Po raz pierwszy po kilkudniowej przerwie Jennifer jadla obiad przy stole. Krecilo jej sie troche w glowie i byla jeszcze oslabiona, ale mimo wszystko odczuwala wielka ulge. Stwierdzila, ze w jadalni jest cieplej niz w jej pokoju, a poza tym tak bardzo pragnela towarzystwa, ze pozostali ustapili.

– Milo, ze znowu jestes z nami – odezwal sie Rikard, a reszta towarzystwa przytaknela.

Pozniej przeniesli sie do salonu. Rikard zostal troche dluzej, zeby pomoc Jennifer owinietej w mnostwo kocow.

– Nawet nie potrafie wyrazic, jak bardzo sie ciesze, ze wyzdrowialas – powiedzial cieplo Rikard. Pragnac zadoscuczynic zlu, ktore jej wyrzadzil, podniosl dlon dziewczyny i lekko pocalowal czubki jej palcow.

Wydala okrzyk zachwytu.

– Ojej! To tak smiesznie laskocze na calym ciele!

Rikard zamarl w bezruchu.

– W takim razie juz wiecej tego nie zrobie – obiecal.

Cala szostka grala w karty przy kominku. Wiatr, wiejacy teraz z troche mniejsza sila niz poprzednio, zawodzil ponuro. Wciaz bylo zimno, chociaz temperatura powoli sie podnosila i termometr wskazywal minus pietnascie stopni.

– Och, nie. Nie powinnam sobie tak po prostu siedziec i grac w karty! – wybuchnela Trine pelna wyrzutow sumienia. – Nie teraz, kiedy Borre niedawno…

– Uwazam, ze to niezmiernie wazne, zebysmy sobie znajdowali jakies zajecia – przerwal jej Rikard. – A zwlaszcza ty, bo wlasnie tobie szczegolnie ciezko. Mamy i tak strasznie rozstrojone nerwy.

– Racja – poparl go Jarl Fretne, ktory najwyrazniej oswoil sie z grupa. – To, ze nie wiemy, kiedy i czy w ogole stad wyjdziemy… Musimy sie starac zachowac rownowage psychiczna.

– Gdyby byl z nami Svein – westchnal Ivar. – Byl z niego swietny gracz.

To stwierdzenie nie bylo zbyt przemyslane. Przez ostatnie dni bardzo sie niepokoili losem Sveina. Zyli nadzieja, ze na nartach udalo mu sie dotrzec do ludzi, ale z kazdym dniem nadzieja ta topniala. Gdyby mu sie udalo, na pewno by ich juz odnalezli. W poblizu Vindeid staly jakies domki kempingowe, moze tam znalazl schronienie.

W milczeniu grali dalej, odzywajac sie do siebie tylko wtedy, gdy wymagala tego rozgrywka.

– Slyszalem, ze ty tez widzialas poruszajaca sie klamke – zagadnal Jennifer lektor.

– Mozliwe, chociaz nie jestem pewna, czy to nie byly jakies majaki. Ale jest cos jeszcze…

– O, nie. Nie chce wiecej slyszec zadnych koszmarnych historii – zaprotestowala Trine, kladac na stol niewlasciwa karte. Kiedy ustalo ogolne poruszenie, odezwal sie Rikard:

– Jennifer, o czym chcialas powiedziec?

– Nic takiego. Zastanawialam sie tylko, czy ktos z was przechadza sie czasami po gorze?

Wymienili pytajace spojrzenia. Kolejno krecili glowami.

– Nie. Slyszalas dochodzace stamtad odglosy?

W gescie zazenowania odgarnela wlosy z czola.

– Ciagle nie wiem, ile w tym winy goraczki, ale rzeczywiscie wydaje mi sie, ze slyszalam dobiegajace stamtad przytlumione trzaski. Jak gdyby ktos sie skradal po starej skrzypiacej podlodze. Czy zadne z was niczego takiego nie slyszalo…?

– Nie – zapewnil Rikard.

– W takim razie to na pewno przez goraczke – wyjasnila pospiesznie.

– Albo wiatr. To stary dom. Tak czy inaczej, dokladnie sprawdzilem caly budynek. Pietro, strych, piwnice, wszystkie pomieszczenia gospodarcze, garderoby, kazdy najmniejszy zakamarek. Nie ma tu nikogo oprocz nas.

– Wlasnie – podchwycila wzburzona Trine – i to jest najgorsze! Daje nam bardzo ograniczona mozliwosc wyboru: albo grasuje tu jakis duch, albo to ktos z nas!

– Droga Trine, uspokoj sie – pocieszal ja Ivar, delikatnie poklepujac po ramieniu. – To wszystko moze byc tylko zbiegiem okolicznosci.

– Zbiegiem okolicznosci? Drzwi, ktore sie same otwieraja, poruszajace sie klamki, wanny spadajace ze schodow, niezidentyfikowane istoty biegajace po piwnicy i nie zamieszkanych pietrach, jakies pojawiajace sie i znikajace zjawy i Borre, ktory umarl ze strachu. Mozecie mowic, co chcecie, ale wlasnie strach go zabil!

Rikard uderzyl dlonia w stol i westchnal.

– Nie ma sensu sie straszyc, Trine. Caly czas staram sie to wyjasnic. Zaczne od wanny. Jak wiecie, sa jeszcze boczne schody, ktorymi ktos z nas mogl wejsc, postawic wanne na samym brzegu najwyzszego stopnia i zejsc ta sama droga. Tlumaczy to, dlaczego nie widzialem nikogo wchodzacego na schody w holu. Poza tym przesluchiwalem osobno kazde z was i zaczynam rozumiec powiazania miedzy tymi faktami. Ale nie wiem jeszcze wszystkiego, pozostalo kilka niejasnych punktow. Cos jeszcze sie nie zgadza. Bez wzgledu na to, co sobie myslisz, Borre nie umarl ze strachu przed jakims duchem. Prawdopodobnie przelakl sie, czujac, ze slabnie mu serce, i stad wyraz jego twarzy.

Stanowczy glos Rikarda podzialal kojaco na nerwy pozostalych. Niespiesznie powrocili do przerwanej gry w karty.

Nagle, ku ich wielkiemu zdziwieniu i rozpaczy, znowu zgaslo swiatlo.

– Dlaczego teraz? – rozleglo sie w ciemnosci pytanie Louise. – Przeciez burza juz sie skonczyla!

– Moze musza dokonczyc naprawe we wsi i wylaczyli prad tylko na kilka minut? – podsunal Jarl Fretne.

– O tak poznej porze? Wobec tego co robimy?

– Ivar, sprawdz, czy nie wysiadl jakis bezpiecznik – polecil Rikard. – Trine, zapal swieczki, a ja uzupelnie zapas drewna.

Zaczela sie ogolna krzatanina, bo wszyscy chcieli sie okazac przydatni.

Jennifer nie powinna wlasciwie nic robic, ale probujac nadrobic okres choroby, pomagala nosic buty i ubrania suszace sie przy kominku, a takze jakies dziwne przedmioty wyplatane przez Ivara z galezi.

– Buty do chodzenia po sniegu – wyjasnil Jarl Fretne. – Nasza ostatnia szansa na wydostanie sie stad.

Kiedy Jennifer z nareczem butow przechodzila mrocznym korytarzem w strone drewutni, dostrzegla, ze ktos nadchodzi z przeciwnego konca.

To na pewno Rikard z drewnem na opal, pomyslala. Ale to takie dziwne! Czy nie widzialam go przed chwila w salonie?

Nie, chyba cos pomylilam. To na pewno on!

A jednak to nie byl Rikard…

Rikard odchodzil wlasnie od kominka, kiedy Jennifer wbiegla do salonu. Pozostali akurat przebywali gdzie indziej, wiekszosc z nich w kuchni.

– Co sie stalo, Jennifer? – zapytal. – Wygladasz, jakbys zobaczyla samego diabla.

– Och, Rikard! – pisnela. – Zrobilam cos potwornego! Co on sobie o mnie pomysli?

– Kto?

– Ivar – wyszeptala roztrzesiona. – Natknelam sie na niego w tym przejsciu, sadzilam, ze to ty, bo miales przyniesc drewno, a on mnie pocalowal. Kiedy sie zorientowalam, ze to on, myslalam, ze sie zapadne pod ziemie ze wstydu. Co mam zrobic?

Rikard przyjrzal sie jej nieprzeniknionym wzrokiem w cieplym blasku ognia plonacego na kominku.

– Czy odwzajemnilas pocalunek?

– Oczywiscie, ze tak! Wlasnie to bylo najgorsze. Co on sobie o mnie pomysli?

Rikard odezwal sie spokojnym glosem:

– Po pierwsze, absolutnie nie powinnas biegac po zimnych korytarzach, zanim calkiem nie wyzdrowiejesz. Po drugie, z Ivarem mozna porozmawiac. On jest w porzadku. Czy chcesz sama wytlumaczyc to nieporozumienie, czy ja mam to zrobic?

Nie majac odwagi spojrzec Rikardowi w oczy, odparla cicho:

– Bedziesz strasznie mily, jesli zechcesz z nim porozmawiac.

Rikard wyszedl, a Jennifer probowala zetrzec rumieniec z plonacych policzkow.

Rikard zastal Ivara z kuchni.

– Moga z toba zamienic pare slow?

Вы читаете W Snieznej Pulapce
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату