Siedziala bez ruchu.
– A ja… Jennifer, to bylo przerazajace, ale nagle zdalem sobie sprawe, ze chce cie miec. Ciebie, niewinne dziecko! Mozna chyba powiedziec, ze mnie podniecalas, ale to bylo cos wiecej. Nie rozumiesz? Ty i ja spedzalismy wtedy ze soba mnostwo czasu… Ja… naprawde cie kochalem!
Jennifer zauwazyla nagle, ze kurczowo sciska oparcie krzesla. Nie wazyla sie nawet oddychac.
Rikard kontynuowal, pelen pogardy do siebie:
– Ale jestem „czlowiekiem honoru”, wiec wyjechalem.
Usilnie sie starala jasno myslec.
– Szkoda, ze nie zostales! – tyle tylko mogla z siebie wydobyc. W ogole nie mogla sie skoncentrowac na jego slowach, pamietala tylko wlasna bezmierna tesknote.
– Czy ty tego nie rozumiesz? Gdybym zostal, zrobilbym ci dokladnie to samo, co ten lobuz!
Jennifer zerwala sie z krzesla. Z wypiekami na policzkach i walacym sercem stanela przy oknie. Nareszcie dotarl do niej sens jego slow.
Rikard? Rikard na miejscu tamtego? Czy jego tez by uwazala za lajdaka?
Na tym sie konczyly jej mysli i uczucia. W zaden sposob nie mogla wyobrazic sobie tej sceny. Ona, z taka bujna wyobraznia, nie potrafila przewidziec, jak by zareagowala.
Rikard rowniez wstal. Wyczuwala jego ogromna niepewnosc.
– Powiedzialem, ze zmarnowalas wiele lat mojego zycia, Jennifer. Przez ciebie sie zastanawialem, czy jestem jakims potworem, ktory nie potrafi znalezc przyjemnosci w kontaktach z innymi mlodymi kobietami. Wszystkie proby nawiazania blizszej znajomosci konczyly sie zaledwie po kilku tygodniach. Zaczynalem przypuszczac, ze jestem zboczencem, ktorego interesuja tylko male dziewczynki. Podswiadomie porownywalem wszystkie napotkane dziewczyny do ciebie, a potem przestawalem okazywac im zainteresowanie, zaniedbywalem je, wiec odchodzily. Az do czasu, kiedy spotkalem Marit. Mieszkala daleko, rzadko sie spotykalismy, a poza tym miala chlodne, rozsadne podejscie do milosci. Zapomnialem o tobie, Jennifer, i nawet jesli nie bylem szczesliwy, to przynajmniej udawalo mi sie zachowywac rownowage. – Przerwal na moment, odetchnal gleboko i zaraz podjal: – A potem spotkalem ciebie, wlasnie kiedy zranila mnie Marit i calym sercem, albo przynajmniej polowa, chcialem ja odzyskac. Przezwyciezylem te historie z toba i teraz wydaje mi sie, ze tamtego wieczoru wiele lat temu czulem do ciebie tylko pociag fizyczny. Dlatego wlasnie wystapilem wczoraj z ta glupia propozycja, chcialem z toba skonczyc raz na zawsze, przestac o tobie rozmyslac. Wyobrazalem sobie, ze w ten sposob moge pomoc rowniez tobie. Ze dostarcze ci wspanialych doznan zwiazanych ze wspolzyciem mezczyzny z kobieta, bo jest to mozliwe, nawet jesli nie ma miedzy nimi milosci. Wystarczy, ze beda dla siebie czuli.
Glos mial bardzo niepewny.
– To bylo skazane na niepowodzenie – odezwala sie cicho, nie patrzac na niego. – Sama nie wiem, jak bym zareagowala. Najprawdopodobniej odepchnelabym cie z wsciekloscia. A jesli nie… Coz, to by oznaczalo, ze czuje do ciebie wiecej niz ty do mnie. Tak czy inaczej, nie chce miec z toba romansu! Ja chce zachowac twoja przyjazn, Rikardzie, potrzebuje jej.
Pomimo zaskakujacego odczucia, ze poniosl sromotna porazke, odezwal sie spokojnie:
– W kazdym razie juz wiesz, co sie wtedy stalo. Chce, zebys zostala w moim pokoju, a ja pojde do ciebie. Moze uslysze te odglosy, o ktorych mowilas. Dobranoc, Jennifer.
– Dobranoc – odparla, w dalszym ciagu nie odwracajac glowy.
Byla smutna. Ich przyjazn nie mogla byc juz taka, jak dawniej.
ROZDZIAL IX
Tego dnia wszyscy wstali pozno. Wszyscy byli przerazeni perspektywa spedzenia kolejnych dni w tym odcietym od swiata starym hotelu.
Ivar zaproponowal, ze skoro on najlepiej zna droge, a Jennifer ma najbardziej odpowiednie ubranie, to moze wspolnie postaraja sie sprowadzic pomoc. Jednak Rikard zaprotestowal tak gwaltownie, ze wszystkich to zastanowilo…
Trine zamknela sie na klucz w swoim pokoju i nie chciala do nich przyjsc. Zostawiali jej jedzenie przed drzwiami. Kiedy musiala wyjsc do lazienki, uzbrojona w masywny swiecznik przebiegala w te i z powrotem jak wicher.
A zatem siedzieli przy stole tylko w czworke. Cztery osoby, zebrane wylacznie ze wzgledow grzecznosciowych. Panowal bardzo nieprzyjemny nastroj. Nikogo nie cieszyl nawet fakt, ze temperatura na zewnatrz powoli rosla. Czy moglo byc inaczej, skoro mieli miedzy soba morderce?
W prasie pojawily sie spekulacje.
Zgloszono jeszcze jedno zaginiecie – Sveina.
Dopiero teraz zauwazono pewna prawidlowosc.
Panstwo Pedersen mieli corke w Vindeid. Rikard Mohr jezdzil czasami w odwiedziny do swojej dziewczyny, mieszkajacej w Vindeid. Lektor Jarl Fretne mial w imieniu swojego przyjaciela zalatwic w Vindeid pewna sprawe. A chlopak imieniem Svein pochodzil z Boren, miejscowosci graniczacej z Vindeid, lezacej po drugiej stronie gory Kvitefjell.
Podawano komunikaty, w ktorych proszono, aby zglaszac zaginiecie innych osob.
Dyrektor Egil Borgum dowiedzial sie o tym przez radio. Zadzwonil do Boren pod pewien numer, ktorego zdazyl sie nauczyc na pamiec. Dowiedzial sie, ze jego byla zona opuscila dom w sobote, dwudziestego trzeciego pazdziernika. Zadzwonil na policje i zglosil zaginiecie Louise Borgum, po czym wsiadl do samochodu i ruszyl w dluga droge do Boren.
Policja w Vindeid zaczela dzialac. Bystrzy i energiczni dziennikarze tez sie tam udali, zeby sprobowac szczescia. Niestety, nie powiodlo im sie.
W przeciwienstwie do tych, ktorzy pojechali do Boren…
Rikard poprosil Jennifer, zeby zaniosla Jarlowi Fretne dzbanek goracej kawy i mala przekaske. On tymczasem mial trzymac straz w kuchni i dopilnowac, zeby nikt za nia nie poszedl.
Kiedy byli ze soba sam na sam, starali sie na siebie nie patrzec. Wkradl sie miedzy nich jakis nieznany dotad nastroj, znikla dawna spontanicznosc. Wyznanie Rikarda ani troche nie pomoglo, stalo sie tylko jasne, ze musi nastapic ostateczne rozstrzygniecie. Albo ich przyjazn przetrwa, albo tez umrze smiercia naturalna. Obie mozliwosci wydawaly sie Jennifer nie do przyjecia. Czy musial jej o tym mowic? Czy nie byloby lepiej zachowac tego milego, nie zobowiazujacego status quo?
Jennifer wiedziala, ze jest teraz niesprawiedliwa w stosunku do Rikarda i nieszczera wobec siebie samej. Juz od dawna nie istnialo zadne status quo, przynajmniej jesli o nia chodzi.
Przystanela z dzbankiem i talerzykiem w jednej rece, otworzyla drzwi kluczem otrzymanym od Rikarda. Weszla tylem do pokoju.
– Przynosze ci troche…
Zamilkla. W pokoju panowalo lodowate zimno. Fretne lezal nieruchomo na lozku, twarz mial zaslonieta kocem.
Jennifer zamarla w bezruchu, krew tetnila jej w uszach.
– Fretne? – zapytala ostroznie. – Dlaczego tak lezysz? To tylko ja, Jennifer, przynioslam ci jedzenie.
Och, przyszlo jej do glowy idiotyczne skojarzenie z Czerwonym Kapturkiem i wilkiem! Podeszla do lozka smiertelnie przerazona, zeby odslonic koc.
W tej samej chwili uswiadomila sobie, ze w pokoju unosi sie mdly, obrzydliwy zapach.
Zimno – koc – zapach…
Jennifer jeknela, skoczyla do drzwi i otworzyla je. Wyjrzala na korytarz. Wszystko sie zgadza! Pomylila sie i weszla do pokoju, w ktorym lezal Borre Pedersen.
Drzacymi rekami podala Jarlowi jedzenie i raz jeszcze obejrzala jego rane.
No, pomyslala. W kazdym razie juz wiem, ze to byl koszmarny sen, kiedy widzialam twarz zmarlego w swoim pokoju. Trudno bylo wymazac z pamieci ten widok. W goraczce snilo jej sie tyle niesamowitych rzeczy.