na reku i nogach,

A przeciez sie uwalnial; wiedzial o sposobie

Rwania wiezow, byl silny bardzo, ufal sobie.

Przemyslal ratowac sie milczkiem; oczy zmruzyl,

Niby spi, z wolna rece i nogi przedluzyl,

Dech wciagnal, brzuch i piersi scisnal co najwezej;

Az jednym razem kurczy, wydyma sie, prezy,

Jak waz, glowe i ogon gdy chowa w przeguby,

Tak Gerwazy z dlugiego stal sie krotki, gruby;

Rozciagnely sie, nawet skrzypnely powrozy,

Ale nie pekly! Klucznik ze wstydu i zgrozy

Przewrocil sie i w ziemie schowawszy twarz gniewna,

Zamknawszy oczy, lezal nieczuly jak drewno.

Wtem ozwaly sie bebny, naprzod z rzadka, potem

Coraz gestszym i coraz glosniejszym loskotem;

Na ten apel rozkazal oficer Moskali

Dzokejow z Hrabia zamknac pod straza na sali,

Szlachte wiesc na dwor, kedy stala druga rota.

Nadaremnie Kropiciel dasa sie i miota.

Sztab stal we dworze, a z nim zbrojnej szlachty wiele:

Podhajscy, Birbaszowie, Hreczechy, Biergele,

Wszyscy Sedziego krewni albo przyjaciele.

Na odsiecz mu przybiegli slyszac o napadzie,

Zwlaszcza ze z Dobrzynskimi byli z dawna w zwadzie.

Kto z wiosek batalijon Moskalow sprowadzil?

Kto tak predko sasiedztwo z zasciankow zgromadzil?

Asesor-li, czy Jankiel? Roznie slychac o tem,

Lecz nikt pewnie nie wiedzial ni wtenczas, ni potem.

Juz tez i slonce wschodzi, krwawo sie czerwieni,

Brzegiem tepym, jak gdyby odartym z promieni,

Na wpol widne, na poly w czerni chmur sie chowa

Jak rozzarzona w weglach kowalskich podkowa.

Wiatr wzmagal sie i pedzil obloki ze wschodu,

Geste i poszarpane jako bryly lodu;

Kazdy oblok w przelocie deszczem zimnym proszy,

Z tylu za nim wiatr leci i deszcz znowu suszy,

Za wiatrem znowu oblok nadbiega wilgotny:

I tak dzien na przemiany byl chlodny i slotny.

Tymczasem Major belki schnace pode dworem

Kaze wlec, w kazdej belce wysiekac toporem

Polokragle otwory, w te otwory wtyka

Nogi wiezniow i druga belka je zamyka.

Oba drewna gozdziami przebite po rogach

Scisnely sie, jako psie paszczeki, na nogach.

Zas powrozami mocniej sznurowano rece

Na plecach szlachty; Major, ku wiekszej ich mece,

Kazal pierwej pozdzierac z glow konfederatki,

Z plecow plaszcze, kontusze, nawet taratatki.

Nawet zupany. I tak szlachta, skuta w klodzie,

Siedziala rzedem, dzwoniac zebami na chlodzie

I na deszczu, bo coraz wzmagala sie slota,

Nadaremnie Kropiciel dasa sie i miota.

Darmo Sedzia za szlachta instancyje wnosi

I Telimena laczy prosby do lez Zosi,

Azeby miano wiekszy wzglad na niewolnikow.

Wprawdzie oficer rotny, pan Nikita Rykow,

Moskal, lecz dobry czlowiek, dal sie udobruchac,

Coz, kiedy sam majora Pluta musial sluchac!

Ten major, Polak rodem, z miasteczka Dzierowicz,

Nazywal sie (jak slychac) po polsku Plutowicz,

Lecz przechrzcil sie; lotr wielki, jak sie zwykle dzieje

Z Polakiem, ktory w carskiej sluzbie zmoskwicieje.

Plut stal z fajka przed frontem, w boki sie podpieral

I gdy mu klaniano sie, nos w gore zadzieral,

A za odpowiedz, na znak gniewnego humoru,

Wypuscil z ust klab dymu i poszedl do dworu.

A tymczasem Rykowa Sedzia ulagadza

I Asesora takze na bok odprowadza;

Przemyslaja, jak by rzecz zakonczyc bez sadu,

A co jeszcze wazniejsza, bez mieszan sie rzadu.

Wiec do majora Pluta rzekl kapitan Rykow:

'Panie Major! co nam z tych wszystkich niewolnikow?

Oddamy pod sad? bedzie szlachcie wielka bieda,

A Panu Majorowi nikt za to nic nie da.

Wiesz co, Major? ot, lepiej te sprawe zagodzic,

Pan Sedzia Majorowi musi trud nagrodzic,

My powiemy, ze my tu przyszli dla wizyty,

A tak i kozy cale, i wilk bedzie syty.

Przyslowie ruskie: Wszystko mozna, lecz ostroznie:

I to przyslowie: Sobie piecz na carskim roznie;

I to przyslowie: Lepsza zgoda od niezgody;

Zaplataj dobrze wezel, konce wsadz do wody.

Raportu nie podamy, tak sie nikt nie dowie.

Bog dal rece, zeby brac, to ruskie przyslowie'.

Slyszac to Major wstaje i od gniewu parska:

'Czy ty oszalal, Rykow? to sluzba cesarska,

A sluzba nie jest druzba, stary, glupi Rykow!

Czy ty oszalal? ja mam puszczac buntownikow!

W takim wojennym czasie! Ha, pany Polaki,

Ja was naucze buntu! Ha, szlachta lajdaki,

Dobrzynscy, oj, ja znam was! Niech lajdaki mokna!

(I zasmial sie na cale gardlo, patrzac w okno).

Wszakze ten sam Dobrzynski, co siedzi w surducie -

Hej, zdjac mu surdut! - w roku przeszlym na reducie

Zaczal ze mna te klotnie. Kto zaczal? on, nie ja.

On, gdy tanczylem, krzyknal: <<Precz, za drzwi zlodzieja>>

Ze wtenczas za pulkowej okradzenie kasy

Bylem pod sledztwem, mialem wielkie ambarasy,

A jemu co do tego? Ja tancze mazura,

On krzyczy z tylu: <<Zlodziej!>> - Szlachta za nim: <<Ura! >>

Skrzywdzili mnie - a co? wpadl w me szpony szlachciura.

Mowilem: Ej, Dobrzynski! ej, przyjdzie do woza

Koza - a co? Dobrzynski, widzisz! bedzie loza'.

Potem Sedziemu szepnal, schyliwszy sie, w ucho:

'Jesli chcesz, Sedzio, zeby to uszlo na sucho,

Za kazda glowe tysiac rubelkow gotowka.

Tysiac rubelkow, Sedzio, to ostatnie slowko'.

Sedzia chcial targowac sie, lecz Major nie sluchal,

Znowu biegal po izbie, dymem gesto buchal,

Podobny do szmermelu albo do rakiety.

Chodzily za nim proszac i placzac kobiety.

'Majorze - mowil Sedzia - choc pozwiesz do prawa,

Coz wygrasz? Tu nie zaszla zadna bitwa krwawa,

Nie bylo ran; ze zjedli kury i polgaski,

Za to wedle Statutu zaplaca nawiazki.

Ja na pana Hrabiego nie zanosze skargi,

To tylko byly zwykle sasiedzkie zatargi'.

'A czy Sedzia - rzekl Major -

z o l t a k s i e g e czytal?'

'Co to za zolta ksiega?' pan Sedzia zapytal.

'Ksiega - rzekl Major - lepsza niz wasze statuty,

A w niej pisze co slowo: stryczek, Sybir, knuty;

Ksiega ustaw wojennych, teraz w Litwie calej

Ogloszonych; juz pod stol wasze trybunaly.

Podlug ustaw wojennych za takowa psote

Pojdziecie juz to najmniej w sybirna robote'.

'Apeluje - rzekl Sedzia - do gubernatora'.

'Apeluj - rzekl Plut - chocby do Imperatora.

Wiesz, ze gdy Imperator zatwierdza ukazy,

Z laski swej czesto kare powieksza dwa razy.

Apelujcie, ja moze wynajde w potrzebie,

Mospanie Sedzio, dobry kruczek i na ciebie.

Wszak Jankiel, szpieg, ktorego juz rzad dawno sledzi,

Jest twoim domownikiem, w karczmie twojej siedzi.

Moge teraz was wszystkich wziac w areszt od razu'.

'Mnie - rzekl Sedzia - brac w areszt? jak smiesz bez rozkazu?'

I przychodzilo coraz do zywszego sporu,

Gdy nowy gosc zajechal na dziedziniec dworu.

Wjazd tlumny, dziwny. Przodem, niby laufer, biezy

Ogromny, czarny baran, a leb mu sie jezy

Czterema rogami, z ktorych dwa jako kablaki

Kreca sie kolo uszu, ubrane we dzwonki,

A dwa, od czola na bok wysuwajac konce,

Wstrzasaja kulki kragle, mosiezne, brzeczace.

Za baranem szly woly, trzoda owiec, kozy,

Za bydlem cztery ciezko pakowane wozy.

Wszyscy odgadli, ze to wjazd ksiedza Kwestarza.

Wiec pan Sedzia, powinnosc znajac

Вы читаете Pan Tadeusz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату