reke? a coz Telimena powie?

Nie - czul, ze nie mogl dluzej zostac w Soplicowie.

Tak zadumany, ledwie zrobil krokow pare,

Gdy mu cos droge zaszlo; spojrzal, widzi mare,

Cala w bieliznie, dluga, wysmukla i cienka.

Suwala sie ku niemu z wyciagnieta reka,

Od ktorej odbijal sie drzacy blask miesieczny,

I przystapiwszy, cicho jeknela: 'Niewdzieczny!

Szukales wzroku mego, teraz go unikasz,

Szukales rozmow ze mna, dzis uszy zamykasz,

Jakby w slowach, we wzroku mym byla trucizna!

Dobrze mi tak, wiedzialam, kto jestes! - mezczyzna!

Nie znajac kokieterii, nie chcialam cie dreczyc,

Uszczesliwilam; takzes umial mnie zawdzieczyc!

Tryumf nad miekkim sercem serce twe zatwardzil;

Zes je zdobyl zbyt lacno, zbyt predkos niem wzgardzil!

Dobrze mi tak! lecz straszna nauczona proba,

Wierz mi, iz wiecej niz ty - gardze sama soba!'

'Telimeno - Tadeusz rzekl - dalbog, nietwarde

Mam serce ani ciebie unikam przez wzgarde,

Ale uwaz no sama, wszak nas widza, sledza,

Czyz mozna tak otwarcie? coz ludzie powiedza?

Wszak to nieprzyzwoicie, to, dalbog, jest grzechem'.

'Grzechem! - odpowiedziala mu z gorzkim usmiechem -

Niewiniatko! baranek! Ja, bedac kobieta,

Jesli z milosci nie dbam, chocby mnie odkryto,

Chocby mnie oslawiono; a ty, ty mezczyzna?

Coz szkodzi z was ktoremu, chociaz sie i przyzna,

Ze ma romans z dziesieciu razem kochankami?

Mow prawde: chcesz mnie rzucic?' - Zalala sie lzami.

'Telimeno, coz by swiat mowil o czlowieku -

Rzekl Tadeusz - ktory by teraz, w moim wieku,

Zdrow, zyl na wsi, kochal sie - kiedy tyle mlodzi,

Tylu zonatych od zon, od dzieci uchodzi

Za granice, pod znaki narodowe biezy?

Chocbym chcial zostac, czy to ode mnie zalezy?

Ojciec mnie testamentem kazal, abym sluzyl

W wojsku polskiem, teraz stryj ten rozkaz powtorzyl.

Jutro jade, zrobilem juz postanowienie,

I dalbog, Telimeno, juz go nie odmienie'.

'Ja - rzekla Telimena - nie chce ci zagradzac

Drogi do slawy, szczesciu twojemu przeszkadzac!

Jestes mezczyzna, znajdziesz kochanke godniejsza

Serca twojego, znajdziesz bogatsza, piekniejsza!

Tylko dla mej pociechy niech wiem przed rozstaniem,

Ze twoja sklonnosc byla prawdziwem kochaniem,

Ze to nie byl zart tylko, nie rozpusta plocha,

Lecz milosc; niech wiem, ze mnie moj Tadeusz kocha!

Niech slowo <<kocham>> jeszcze raz z ust twych uslysze,

Niech je w sercu wyryje i w mysli zapisze;

Przebacze lacniej, chociaz przestaniesz mnie kochac,

Pomnac, jakes mnie kochal...' - I zaczela szlochac.

Tadeusz, widzac, ze tak placze i tak blaga

Czule, i tylko takiej drobnostki wymaga,

Wzruszyl sie, przejely go szczery zal i litosc,

I jezeliby badal serca swego skrytosc,

Moze by sie w tej chwili i sam nie dowiedzial,

Czyli ja kochal, czy nie. - Wiec zywo powiedzial:

'Telimeno, bogdaj mnie jasny piorun ubil,

Jesli nieprawda, zem cie, dalbog, bardzo lubil

Czy kochal; krotkie z soba spedzilismy chwile,

Ale one mnie przeszly tak slodko, tak mile,

Ze beda dlugo, zawsze mysli mej przytomne,

I dalibogze, nigdy ciebie nie zapomne'.

Telimena skoczywszy padla mu na szyje:

'Tegom sie spodziewala, kochasz mnie, wiec zyje!

Bo dzisiaj mialam dni me wlasna reka skrocic!

Gdy mnie kochasz, moj drogi, czyz mozesz mnie rzucic?

Tobie oddalam serce, oddam ci majatek,

Pojde za toba wszedzie; kazdy swiata katek

Bedzie mnie z toba mily! Z najdzikszej pustyni

Milosc, wierzaj mi, ogrod rozkoszy uczyni'.

Tadeusz, wydarlszy sie z objecia przemoca:

'Jak to? - rzekl - czys z rozumu obrana? gdzie? po co?

Jechac ze mna? Ja, bedac sam prostym zolnierzem,

Wloczyc, czy markietanke?' 'To my sie pobierzem' -

Rzekla mu Telimena. 'Nie, nigdy! - zawola

Tadeusz. Ja zenic sie nie mam teraz zgola

Zamiaru ni kochac sie - fraszki! dajmy pokoj!

Prosze cie, moja droga, rozmysl sie! uspokoj!

Ja jestem tobie wdzieczen, ale niepodobna

Zenic sie, kochajmy sie, ale tak - z osobna.

Zostac dluzej nie moge; nie, nie, jechac musze,

Badz zdrowa, Telimeno moja, jutro rusze'.

Rzekl, nasuwal kapelusz, odwracal sie bokiem,

Chcac isc; lecz go wstrzymala Telimena okiem

I twarza, jak Meduzy glowa; musial zostac

Mimowolnie; pogladal z trwoga na jej postac,

Stala blada, bez ruchu, bez tchu i bez zycia!

Az wyciagajac reke jak miecz do przebicia,

Z palcem zmierzonym prosto w Tadeusza oczy:

'Tego chcialam - krzyknela - ha, jezyku smoczy!

Serce jaszczurcze! To nic, zem toba zajeta

Wzgardzila Asesora, Hrabie i Rejenta,

Zes mnie uwiodl i teraz porzucasz sierote,

To nic! Jestes mezczyzna, znam wasza niecnote,

Wiem, ze jak inni, tak ty moglbys wiare zlamac,

Lecz nie wiedzialam, ze tak podle umiesz klamac!

Sluchalam pode drzwiami stryja! wiec to dziecko?

Zosia? wpadla ci w oko? i na nia zdradziecko

Dybiesz! Zaledwies jedna nieszczesna oszukal,

A juzes pod jej bokiem nowych ofiar szukal!

Uciekaj, lecz cie moje doscigna przeklectwa -

Lub zostan, wydam swiatu twoje bezecenstwa;

Twe sztuki juz nie zwioda innych, jak mnie zwiodly!

Precz! gardze toba! jestes klamca, czlowiek podly!'

Na obelge smiertelna dla uszu szlachcica,

I ktorej zaden nigdy nie slyszal Soplica,

Zadrzal Tadeusz, twarz mu pobladla jak trupia,

Tupnawszy noga, usta przyciawszy, rzekl: 'Glupia!'

Odszedl; lecz wyraz 'podlosc' echem sie powtorzyl

W sercu, wzdrygnal sie mlodzian, czul, ze nan zasluzyl;

Czul, ze wyrzadzil wielka krzywde Telimenie,

Ze go slusznie skarzyla, mowilo sumnienie;

Lecz czul, ze po tych skargach tem mocniej ja zbrzydzil;

O Zosi, ach! pomyslic nie wazyl sie, wstydzil.

Przeciez ta Zosia, taka piekna, taka mila!

Stryj swatal ja! moze by jego zona byla,

Gdyby nie szatan, co go placzac w grzech za grzechem,

W klamstwo za klamstwem, wreszcie odstapil z usmiechem.

Zlajany, pogardzony od wszystkich! w dni pare

Zmarnowal przyszlosc! Uczul sluszna zbrodni kare.

W tej burzy uczuc, jakby kotwica spoczynku,

Zablysnela mu nagle mysl o pojedynku:

'Zamordowac Hrabiego! lotra! - krzyknal w gniewie. -

Zginac albo zemscic sie!' A za co? Sam nie wie!

I ten gniew wielki, jak sie zajal w mgnieniu oka,

Tak wywietrzal; znow zdjela go zalosc gleboka.

Myslil: 'Jesli prawdziwe bylo postrzezenie,

Ze Hrabia z Zosia jakies ma porozumienie,

I coz stad? Moze Hrabia kocha Zosie szczerze,

Moze go ona kocha? za meza wybierze!

Jakimze prawem chcialbym zerwac to zamescie

I, sam nieszczesnik, wszystkich mam zaburzac szczescie?'

Wpadl w rozpacz i nie widzial innego sposobu,

Chyba ucieczke predka; gdzie? chyba do grobu!

Wiec kulak przycisnawszy na schylonem czole,

Biegl ku lakom, gdzie stawy blyszczaly sie w dole,

I stanal nad blotnistym; w zielonawe tonie

Lakomy wzrok utopil i blotniste wonie

Z rozkosza ciagnal piersia, i otworzyl usta

Ku nim: bo samobojstwo jak kazda rozpusta

Jest wymyslna; on w glowy szalonym zawrocie

Czul niewymowny pociag utopic sie w blocie.

Lecz Telimena, z dzikiej mlodzienca postawy

Zgadujac rozpacz, widzac, ze pobiegl nad stawy,

Chociaz ku niemu takim slusznym gniewem pala,

Przelekla sie; w istocie dobre serce miala.

Вы читаете Pan Tadeusz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату