gospodarza,
Stal w progu witac goscia. Ksiadz na pierwszej bryce
Jechal, kapturem na wpol zasloniwszy lice,
Ale go wnet poznano, bo gdy wiezniow minal,
Zwrocil sie ku nim twarza, palcem na znak skinal.
I drugiej bryki furman rownie byl poznany:
Stary Maciek Rozeczka, za chlopa przebrany;
Szlachta zaczela krzyczec, skoro sie pokazal,
On rzekl: 'Glupi!' - i reka milczenie nakazal.
Na trzecim wozie Prusak w kubraku wytartym,
A pan Zan z Mickiewiczem jechali na czwartym.
A tymczasem Podhajscy i Isajewicze,
Birbasze, Wilbikowie, Biergele, Kotwicze,
Widzac szlachte Dobrzynskich w tak ciezkiej niewoli,
Zaczeli z dawnych gniewow ostygac powoli.
Bo szlachta polska, chociaz niezmiernie klotliwa
I porywcza do bitew, przeciez nie jest msciwa.
Biega wiec do Macieja starego po rade.
On kolo wozow cala ustawia gromade,
Kaze czekac.
Bernardyn wstapil do pokoju.
Zaledwie go poznano, choc nie zmienil stroju,
Tak przybral inna postac. Zwyczajnie ponury,
Zamyslony, a teraz glowe wzniosl do gory
I z mina rozjasniona, jak kwestarz rubacha,
Nim zaczal gadac, dlugo smial sie:
'Cha, cha, cha, cha,
Klaniam, klaniam! cha, cha, cha, wysmienicie, przednie!
Panowie oficery, kto poluje we dnie,
Wy w nocy! dobry polow, widzialem zwierzyne;
Oj, skubac, skubac szlachte, oj, drzec z nich lupine!
Oj, wezciez ich na munsztuk, bo tez szlachta bryka!
Winszuje ci, Majorze, zes zlowil Hrabika!
To tluscioszek, to bogacz, panicz z antenatow,
Nie wypuszczaj go z klatki bez trzystu dukatow;
A jak wezmiesz, na klasztor daj jakie trzy grosze
I dla mnie, bo ja zawzdy za twa dusze prosze.
Jakem bernardyn, bardzo mysle o twej duszy!
Smierc i sztabsoficerow porywa za uszy!
Dobrze napisal Baka, ze smierc dzga za katy
W szkarlaty i po suknie nieraz dobrze stuknie,
I po plotnie tak utnie, jak i po kapturze,
I po fryzurze rownie, jak i po mundurze.
Smierc matula, powiada Baka, jak cebula
Lzy wyciska, gdy sciska, a rownie przytula
I dziecko, co sie lula, i zucha, co hula!
Ach! ach! Majorze, dzisiaj zyjem, jutro gnijem,
To tylko nasze, co dzis zjemy i wypijem!
Panie Sedzio, wszakze to czas podobno sniadac?
Siadam za stol i prosze wszystkich ze mna siadac;
Majorze, gdyby zrazow? Panie Poruczniku,
Co myslisz? gdyby waze dobrego ponczyku?'
'To prawda, Ojcze - rzekli dwaj oficerowie -
Czas by juz zjesc i wypic Pana Sedzi zdrowie!'
Zdziwili sie domowi, patrzac na Robaka,
Skad mu sie wziela mina i wesolosc taka.
Sedzia wnet kucharzowi powtorzyl rozkazy;
Wniesiono waze, cukier, butelki i zrazy.
Plut i Rykow tak czynnie zaczeli sie zwijac,
Tak lakomie polykac i gesto zapijac,
Ze w pol godziny zjedli dwadziescia trzy zrazy
I wychylili ponczu ogromne pol wazy.
Wiec Major syt i wesol w krzesle sie rozwalil,
Dobyl fajke, biletem bankowym zapalil
I otarlszy sniadanie z ust koncem serwety,
Obrocil smiejace sie oczy na kobiety
I rzekl: 'Ja, piekne Panie, lubie was jak wety!
Na me szlify majorskie, gdy czlek zjadl sniadanie,
Najlepsza jest po zrazach zakaska gadanie
Z paniami tak pieknemi jak wy, piekne Panie!
Wiecie co? grajmy w karty! w welba-cwelba? w wista?
Albo pojdzmy mazurka? he! do diablow trzysta!
Wszak ja w jegierskim pulku pierwszy mazurzysta!'
Za czym ku damom blizej schylil sie wygiety
I puszczal na przemiany dym i komplementy.
'Tanczyc! - zawolal Robak - gdy wychyle flasze,
To i ja, choc ksiadz, habit czasami podkasze
I potancze mazurka! Ale wiesz, Majorze,
My tu pijem, a jegry tam zmarzna na dworze?
Hulac, to hulac! Sedzio, daj beczke siwuchy!
Major pozwoli, niechaj pija jegry zuchy!'
'Prosilbym - rzecze Major - lecz w tem nie ma musu'.
'Daj, Sedzio - szepnal Robak - beczke spirytusu'.
I tak, kiedy we dworze sztab wesoly lyka,
Za domem zaczela sie w wojsku pijatyka.
Rykow kapitan milczkiem kielichy wychylal,
Lecz Major pil i razem damom sie przymilal,
A wzmagal sie w nim coraz tancowania zapal;
Rzucil fajke i reke Telimeny zlapal,
Chcial tanczyc, lecz uciekla; wiec podszedl do Zosi,
Klaniajac sie, slaniajac, do mazurka prosi:
'Hej! ty Rykow, przestanze tam trabic na fajce,
Precz fajka, wszak ty dobrze grasz na balabajce;
Widzisz no tam gitare, podz no, wez gitare,
I mazurka! ja, Major, ide w pierwsza pare'.
Kapitan wzial gitare i struny przykrecal,
Plut znowu Telimene do tanca zachecal.
'Slowo majorskie, Panno, nie Rosyjaninem
Jestem, jezeli klamie! chce byc sukinsynem,
Jezeli klamie; spytaj, a oficerowie
Wszyscy poswiadcza, cala armija to powie,
Ze w tej drugiej armiji, w korpusie dziewiatym,
W drugiej pieszej dywizji, w pulku piecdziesiatym
Jegierskim major Plut jest pierwszy mazurzysta.
Podzze, Panienko! nie badz taka narowista!
Bo ja po oficersku ukarze Panienke...'
To mowiac skoczyl, chwycil Telimeny reke
I szerokim calusem w biale ramie klasnal,
Gdy Tadeusz, przypadlszy z boku, w twarz mu trzasnal.
I calus, i policzek ozwaly sie razem,
Jeden za drugim, jako wyraz za wyrazem.
Major oslupial, oczy przetarl, z gniewu blady
Zawolal: 'Bunt! buntownik!' - i dobywszy szpady,
Biegl przebic; wtem Ksiadz dostal z rekawa krocice:
'Pal, Tadeuszku! - krzyknal - pal jak w jasna swiece!'
Tadeusz wnet pochwycil, wymierzyl, wypalil,
Chybil, ale Majora zgluszyl i osmalil.
Porywa sie z gitara Rykow: 'Bunt! bunt!' - wola,
Wpada na Tadeusza; lecz Wojski zza stola
Machnal reka na odlew; noz w powietrzu swisnal
Miedzy glowy i pierwej uderzyl, niz blysnal.
Uderza w dno gitary, na wylot ja wierci,
Schylil sie na bok Rykow i tak uszedl smierci.
Lecz strwozyl sie; krzyknawszy:
'Jegry! bunt! Jej Bogu!' -
Dobyl szpady, broniac sie zblizal sie do progu.
Wtem z drugiej strony izby wpada szlachty wiele
Przez okna, z rapierami, Rozeczka na czele.
Plut w sieni, Rykow za nim, wolaja zolnierzy,
Juz trzech najblizszych domu na pomoc im biezy;
Juz przeze drzwi wlaza trzy blyszczace bagnety,
A za nimi trzy czarne schylone kaszkiety.
Maciek stal u drzwi z Rozga wzniesiona do gory,
Lgnac do sciany, czatowal jako kot na szczury,
Az cial okropnie; moze glowy by trzy zwalil,
Lecz stary, czy nie dojrzal, czy zbyt sie zapalil,
Bo nim szyje wytkneli, rabnal po kaszkietach,
Zdarl je; Rozga spadajac brzakla po bagnetach.
Moskale cofaja sie, Maciek ich wygania
Na dziedziniec.
Tam jeszcze wiecej zamieszania.
Tam stronnicy Soplicow pracuja w zawody
Nad rozkuciem Dobrzynskich, rozrywaja klody;
Widzac to jegry za bron porywaja, biega;
Sierzant, wpadlszy, bagnetem przebil Podhajskiego,
Dwoch drugich szlachty zranil, do trzeciego strzela,
Uciekaja; bylo to przy klodzie Chrzciciela.
Ten juz mial rece wolne, gotowe ku walce:
Wstal, podniosl dlon i zwinal w klebek dlugie palce,
I z gory tak uderzyl w grzbiet Rosyjanina,
Ze twarz jego i skron wbil w zamek karabina.
Trzasl zamek, lecz zalany krwia proch juz nie spalil;
Sierzant u nog Chrzciciela na swa bron sie zwalil.
Chrzciciel schyla sie, chwyta karabin za