czy pytanie bylo wlasciwe. — Wstal. — Nie moge powiedziec, ze lubie krasnoludy, Tyleczek. Ale nie lubie tez trolli ani ludzi, wiec chyba wszystko jest w porzadku. Poza tym jestes jedynym kandydatem. Trzydziesci dolarow miesiecznie, piec dolarow na koszta kwatery, nie spodziewaj sie okreslonego czasu pracy, sa takie mityczne stworzenia zwane nadgodzinami, tylko nikt jeszcze nie widzial ich sladow, jesli funkcjonariusze trolle nazwa cie zwirojadem, wylatuja, jesli ty ich nazwiesz kamulcami, ty wylatujesz, jestesmy tu jak jedna wielka rodzina, a kiedy pojdziesz z interwencja na pare domowych awantur, Tyleczek, z pewnoscia zauwazysz podobienstwo, pracujemy zespolowo i zwykle reguly tworzymy po drodze, a w wiekszosci przypadkow nie wiemy nawet, jakie jest prawo, wiec moze byc ciekawie, formalnie jestes kapralem, ale nie probuj wydawac rozkazow prawdziwym policjantom, jestes przyjety na miesieczny okres probny, w pierwszej wolnej chwili zostaniesz przeszkolony, a teraz znajdz ikonograf i spotkamy sie przy Bezprawnym Moscie za… no, moze lepiej za godzine. Musze sie rozmowic w sprawie tego przekletego herbu. Na szczescie martwe ciala rzadko kiedy staja sie bardziej martwe. Sierzancie Detrytus!

Zabrzmiala seria trzaskow, jakby cos ciezkiego przesuwalo sie korytarzem, po czym w drzwiach stanal troll.

— Ta-jest!

— To kapral Tyleczek. Kapral Cudo Tyleczek, ktorego ojciec byl Wesolym Tyleczkiem. Dajcie mu odznake, odbierzcie przysiege, pokazcie, gdzie co jest. Slucham, Tyleczek?

— Postaram sie byc godnym munduru, sir.

— Swietnie — rzekl energicznym tonem Vimes. Spojrzal na Detrytusa. — Przy okazji, sierzancie, otrzymalem meldunek, ze troll w mundurze przybil za uszy do muru jednego z opryszkow Chryzopraza. Wiecie cos o tym?

Troll zmarszczyl swe wielkie czolo.

— A jest w tym meldunku, ze sprzedawal slab trollowym dzieciakom?

— Nie. Pisza, ze zamierzal czytac literature religijna swojej drogiej starej matce.

— Czy Tluczen zeznal, ze widzial odznake tego trolla?

— Nie. Twierdzi za to, jakoby ow troll zagrozil, ze wbije mu ja tam, gdzie slonce nie dochodzi.

Detrytus smetnie pokiwal glowa.

— To kawal drogi tylko po to, coby zniszczyc dobra odznake.

— Nawiasem mowiac — dodal Vimes — mieliscie szczescie, sierzancie. Od razu zgadliscie, ze to Tluczen.

— To bylo olsnienie, sir — wyjasnil Detrytus. — Pomyslalzem: taki lajdak, co to dzieciakom sprzedaje slab, zasluguje na przybicie za uszy, sir, i nagle… bingo. Taka mysl wpadla mi do glowy.

— Tak wlasnie pomyslalem.

Cudo Tyleczek spogladal to na jedna, to na druga nieruchoma twarz. Obaj straznicy patrzyli sobie w oczy, ale slowa zdawaly sie dochodzic z dystansu, jak gdyby obaj czytali niewidzialny scenariusz.

Po chwili Detrytus wolno pokiwal glowa.

— Musial sie ktos podszyc, sir. Bardzo latwo jest dostac takie helmy jak nasze. Zaden z moich trolli by czegos takiego nie zrobil. To przecie brutalnosc policji, sir.

— Milo mi to slyszec. Ale tak dla porzadku sprawdzicie szafki funkcjonariuszy trolli. Krzemowa Liga Przeciw Znieslawieniom zajela sie ta sprawa.

— Ta-jest, sir. A jak wykryje, ze to ktorys z moich trolli, to spadne na tego trolla jak tona tych prostokatnych rzeczy do budowy.

— Bardzo dobrze. Do roboty, Tyleczek. Detrytus sie toba zajmie.

Tyleczek zawahal sie. To wszystko bylo niesamowite. Ten czlowiek nie wspomnial nawet o toporach ani o zlocie. Nie powiedzial nawet nic w rodzaju: „W strazy zajdziesz wysoko”. Tyleczka troche wyprowadzilo to z rownowagi.

— Ehm… Mowilem panu, jak sie nazywam, sir?

— Tak. Mam to zapisane. Cudo Tyleczek, tak?

— Eee… Tak. Zgadza sie. Bardzo dziekuje, sir.

Vimes sluchal, jak odchodza korytarzem. Potem starannie zamknal drzwi i zarzucil sobie plaszcz na glowe, zeby nikt nie uslyszal, jak sie smieje.

— Cudo Tyleczek!

Cudo biegl za trollem o imieniu Detrytus. Komenda zaczynala sie wypelniac. I stawalo sie jasne, ze straz zajmuje sie najrozmaitszymi sprawami, z ktorych wiele wiaze sie z krzykiem.

Dwa umundurowane trolle staly przed biurkiem sierzanta Colona, trzymajac miedzy soba trzeciego, troche mniejszego. Trzeci troll wygladal na przygnebionego, mial baletowy kostium i pare przyklejonych na plecach tiulowych skrzydel.

— …sie sklada, ze wiem: wsrod trolli nie ma zadnej tradycji wrozki zebuszki — mowil Colon. — A juz zwlaszcza takiej, ktora nazywa sie… — spojrzal w papiery — Gliniany Dzwoneczek. Moze wiec po prostu okreslimy to jako kradziez z wlamaniem, bez licencji Gildii Zlodziei?

— To uprzedzenia rasowe nie pozwalaja trollom miec swojej wrozki zebuszki — wymamrotal Gliniany Dzwoneczek.

Jeden z trolli straznikow oproznil na biurko worek. Na dokumenty posypaly sie rozne elementy srebrnej zastawy.

— A to wszystko znalazles u dzieci pod poduszkami, tak? — spytal Colon.

— Bogom dziekuje za ich dobre serduszka…

Przy sasiednim biurku zmeczony krasnolud dyskutowal z wampirem.

— Prosze posluchac, to nie bylo morderstwo — tlumaczyl. — Przeciez jest pan juz martwy, tak?

— Wbil je we mnie!

— Bylem tam i rozmawialem z kierownikiem. Twierdzi, ze to byl wypadek. Zapewnia, ze nie ma nic przeciwko wampirom. Przenosil po prostu trzy pudelka HB z gumka i potknal sie o brzeg panskiego plaszcza.

— Nie rozumiem, dlaczego nie moge juz tam pracowac.

— No wie pan… W fabryce olowkow?

Detrytus spojrzal z gory na Tyleczka i usmiechnal sie szeroko.

— Witaj w wielkim miescie, Tyleczek — rzekl. — Ciekawe imie.

— Tak?

— Wiekszosc krasnoludow nazywa sie jakos tak… Skalomiot albo Wrecemocny.

— Naprawde?

Detrytus nie wglebial sie w subtelne szczegoly wzajemnych kontaktow, lecz nawet do niego dotarlo rozdraznienie w glosie krasnoluda.

— Ale imie masz dobre — stwierdzil.

— Co to jest slab? — zainteresowal sie Cudo.

— Chlorek amonu wymieszany z radem. Daje mrowienie w glowie, ale rozpuszcza trollowy mozg. Duzy problem w gorach, a jakies dranie robia to w miescie i probujemy wykryc, skad sie bierze. Pan Vimes pozwala mi prowadzic spoleczna akcje… — Detrytus skoncentrowal sie — uswia… dam… ja… jaca. Mowie ludziom, co sie dzieje z tymi bandytami, co sprzedaja slab dzieciakom.

Skinal reka na wielki, dosc prymitywnie wymalowany plakat na scianie. Napis glosil:

Slab? Po prostu powiedz:

„Aarrgharrghproszenienienie-nieUGH”.

Otworzyl jakies drzwi.

— To jest stary wychodek, co go juz nie uzywamy, mozesz tu mieszac rozne takie, tylko tutaj jest miejsce. Ale musisz najpierw tu wyczyscic, bo pachnie jak w toalecie.

Otworzyl inne.

— A tutaj jest szatnia. Dostaniesz swoj kolek i reszte, a tam masz takie panele, coby sie za nimi przebierac,

Вы читаете Na glinianych nogach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату