Mikolajem, tyle ze czarnym jak heban i z olbrzymimi klami.
— Czy przypadkiem nie jestes zbyt pewny siebie?
— A niby skad mialbym to wiedziec, nawet gdybym byl? — spytal rezolutnie Roger. — Wydaje mi sie, ze nie jestem. Trzeba zapytac tutejszy personel, oni wiedza o mnie wiecej niz ja sam.
Pare zdan pozniej udalo mu sie zakonczyc rozmowe, ze swiadomoscia, ze prezydent jest nie usatysfakcjonowany i niejasno zaniepokojony, lecz malo go to obchodzilo. Coraz mniej jest tego, co mnie obchodzi — pomyslal Roger. No i byl szczery — rzeczywiscie z utesknieniem czekal na start. Bedzie mu brakowalo Sulie i Klary. W glebi ducha on tez odczuwal podskorny niepokoj na mysl o niebezpieczenstwie i dlugosci podrozy. Lecz podtrzymywalo go z kolei na duchu przewidywanie tego, co zastanie, gdy dotrze do celu: spotkanie z planeta, dla ktorej zostal stworzony. Wzial do reki gitare i ponownie zabral sie do Segovii, ale nie wychodzilo mu tak dobrze, jakby sobie zyczyl. Po pewnym czasie zdal sobie sprawe, ze dar idealnego stroju muzycznego jest takze uposledzeniem: stroj gitary Segovii nie byl idealny, jego struna A nie drgala dokladnie 440 razy na sekunde, lecz byla nizsza o pare hercow, a jego struna D stosunkowo jeszcze nizsza o prawie cwierc tonu. Wzruszyl ramionami, az nietoperzowe skrzydla zakrecily sie jak cepy, i odlozyl gitare.
Przez chwile siedzial, jakby kij polknal, na swoim krzeselku do gry na gitarze, bez poreczy i z prostym oparciem, i zbieral mysli.
Cos go jednak dreczylo. To cos mialo na imie Dorka. W grze na gitarze znajdowal przyjemnosc i relaks, ale zrodlem tej przyjemnosci byl sen na jawie: roil sobie, ze siedzi na pokladzie zaglowki z Dorka i Bradem i niedbale bierze od Brada gitare i zadziwia ich wszystkich. Jakims nieodgadnionym sposobem wszystkie drogi w jego zyciu wiodly do Dorki. Gra na gitarze mial sprawic przyjemnosc Dorce. Okropnosc jego wygladu polegala na tym, ze byl on okropny dla Dorki. Tragedia jego kastracji sprowadzala sie do zawodu, jaki sprawilby Dorce. To wszystko niby go juz nie bolalo, jego obecne spojrzenie na te sprawy byloby nie do pomyslenia jeszcze pare tygodni temu, ale nadal tkwily one w jego duszy jak ciernie. Siegnal do telefonu i zaraz cofnal dlon.
Nie zadowalal go sam telefon do Dorki. Juz sie o tym przekonal. Tak naprawde pragnal sie z nia zobaczyc.
Bylo to oczywiscie niemozliwe. Nie pozwalano mu opuscic Instytutu. Szlag by trafil Verna Scanyona. Straznicy zatrzymaja go w drzwiach. Telemetria natychmiast zdradzi jego czynnosci, elektroniczny nadzor wewnetrzny rejonu zlokalizuje kazdy jego krok, wszystkie moce Instytutu sprzysiegna sie, zeby go nie wypuscic.
I nie ma najmniejszego sensu prosic o pozwolenie. Nawet Dasha — zakonczy sie to w najlepszym razie tak, ze na polecenie prezydenta dostarcza mu zniewolona i wsciekla Dorke do pokoju. Roger nie zyczyl sobie, zeby Dorka przyszla do niego pod przymusem, z drugiej strony mial pewnosc, ze jemu nie pozwola pojsc do niej.
Z drugiej strony…
Z drugiej strony — zadumal sie — na cholere mu pozwolenie?
Nieruchomy jak posag siedzial na swym krzeselku z prostym oparciem i dumal tak przez minute. Nastepnie delikatnie wlozyl gitare do pudla i przystapil do dzialania. Przede wszystkim schylil sie przy scianie, wyciagnal z gniazda przypodlogowego wtyczke i wetknal w nie palec. Miedziany paznokiec nie byl gorszy od gwozdzia. Bezpieczniki poszly. Swiatla w pokoju pogasly. Ciche pyr-pyr i szelesty szpul urzadzen rejestrujacych zwolnily i umilkly. Pokoj pograzyl sie w ciemnosciach. Pozostalo jeszcze cieplo, a takie oswietlenie wystarczalo dla oczu Rogera. Widzial wystarczajaco dobrze, zeby powyciagac telemetryczne koncowki ze swego ciala. Znajdowal sie juz za drzwiami, gdy Klara Bly, ktora w przerwie na kawe dolewala sobie smietanki, obejrzala sie na buczaca tablice wskaznikow.
Z bezpiecznikami wyszlo mu lepiej, niz planowal: pogasly rowniez swiatla na korytarzach. W korytarzu byli ludzie, lecz nie widzieli w ciemnosci. Roger wyminal ich i zbiegl schodami przeciwpozarowymi po cztery stopnie naraz, nim zorientowano sie, ze go nie ma. Zestroil sie z ruchami swego ciala ze swoboda i gracja. Procentowalo mu teraz cale baletowe szkolenie Katarzyny Doughty: tanecznym krokiem zbiegl ze schodow, przepiruetowal przez drzwi, frunal skokami przez korytarz — straznik u wejscia nie zdazyl nawet podniesc wzroku od swego telewizora, jak Rogera owional chlod nocy. Byl na dworze; mknal autostrada w kierunku srodmiescia Tonki z predkoscia siedemdziesieciu kilometrow na godzine.
Noc jarzyla sie rodzajami swiatel, jakich nigdy w zyciu nie widzial. Nad glowa mial zbita warstwe chmur — niskie stratocumulusy pedzone wiatrem z polnocy i ponad nimi srednie chmury klebiaste — a mimo to dostrzegal mgliste luny tam, gdzie przesaczalo sie nieco promieni najjasniejszych gwiazd. Po obu stronach drogi oklahomska preria lsnila trupia poswiata resztki ciepla pozostalego z dnia, popstrzona rozlewiskami blasku w miejscach, w ktorych stal dom lub budynek gospodarczy. Samochody wlokly po autostradzie wielkie pioropusze swiatla, jaskrawe u wylotu rury wydechowej, czerwieniejace i ciemniejace w miare jak obloki goracych spalin rozchodzily sie w mroznym powietrzu. Wkroczywszy do samego miasta wypatrywal i omijal rzadkich przechodniow, z ktorych kazdy swiecil jak zjawa nikla luna wlasnego ciepla. Otaczajace go budynki wiezily drobne pozostalosci ciepla po zmierzchu, ale rozsiewaly dodatkowo wiecej ze swych wlasnych systemow ogrzewania i jarzyly sie niczym robaczki swietojanskie.
Przystanal na rogu swojej uliczki. Po drugiej stronie, naprzeciwko drzwi do jego domu, stal zaparkowany samochod z dwoma mezczyznami w srodku. Sygnaly ostrzegawcze zaplonely mu w, mozgu i samochod zamienil sie w czolg z wycelowanym w jego glowe dzialem. Ci ludzie nie stanowili problemu. Zmienil kierunek i przemknal podworkami na tylach domow, pokonujac ploty i przeslizgujac sie przez furtki, zas pod wlasnym domem wysunal miedziane pazury do zahaczenia i jakby nigdy nic zaczal piac sie na gore po murze.
To bylo to, co wlasnie chcial zrobic. Nie tylko uniknac ludzi w samochodzie przed domem, ale rozegrac to jak w basni: chodzilo mu o moment, kiedy wleci przez okno Dorki, zaskakujac ja na… na czym?
Zaskoczyl ja na ogladaniu kina nocnego w telewizji. Wlosy miala sklejone nalozona farba; oparta na poduszkach siedziala w lozku samotnie jedzac lody.
Powolutku otworzyl uchylone okno i wsliznal sie przez nie; Dorka obrocila glowe w jego strone.
Krzyknela.
Nie byl to zwyczajny krzyk, byl to natychmiastowy atak histerii. Dorka rzucila lody i wyskoczyla z lozka. Telewizor stoczyl sie i gruchnal o podloge. Dorka z lkaniem przywarla do przeciwleglej sciany, zaslaniajac piesciami zacisniete z calej sily oczy.
— Przepraszam — powiedzial Roger ni w piec, ni w dziewiec.
Chcial zblizyc sie do niej, ale rozsadek wzial gore. Wygladala tak bezradnie i pociagajaco w swym przezroczystym szlafroczku i z cieniutka przepaska majtek bikini.
— Przepraszam — wykrztusila, spojrzala na niego, odwrocila wzrok, powlokla sie do lazienki i zatrzasnela za soba drzwi.
No coz — pomyslal — nie mozna jej winic. Wyobrazal sobie doskonale, co za niesamowity widok przedstawial soba, wlazac tak przez okno znienacka.
— A mowilas, ze wiesz, jak wygladam — zawolal.
Z lazienki nie uslyszal zadnej odpowiedzi, dopiero w chwile pozniej dolecial go plusk wody. Rozejrzal sie po pokoju. Byl zupelnie taki sam jak zawsze. Szafy tak samo jak zawsze pelne jej i jego ciuchow. Puste miejsce za lozkami tak samo puste jak zawsze, bez ukrytych kochankow. Nie byl z siebie dumny, ze przeszukuje mieszkanie jak pierwszy lepszy sredniowieczny rogacz, lecz nie spoczal, dopoki nie nabral pewnosci, ze Dorka jest sama.
Zadzwonil telefon.
Obdarzony blyskawicznymi odruchami Roger porwal sluchawke widelek, chyba jeszcze zanim rozleglo sie pierwsze „drrr”, tak szybko i z taka gwaltownoscia, ze zostaly mu szczatki w dloni. Ekran wizji rozjarzyl sie, po czym zgasl, jako ze mial obwody sprzezone z fonia.
— Halo? — powiedzial Roger. Lecz nie otrzymal odpowiedzi; postaral sie o to, zeby juz nikt nigdy nie porozmawial przez ten aparat.
— Jezu! — wyrwalo mu sie.
Nie bardzo sobie wyobrazal, jak potoczy sie to spotkanie, ale bylo jasne, ze zaczelo sie zle.
Po wyjsciu z lazienki Dorka nie plakala, ale i nie odezwala sie do niego. Nie patrzac na Rogera powedrowala do kuchni.
— Zrobie sobie herbaty — powiedziala przez ramie.
— A moze ja bym ci zrobil cos mocniejszego? — zaproponowal z nadzieja.
— Nie.