Uslyszal odglosy napelniania elektrycznego czajnika, jego cichutki spiew poprzedzajacy zagotowanie sie wody oraz kilkakrotne pokaslywanie. Wytezyl sluch i zlowil oddech swojej zony, juz spokojniejszy i rowniejszy.
Usiadl w fotelu, ktory zawsze byl jego fotelem, i czekal. Skrzydla mu przeszkadzaly. Mimo tego, ze automatycznie uniosly sie ponad jego glowe, nie mogl sie oprzec. Niezdolny usiedziec w miejscu, przewedrowal do salonu. Przez wahadlowe drzwi dobiegl go glos zony:
— Chcesz herbaty?
— Nie. — Po czym dodal: — Nie, dziekuje.
W gruncie rzeczy mial wielka ochote na herbate, nie z zadnej tam potrzeby plynow czy odzywek, lecz z potrzeby poczucia, ze uczestniczy w jakims normalnym, majacym precedens wydarzeniu z Dorka. Nie chcial jednak rozchlapywac i oblewac sie na jej oczach, a nie cwiczyl za wiele z filizankami, spodeczkami i plynami…
— Gdzie jestes? — Z filizanka w dloniach przystanela pod drzwiami wahadlowymi. Nagle go spostrzegla. — Och. Dlaczego nie zapalisz swiatla?
— Nie chce. Kochanie, usiadz i na chwile przymknij oczy.
Przyszedl mu do glowy pewien pomysl.
— Po co?
Ale zrobila tak, jak prosil, sadowiac sie w fotelu z boku kolo sztucznego kominka. Podniosl fotel wraz z nia i przekrecil go tak, ze siedziala twarza do sciany. Rozejrzal sie za czyms do siedzenia dla siebie, ale nie zobaczyl nic czy tez nic, co by odpowiadalo jego nowej geometrii — podlogowe poduszki i kanapy, wszystko niewygodne albo dla ciala, albo dla skrzydel — z drugiej jednak strony wiedzial, ze wlasciwie nie potrzebuje siadac. Jego sztuczne miesnie nie wymagaly tego rodzaju relaksu. Totez stanal za jej plecami.
— Czuje sie lepiej, kiedy nie patrzysz na mnie — rzekl.
— Rozumiem to, Roger. Wystraszyles mnie i tyle. Szkoda, ze wpadles przez okno tak znienacka! Ja z kolei nie powinnam byc tak bardzo pewna, ze moge na ciebie patrzec, to znaczy patrzec tak jak gdyby nigdy nic… to znaczy bez ataku histerii.
— Wiem, jak wygladam — rzekl.
— To jednak nadal jestes ty, prawda? — powiedziala Dorka do sciany. — Chociaz nie przypominam sobie, zebys kiedykolwiek przedtem wspinal sie z ulicy po murze domu, aby wlezc mi do lozka.
— To zadna sztuka — stwierdzil zdobywajac sie na cos, co bylo niemal niefrasobliwoscia.
— No wiec… — pociagnela lyk herbaty — mow. O co tu chodzi?
— Chcialem cie zobaczyc.
— Widziales mnie. Przez telefon.
— Chcialem, zeby to nie bylo przez telefon. Chcialem byc z toba w jednym pokoju.
Chcial nawet wiecej, chcial jej dotknac, chcial siegnac dlonia do jej karku i masowac, i piescic, az sie rozluzni, lecz nie starczylo mu smialosci. Opuscil dlon i zamiast tego zapalil gazowy plomien w kominku, nie tyle dla ciepla, co dla odrobiny swiatla, ktore przyda sie Dorce. I zeby bylo radosniej.
— Mamy tego nie robic, Roger. Grzywna wynosi tysiac dolarow…
Rozesmial sie.
— Nie dla ciebie ani dla mnie, Dorka. Gdyby ktos ci sprawial klopot, zadzwon do Dasha i powiedz mu, ze ja pozwolilem.
Dora wziela papierosa z pudelka lezacego na brzegu stolika i zapalila.
— Roger, kochanie — powiedziala z wolna — ja nie moge przyzwyczaic sie do tego wszystkiego. Nie chodzi mi tylko o twoj wyglad. To rozumiem. Nie jest mi lekko, ale przynajmniej wiedzialam wczesniej, czego sie spodziewac. Nawet jesli nie myslalam, ze to spotka ciebie. Ale nie moge przyzwyczaic sie do tego, ze jestes taki… no, nie wiem… wazny.
— Ja tez nie moge sie do tego przyzwyczaic. — Wrocil pamiecia do reporterow telewizji i wiwatujacych tlumow, kiedy powrocil na Ziemie po uratowaniu Rosjan. — Teraz jest inaczej. Czuje sie tak, jakbym cos dzwigal na plecach, moze caly swiat.
— Dash mowil, ze wlasnie dokladnie tak jest. Polowa z tego, co on gada, to pieprzenie, ale akurat nie to. Jestes naprawde waznym czlowiekiem, Roger. Zawsze byles slawny. Kto wie, czy nie dlatego wlasnie za ciebie wyszlam. Ale tamto, to jak byc gwiazda rocka. Podniecajace, ale w kazdej chwili mogles wszystko rzucic, gdyby ci sie znudzilo. To nie sadze, abys mogl rzucic. — Zgniotla niedopalek. — Tak czy owak — powiedziala — jestes tutaj, a oni pewnie tam w Instytucie wariuja.
— Dam sobie rade.
— Tak — rzekla zamyslona. — Pewnie, ze dasz. O czym pogadamy?
— O Bradzie — powiedzial.
Tego nie zamierzal. Slowo wydobylo sie z jego sztucznej krtani, sformowalo na jego przestrojonych wargach bez zadnego udzialu swiadomej mysli. Poczul, jak ona sztywnieje.
— A co tu jest do gadania o Bradzie? — spytala.
— To, ze z nim sypiasz, tylko tyle — odrzekl.
Jej kark zaplonal leciutko i Roger wiedzial bez zagladania jej w twarz, ze wystapila tam zdradzajaca wszystko siatka naczyn krwionosnych. Gazowe plomyki tanczyly w kominku kladac sie piekna tecza barw na jej czarnych wlosach i Roger zapatrzyl sie urzeczony gra kolorow, jak gdyby nie mialo znaczenia to, co mowil do swojej zony, ani co ona mowila do niego.
— Roger — powiedziala — ja doprawdy nie wiem, jak z toba postepowac. Gniewasz sie na mnie?
W milczeniu obserwowal taniec kolorow.
— Ostatecznie, Roger, przedyskutowalismy te sprawe dawno temu. Ty masz swoje romanse, ja swoje. Zgodzilismy sie, ze one nie maja zadnego znaczenia.
— Maja znaczenie, jesli sprawiaja bol. — Wylaczyl swoje oczy z radoscia witajac ciemnosc jako sojusznika mysli. — Tamte byly inne.
— Jak to inne? — Teraz byla zla.
— Inne, poniewaz je przedyskutowalismy — powiedzial wykretnie.
— Jak bylem w Algierii i nie moglas wytrzymac klimatu, to inna sprawa. To, co robilas powrociwszy do Tonki i co ja robilem w Algierii, nie krzywdzilo zadnego z nas. Jak bylem na orbicie…
— .Nigdy z nikim nie spalam, kiedy byles na orbicie!
— Wiem o tym, Dora. Uwazalem, ze to bardzo ladnie z twojej strony. Naprawde tak uwazalem, bo to nie byloby uczciwe, prawda? Chodzi mi o to, ze moje wlasne mozliwosci byly dosc ograniczone. Zacny Juli Bronin nie byl w moim typie. Ale teraz to co innego. To tak, jakbym znowu znalazl sie na orbicie, tylko ze teraz jest jeszcze gorzej. Nie mam nawet Juliego! Malo, ze nie mam dziewczyny, to nawet gdybym mial, nie moglbym niczego z nia zdzialac — nie mialbym czym.
— Ja to wszystko wiem — rzekla bezradnie. — Coz moge ci powiedziec?
— Mozesz mi powiedziec, ze bedziesz dla mnie dobra zona! — ryknal.
Wystraszyl ja, zapomnial, co moze jego glos. Rozplakala sie. Wyciagnal reke, zeby ja poglaskac, po czym pozwolil opasc rece. Co to da? O Jezu — pomyslal. — Ale bigos! Jedyna pocieche znajdowal w tym, ze rozmowa toczyla sie tutaj, w zaciszu ich domowego ogniska, spontanicznie i bez swiadkow. Bylaby nie do zniesienia w czyjejkolwiek obecnosci, ale my, rzecz jasna, rejestrowalysmy kazde slowo.
Dwanascie
Dwie Symulacje i jedna rzeczywistosc
Miedzianopalcy Roger wysadzil wiecej niz jeden bezpiecznik topikowy. Spowodowal zwarcie w calej skrzynce bezpiecznikow automatycznych. Trzeba bylo dwudziestu minut na przywrocenie swiatel.
Na szczescie 3070 mial rezerwowe zasilanie pamieci, totez rdzenie nie ulegly skasowaniu. Przeinaczone zostaly operacje w toku. Wszystkie trzeba bylo powtorzyc. Automatyczny nadzor nie dzialal jeszcze dlugo po zniknieciu Rogera.
O tym, co zaszlo, jako jedna z pierwszych dowiedziala sie Sulie Carpenter, ktora w gabinecie sasiadujacym z pomieszczeniem komputera ucinala sobie krotka drzemke w oczekiwaniu na zakonczenie symulacji Rogera. Nie