To nieuczciwe, pomyslal Vimes, gdy Wizytuj zniknal za drzwiami. Na miejscu zbrodni, na moim terenie, zostaje liscik. I czy ma tyle przyzwoitosci, by byc grozba smierci? Nie. Ostatnimi slowami nakreslonymi reka konajacego, ktory chcial wskazac swego morderce? Tez nie. To tylko jakis religijny belkot. Na co komu takie slady, ktore sa bardziej tajemnicze od samej tajemnicy?
Zapisal kilka slow na tlumaczeniu i rzucil kartke do tacy z pismami przychodzacymi.
Zbyt pozno Angua przypomniala sobie, ze w tych dniach miesiaca unika odwiedzin w dzielnicy rzezni.
W kazdej chwili mogla sie zmienic swiadomie. O tym wlasnie ludzie czesto zapominali, myslac o wilkolakach. Wiedzieli jednak to, co najwazniejsze: ksiezyc w pelni uwalnial transformacje w sposob nieodparty; promienie siegaly do centrow pamieci morficznej i przesuwaly wszystkie przelaczniki, czy tego chciala, czy nie. Do pelni pozostalo jeszcze tylko kilka dni. Ale dobiegajacy z rzezni rozkoszny zapach krwi oraz zwierzat w zagrodach atakowal jej scisly wegetarianizm. Konflikt ten wprowadzal ja w syndrom napiecia przedpelniowego.
Spojrzala na mroczny budynek.
— Mysle, ze wejdziemy tylna brama — stwierdzila. — I mozesz zapukac.
— Ja? W ogole nie zwroca na mnie uwagi!
— Pokazesz im odznake i powiesz, ze jestes ze strazy.
— Zignoruja mnie! Wysmieja!
— Wczesniej czy pozniej bedziesz musiala to zrobic. No, dalej.
Otworzyl im krepy mezczyzna w zakrwawionym fartuchu. Byl nieco zaszokowany, kiedy krasnoludzia dlon chwycila go za pasek, a druga krasnoludzia dlon pojawila mu sie przed twarza; sciskala odznake. Dobiegajacy z okolic pepka krasnoludzi glos zawolal:
— Jestesmy ze strazy, jasne? Tak! A jesli nas nie wpuscisz, przyrzadzimy sobie twoje flaki na przekaske!
— Niezle podejscie — mruknela Angua. Odstawila Cudo na bok i usmiechnela sie do rzeznika promiennie. — Pan Sock? Chcemy porozmawiac z panskim pracownikiem, panem Dorflem.
Rzeznik nie doszedl jeszcze do siebie po wystapieniu Cudo, ale zdolal sie jakos opanowac.
— Dorflem? Panem? Co znowu przeskrobal?
— Chcemy tylko porozmawiac. Mozemy wejsc?
Pan Sock zerknal na Cudo, ktora dygotala jeszcze ze zdenerwowania i emocji.
— A mam jakis wybor? — zapytal.
— Powiedzmy… ma pan swego rodzaju wybor — odparla Angua.
Starala sie zamknac nozdrza przed kuszacymi miazmatami krwi. W budynku znajdowala sie nawet fabryka kielbasek, wykorzystujaca te wszystkie kawalki zwierzat, ktorych w innym przypadku nikt by nie zjadl ani nawet nie rozpoznal. Odory rzezni przewracaly jej ludzki zoladek, ale gdzies w glebi jakas jej czesc zebrala, slinila sie do tych zmieszanych zapachow wieprzowiny, wolowiny, baraniny i…
— Szczury? — Pociagnela nosem. — Nie wiedzialam, ze zaopatruje pan takze rynek krasnoludow, panie Sock.
Pan Sock nagle stal sie czlowiekiem, ktory bardzo chce wykazac sie checia do wspolpracy.
— Dorfl! Chodz tu natychmiast!
Zastukaly ciezkie kroki i nowa postac wylonila sie zza wiszacych rzedem wolowych tuszy.
Niektorzy ludzie nie lubia nieumarlych. Angua wiedziala, ze komendant Vimes nie czuje sie swobodnie w ich towarzystwie, chociaz ostatnio lepiej sobie z tym radzil. Ludzie zawsze potrzebuja kogos, kto daje im poczucie wyzszosci. Zywi nienawidzili zatem nieumarlych, a nieumarli — poczula, ze odruchowo zaciska piesci — nieozywionych.
Golem Dorfl utykal lekko, poniewaz jedna noge mial nieco krotsza od drugiej. Nie nosil ubrania, gdyz nie mial absolutnie nic do ukrycia, widziala wiec plamy swiezej gliny, dodane przez lata do skorupy. Bylo ich tak wiele, ze zaczela sie zastanawiac, jak jest stary. Tworca podjal probe odwzorowania ludzkiej muskulatury, ale laty nowej gliny niemal calkiem to zatarly. Stwor przypominal troche naczynia, ktorymi pogardzal Wulkanit — te zrobione przez ludzi, ktorzy uwazali, ze reczna robota musi wygladac na reczna i ze wypalone w glinie odciski palcow sa oznaka konsekwencji.
O to wlasnie chodzilo. Ten stwor wygladal na wykonanego recznie. Oczywiscie, przez lata glownie sam sie wykonal w kolejnych naprawach. Trojkatne oczy jarzyly sie slabo — nie mialy zrenic, tylko ciemnoczerwony blask tlacego sie ognia.
Trzymal dlugi i ciezki tasak. Narzedzie sciagalo ku sobie przerazony i zafascynowany wzrok Cudo. W drugiej rece sciskal sznurek, na koncu ktorego przywiazany byl duzy, kosmaty i dosc mocno cuchnacy koziol.
— Co robisz, Dorfl?
Golem skinal na kozla.
— Karmisz judascapa?
Dorfl przytaknal.
— Ma pan cos do roboty, panie Sock? — spytala Angua.
— Nie, ja…
— Ma pan cos do roboty, panie Sock — powtorzyla z naciskiem.
— Ach. Co? Tak. Ehm… tak. Pojde i sprawdze kotly z podrobami…
Odchodzac, rzeznik stanal obok golema i pogrozil mu palcem przed miejscem, gdzie znajdowalby sie nos, gdyby golem mial nos.
— Jesli znowu cos zmajstrowales…
— Przypuszczam, ze tym kotlom przydalby sie nadzor — rzucila ostro Angua.
Odszedl pospiesznie.
Na dziedzincu zapanowala cisza, choc przez mur przedostawaly sie odglosy miasta. Z glebi rzezni dobiegalo czasem beczenie niespokojnej owcy. Dorfl stal nieruchomo; sciskal tasak i patrzyl pod nogi.
— Czy to troll, ktory wyglada jak czlowiek? — szepnela Cudo. — Spojrz tylko na jego oczy.
— To nie jest troll — odparla Angua. — To golem, czlowiek z gliny. Maszyna.
— Wyglada jak czlowiek!
— To dlatego, ze jest maszyna zbudowana tak, by wygladala jak czlowiek.
Obeszla stwora dookola.
— Chce przeczytac twoj chem, Dorfl — powiedziala.
Golem puscil kozla, uniosl tasak i z rozmachem wbil go w rzeznicki pien obok Cudo — tak mocno, ze krasnoludka odskoczyla. Nastepnie uniosl tabliczke, ktora mial przewieszona przez ramie, odczepil olowek i napisal:
TAK.
Kiedy Angua podniosla reke, Cudo zauwazyla, ze czolo golema przecina cieniutka rysa. Ze zgroza patrzyla, jak odskakuje caly czubek glowy; Angua niezmieszana siegnela do wnetrza i wyjela pozolkly zwoj.
Golem zamarl. Oczy zgasly.
Angua rozwinela papier.
— Jakies swiete teksty — stwierdzila. — Jak zawsze. Dawna, martwa religia.
— Zabilas go?
— Nie. Nie mozna odebrac tego, czego nie ma. — Wlozyla zwoj na miejsce i zatrzasnela glowe.
Golem ozyl na nowo; czerwony blask rozjarzyl sie w jego oczach.
Cudo, ktora wstrzymywala oddech, teraz glosno wypuscila powietrze.
— Co zrobilas? — zdziwila sie.
— Powiedz jej, Dorfl — polecila Angua.
Grube palce golema rozmyly sie od szybkosci, skrobiac olowkiem po tabliczce.
JESTEM GOLEMEM. JESTEM ZROBIONY Z GLINY. MOJE ZYCIE TO SLOWA. DZIEKI SLOWOM W GLOWIE, WSKAZUJACYM CEL, ZYSKUJE ZYCIE. MOJE ZYCIE TO PRACA. WYKONUJE WSZYSTKIE ROZKAZY. NIE ODPOCZYWAM.
— Jakie slowa wskazujace cel?
ODPOWIEDNIE TEKSTY BEDACE OGNISKIEM WIARY. GOLEM MUSI PRACOWAC. GOLEM MUSI MIEC WLASCICIELA.
Koziol ulozyl sie obok golema i zajal sie przezuwaniem.