— Nie maja wyobrazni, zeby klamac, sir. Dostaje pan to, co widza.

— Ogniste slepia.

— Dwie czerwone kropki — poprawil sumiennie Tyleczek. — Ktore w samej rzeczy moga byc para jarzacych sie oczu, sir.

— Sluszna uwaga. — Vimes poskrobal sie po brodzie. — Niech to demony! Mam tylko nadzieje, ze to nie zaden bog. Tylko tego nam jeszcze trzeba w takiej chwili. Mozesz zrobic kopie, zeby je rozeslac do wszystkich komisariatow?

— Tak, sir. Chochlik ma dobra pamiec.

— No to do roboty.

Zanim jednak Tyleczek zdazyl wyjsc, drzwi otworzyly sie znowu. Vimes uniosl glowe. Przed nim stali Angua z Marchewa.

— Marchewa? Myslalem, ze dzisiaj masz wolne.

— Odkrylismy morderstwo, sir! W Muzeum Chleba Krasnoludow. Ale kiedy wrocilismy na komende, powiedzieli nam, ze nie zyje lord Vetinari!

Naprawde? — pomyslal Vimes. Oto plotka w dzialaniu. Gdyby udalo sie modulowac ja prawda, jakze bylaby uzyteczna…

— Calkiem gleboko oddycha jak na zwloki — odparl. — Mysle, ze wyjdzie z tego. Ktos przedostal sie przez jego ochrone, to wszystko. Sprowadzilem juz lekarza. Nie ma powodu do obaw.

Ktos przedostal sie przez jego ochrone, myslal. Tak. I to ja jestem jego ochrona.

— Mam nadzieje, ze ten czlowiek jest najlepszy na swoim polu — rzekl Marchewa.

— Nawet lepiej: on leczy najlepszych w polu — odparl Vimes.

Jestem jego ochrona i niczego nie zauwazylem…

— Gdyby cos mu sie stalo, dla miasta bylaby to tragedia.

W szczerym spojrzeniu Marchewy Vimes dostrzegal tylko niewinna troske.

— Bylaby, rzeczywiscie — przyznal. — W kazdym razie mamy sytuacje pod kontrola. Mowiles, ze zdarzylo sie jeszcze jedno morderstwo?

— W Muzeum Chleba Krasnoludow. Ktos zabil pana Hopkinsona jego wlasnym chlebem!

— Zmusil go do jedzenia?

— Uderzyl go nim — wyjasnil Marchewa tonem wyrzutu. — To chleb bojowy, sir.

— Chodzi o tego staruszka z siwa broda?

— Tak jest, sir. Pamieta pan, przedstawilem mu pana, kiedy zabralem pana na wystawe bumerangowych ciasteczek.

Angui zdawalo sie, ze widzi, jak lekki grymas wspomnien przebiega zawstydzony przez twarz komendanta.

— Kto chodzi po miescie i zabija starcow? — zwrocil sie Vimes z pytaniem do swiata jako calosci.

— Nie wiem, sir. Funkcjonariusz Angua przeszla do dzialan po cywilnemu… — Marchewa konspiracyjnie poruszyl brwiami. — Ale nikogo nie zdolala wyniuchac. I nic nie zginelo. A to jest narzedzie zbrodni.

Chleb bojowy byl o wiele wiekszy od zwyklego bochenka. Vimes obrocil go delikatnie w dloniach.

— Krasnoludy rzucaja tym jak dyskiem, tak?

— Tak jest, sir. W zeszlym roku na Igrzyskach Siedmiu Gor Snori Tarczogryz na dwadziescia piec sazni scial czubki rzedowi szesciu jajek na twardo. A rzucal standardowym bochenkiem mysliwskim. Ale to… to zabytek kultury. Nie mamy juz technologii wypieku pozwalajacej uzyskac taki chleb. Jest unikalny.

— Cenny?

— Bardzo, sir.

— Wart kradziezy?

— Nigdzie by go pan nie sprzedal! Kazdy porzadny krasnolud natychmiast go rozpozna!

— Hm… slyszeliscie o tym kaplanie zamordowanym przy Bezprawnym Moscie?

Marchewa byl wstrzasniety.

— Chyba nie stary ojciec Tubelcek? Naprawde?

Vimes powstrzymal sie od pytania: „A wiec go znales?”, poniewaz Marchewa znal wszystkich. Gdyby zrzucic go w gaszcz tropikalnej dzungli, mowilby: „Witam, panie Biega Szybko Miedzy Drzewami! Dzien dobry, panie Rozmawia z Lasem, jaka wspaniala dmuchawka! I jakie modne miejsce na wsadzenie piora!”.

— Czy mial wiecej niz jednego wroga?

— Nie rozumiem, sir. Dlaczego wiecej niz jednego?

— Wydaje mi sie dosc oczywiste, ze jednego mial na pewno. Prawda?

— Jest… znaczy byl milym staruszkiem — wyjasnil Marchewa. — Rzadko wychodzil. Prawie caly czas spedza… spedzal nad ksiazkami. Bardzo religijny. Chodzi mi o wszystkie odmiany religii. Badal je. Troche dziwak, ale nikomu by nie zrobil krzywdy. Dlaczego ktos mialby go zabijac? Albo pana Hopkinsona? Dwoch nieszkodliwych starcow?

Vimes oddal mu chleb bojowy.

— Dowiemy sie. Funkcjonariusz Angua, poszukajcie sladow tutaj. I zabierzcie… tak, wezcie ze soba kaprala Tyleczka. Badal juz te sprawe. Angua tez pochodzi z Uberwaldu, Tyleczek. Moze macie jakichs wspolnych znajomych czy cos w tym rodzaju.

Marchewa uprzejmie skinal glowa. Twarz Angui stezala nagle.

— Ach, h’druk g’har dStrash, Ml’chu — powiedzial Marchewa. — H’h Angua tfunkcjonariush… Angua g’har, b’hk bargr’a Ml’chu Kad’k…[10]

Angua skupila sie.

— Grr’dukk d’buz-h’drak… — wymowila z pewnym trudem.

Marchewa rozesmial sie glosno.

— Powiedzialas „nieduze rozkoszne narzedzie gornicze damskiej natury”!

Cudo wytrzeszczyl oczy; Angua odpowiedziala mu niewinnym spojrzeniem.

— Krasnoludzi jest trudny — wymamrotala — jesli ktos nie jadl zwiru od urodzenia.

Cudo wciaz patrzyl tepo.

— Eee… dziekuje — wykrztusil. — Ja, tego… moze pojde i posprzatam.

— Co z lordem Vetinari? — zainteresowal sie Marchewa.

— Do tej sprawy przydzielilem mojego najlepszego czlowieka — odparl Vimes. — Godny zaufania, niezawodny, wszystkie przejscia w tym palacu zna jak wlasna kieszen. Inaczej mowiac, ja sam sie nia zajmuje.

Nadzieja na twarzy Marchewy zmienila sie w zdziwienie i uraze.

— Nie chce pan pomocy? Moglbym…

— Nie. Zrob przyjemnosc staremu czlowiekowi. Chce, zebys wrocil na komende i dopilnowal tam wszystkiego.

— To znaczy czego?

— Wszystkiego! Poradzisz sobie. Poprzekladaj papiery. Trzeba ulozyc nowy grafik sluzb. Pokrzycz na ludzi! Poczytaj raporty!

Marchewa zasalutowal.

— Tak jest, panie komendancie.

— Dobrze. Ruszaj.

A jesli cokolwiek zdarzy sie Vetinariemu, dodal w myslach Vimes, patrzac na idacego do drzwi przygnebionego Marchewe, nikt nie bedzie mogl powiedziec, ze byles w poblizu.

Mala kratka w bramie do Krolewskiego Kolegium Heraldycznego odskoczyla przy stlumionym akompaniamencie rykow i stekniec.

— Tak? — zapytal glos. — Czegoz chcecie?

— Jestem kapral Nobbs — przedstawil sie Nobby.

Oko przysunelo sie do otworu. Dokladnie obejrzalo sobie pelny, przerazajacy zakres boskiego rekodziela, jakim byl kapral Nobbs.

— Czys jest pawianem? Zamawialismy jednego…

— Nie — zaprzeczyl Nobby. — Przyszedlem w sprawie jakiejs tarczy.

Вы читаете Na glinianych nogach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату