— Kamienna Geba na to nie posswoli — oswiadczyl Colon, falujac lagodnie.
— To moze u was znajdzie sie jakas praca?
— Nie wiem — przyznal sierzant. Mial wrazenie, ze mezczyzna zmienil sie nagle w dwoch mezczyzn. — A co robissz?
— Jestem Zanurzaczem Knota i Przycinaczem Czubka, kolego — powiedzieli obaj.
— Widze, ze to potrzebny fach.
— Tu masz, Fred. — Barman klepnal go w ramie i polozyl przed nim kartke papieru.
Colon z zaciekawieniem przygladal sie tanczacym liczbom. Usilowal skupic wzrok na tej na samym dole, ale byla zbyt ogromna, by ja przyswoic.
— A co to takiego?
— Rachunek jego imperialnie lordowskiej wysokosci.
— Nie badz glupi, nikt nie moze tyle wypic… Nie plase!
— Wliczylem uszkodzenia, uwazasz.
— Tak? Niby jakie?
Ze schowka pod barem Ron wyjal ciezki jesionowy drag.
— Rece? Nogi? Co sobie zyczysz.
— Ron, dajze spokoj! Przeciez znasz mnie od lat!
— Zgadza sie, Fred. I zawsze byles dobrym klientem. Dlatego pozwole ci najpierw zamknac oczy.
— Ale to wszystkie pieniadze, jakie mam!
Barman wyszczerzyl zeby.
— No to masz szczescie, nie?
Cudo Tyleczek oparla sie o sciane korytarza obok swojej wygodki i kichnela.
Alchemicy uczyli sie tego juz w poczatkowych etapach swej kariery. Jak mawiali jej nauczyciele, dwie cechy wyrozniaja dobrego alchemika: atletycznosc i intelekt. Alchemicy, posiadajacy pierwsza z nich, potrafia przeskoczyc nad blatem i w trzy sekundy znalezc sie po drugiej stronie bezpiecznie grubego muru; dobry alchemik posiadajacy druga ceche to ktos, kto dokladnie wie, kiedy to zrobic.
Sprzet, jakim dysponowala, nie byl wielka pomoca. Co tylko mogla, wydobyla od Gildii Alchemikow, ale prawdziwe alchemiczne laboratorium powinno byc pelne tego rodzaju naczyn, ktore wygladaly, jakby powstaly podczas Otwartych Mistrzostw Czkawki Gildii Dmuchaczy Szkla. Prawdziwy alchemik nie musi prowadzic doswiadczen, uzywajac jako zlewki kubka z rysunkiem pluszowego misia, a kapral Nobbs pewnie bardzo sie rozgniewa, kiedy odkryje jego brak.
Kiedy uznala, ze opary sie ulotnily, wrocila do malenkiego pomieszczenia.
To kolejny problem. Jej ksiazki alchemiczne byly wspanialymi dzielami, a kazda stronica prawdziwym majstersztykiem rytowniczego kunsztu, ale nigdzie nie zawieraly polecenia w rodzaju „Pamietaj, zeby otworzyc okno”. Owszem, mialy takie instrukcje jak „Doday
Zreszta…
Szklo zachowalo czystosc pod nieobecnosc brunatnoczarnego lsniacego osadu, ktory — wedlug „Wyedzy Alchemiy” — wskazywalby na obecnosc arsenu w probce. Zbadala wszystkie artykuly spozywcze i napoje, jakie odkryla w palacowych spizarniach, wykorzystujac w tym celu kazda znaleziona na komendzie butelke i sloj.
Sprobowala jeszcze raz z tym, co wedlug opisu na pakiecie bylo Probka #2. Wygladala jak rozsmarowany ser. Ser? Rozmaite unoszace sie wokol opary utrudnialy myslenie. Na pewno wziela probki sera. Byla prawie pewna, ze Probka #17 to blekitny lancranski, ktory z kwasem zareagowal gwaltownie, wypalil nieduza dziure w suficie i caly warsztat pokryl ciemnozielona substancja, ktora tezala jak smola.
Przeprowadzila jednak badanie.
Kilka minut pozniej wertowala goraczkowo swoj notes. Pierwsza probka pobrana w spizarni (porcja pasztetu z kaczki) zostala wpisana jako #3. Co w takim razie z #1 i #2? Nie, #1 to ta biala glina z Bezprawnego Mostu. A czym jest #2?
Znalazla.
Ale to przeciez niemozliwe!
Obejrzala probowke pod swiatlo. Ze szkla usmiechnal sie do niej metaliczny arsen.
Zachowala jeszcze troche tej substancji. Moglaby znowu sprawdzic, ale… lepiej bedzie komus powiedziec…
Wybiegla do glownej sali, gdzie pelnil dyzur ktorys z trolli.
— Gdzie jest komendant Vimes?
Troll wyszczerzyl zeby.
— Na Blyskotnej… Tyleczek.
— Dziekuje bardzo.
Troll powrocil do rozmowy ze zmartwionym mnichem w brazowym habicie.
— I…? — zapytal.
— Moze lepiej sam opowie — odparl mnich. — Ja tylko pracowalem na sasiednim stanowisku.
Postawil na biurku nieduzy garnek proszku z zawiazana na nim muszka.
— Z glebokim naciskiem oswiadczam, ze chce zlozyc skarge — oznajmil piskliwym glosikiem proszek. — Pracowalem tam ledwie piec minut, az nagle — chlust! Ile dni mi zajmie powrot do normalnego ksztaltu?
— Pracowalzes gdzie? — spytal troll.
— Zadnetakie Artykuly Eklezjastyczne — wyjasnil mnich.
— Dzial wody swieconej — uzupelnil wampir.
— Czyli znalazl sie arszenik? — upewnil sie Vimes.
— Tak jest, sir. Duzo. Wysoka zawartosc w probce. Ale…
— Tak?
Cudo spuscila wzrok.
— Po sprawdzeniu calego procesu z substancja testowa, sir, mam pewnosc, wszystko robie poprawnie…
— To dobrze. W czym byl?
— O to wlasnie chodzi, sir. To nic z palacu. Troche mi sie wszystko pomieszalo i do badan trafila substancja pochodzaca spod paznokci ojca Tubelceka, sir.
— Co?!
— Mial pod paznokciami taki jakby smar czy tluszcz, sir, i wydawalo mi sie, ze to moglo pochodzic z osoby, ktora go zaatakowala. Z fartucha albo co… Troche jeszcze zostalo, gdyby poprosil pan kogos o niezalezna opinie. Nie bede miec pretensji.
— Ale co ten staruszek robil z trucizna?
— Raczej zdrapal ja z mordercy — tlumaczyla Cudo. — Wie pan, probowal sie bronic…
— Przed Arsenowym Potworem? — wtracila Angua.
— Bogowie… — westchnal Vimes. — Ktora godzina?
— Bingely bingely biip bong!
— A niech to…
— Jest dziewiata — oznajmil terminarz, wysuwajac glowe z kieszeni Vimesa. — Bylem nieszczesliwy, bo nie mialem butow, dopoki nie spotkalem czlowieka, ktory nie mial nog.
Straznicy wymienili spojrzenia.
— Co? — zapytal bardzo spokojnie Vimes.
— Ludzie lubia, kiedy od czasu do czasu podsuwam im jakis aforyzm albo Zlota Mysl Dnia — odparl chochlik.
— A w jaki sposob spotkales tego czlowieka bez nog?
— Tak naprawde to go nie spotkalem. Bylo to stwierdzenie ogolne metaforycznej natury.
— Aha. No to klopot. Gdybys go spotkal, moglbys zapytac, czy nie ma jakichs niepotrzebnych butow.
Chochlik pisnal, gdy Vimes wcisnal go z powrotem do pudelka.