i ksiaze Jeneral
Czesciej do ksiazek nizli do psiarni zazieral,
I do alkowek damskich czesciej niz do lasow.
W swicie Ksiecia byl ksiaze niemiecki Denassow,
O ktorym powiadano, ze w libijskiej ziemi
Goszczac, polowal niegdys z krolmi murzynskiemi
I tam tygrysa spisa w recznym boju zwalil,
Z czego sie bardzo ksiaze ow Denassow chwalil.
U nas zas polowano na dziki w te pore;
Rejtan zabil ze sztucca ogromna maciore,
Z wielkim niebezpieczenstwem, bo z bliska wypalil.
Kazdy z nas trafnosc strzalu wydziwial i chwalil,
Tylko Niemiec Denassow obojetnie sluchal
Pochwal takich i, chodzac, pod nos sobie dmuchal:
Ze trafny strzal dowodzi tylko smiale oko,
Biala bron smiala reke; i zaczal szeroko
Znowu gadac o swojej Libiji i spisie,
O swych krolach murzynskich i o swym tygrysie.
Markotno to sie stalo panu Rejtanowi,
Byl czlek zywy, uderzyl po szabli i mowi:
<<Mosci Ksiaze! kto patrzy smiele, walczy smiele;
Warte dziki tygrysow, a spis karabele>> -
I zaczynali z Niemcem dyskurs nazbyt zwawy.
Szczesciem, ksiaze Jeneral przerwal te rozprawy,
Godzac ich po francusku. Co tam gadal, nie wiem,
Ale ta zgoda byl to popiol nad zarzewiem,
Bo Rejtan wzial do serca, okazyi czekal
I dobra sztuke splatac Niemcowi przyrzekal;
Tej sztuki ledwie wlasnym nie przyplacil zdrowiem,
A splatal ja nazajutrz, jak to wnet opowiem'.
Tu Wojski umilknawszy prawa reke wznosil
I u Podkomorzego tabakiery prosil;
Dlugo zazywa, konczyc powiesci nie raczy,
Jak gdyby chcial zaostrzyc ciekawosc sluchaczy.
Zaczynal wreszcie, kiedy znowu mu przerwano
Powiesc taka ciekawa, tak pilnie sluchana!
Bo do Sedziego nagle ktos przyslal czlowieka,
Donoszac, ze z niezwlocznym interesem czeka.
Sedzia, dajac dobranoc, zegnal cale grono;
Natychmiast sie po roznych stronach rozpierzchniono:
Ci spac do domu, tamci w stodole na sianie;
Sedzia szedl podroznemu dawac posluchanie.
Inni juz spia. Tadeusz po sieniach sie zwija,
Chodzac jako wartownik okolo drzwi stryja,
Bo musi w waznych rzeczach rady jego