— Slabszej plci — podpowiedzial Ridcully.

— Przepraszam, ale chyba sie zgubilem — stwierdzil bog.

— No wiec ona… jak by to… jest zenskiej proweniencji.

Bog usmiechnal sie uszczesliwiony.

— Co za sprzyjajacy zbieg okolicznosci!

— Bardzo przepraszam — odezwala sie pani Whitlow najostrzejszym tonem, jakiego sklonna byla uzyc w obecnosci magow. — Czy ktos zechcialby mi przedstawic tego dzentelmena?

— Alez oczywiscie! — zawolal Ridcully. — Prosze o wybaczenie. Boze, to pani Whitlow. Pani Whitlow, to jest Bog. No, bog. Wlasciwie to bog tej wyspy. Ehm…

— Bardzo mi milo — zapewnila pani Whitlow.

Wedlug zasad pani Whitlow, bogowie byli akceptowalni towarzysko, przynajmniej jesli mieli normalne ludzkie glowy i chodzili ubrani. Stali wyzej od najwyzszych kaplanow, na tym samym poziomie co diukowie.

— Czy mam kleknac? — spytala.

— Muaaa — zaskomlal pierwszy prymus.

— Obnizanie pozycji dowolnego rodzaju nie jest wymagane — oznajmil bog.

— To znaczy: nie — wyjasnil Myslak.

— Jak pan sobie zyczy. — Pani Whitlow wyciagnela dlon.

Bog chwycil ja i wygial tam i z powrotem jej kciuk.

— Bardzo praktyczny — uznal. — Przeciwstawny, jak widze. Chyba powinienem to zanotowac. Uzywasz rak do poruszania sie? Jestes dwunogiem nawykowo? O, zauwazam, ze twoje brwi takze unosza sie w gore. Czy to moze jakis sygnal? Zauwazylem tez, ze jestes innego ksztaltu niz pozostali i nie masz brody. Oznacza to, jak zgaduje, nizszy poziom madrosci?

Myslak dostrzegl, ze pani Whitlow mruzy oczy i rozdyma nozdrza.

— Czy sa jakies klopoty, panowie? — spytala. — Poszlam za waszymi sladami do tej smiesznej lodzi, a to byla jedyna poza tym sciezka, wiec…

— Omawialismy seks — wyjasnil bog z entuzjazmem. — Wydaje sie bardzo ekscytujacy, nie sadzisz?

Magowie wstrzymali oddech. Cos takiego powinno sprawic, ze posciel dziekana wyda sie calkowitym drobiazgiem.

— Nie jest to temat, na ktory chcialabym wyrazac swoje opinie — odrzekla ostroznie pani Whitlow.

— Muaaa — zapiszczal pierwszy prymus.

— Nikt nie chce mi nic powiedziec — zdenerwowal sie bog. Iskra strzelila mu z palca i wypalila w podlodze bardzo maly krater. Zdawalo sie, ze jest tym zaskoczony nie mniej od magow. — Ojej, co sobie o mnie pomyslicie! — zawolal. — Tak mi przykro. Obawiam sie, ze to cos w rodzaju naturalnej reakcji, kiedy jestem… wiecie… rozdrazniony.

Wszyscy spojrzeli na krater. Myslakowi skala bulgotala cicho u stop. Nie smial przesunac sandalow z obawy, ze zemdleje.

— To bylo tylko… rozdraznienie, tak? — upewnil sie Ridcully.

— No, moze raczej hm… irytacja, podejrzewam. Nic na to nie moge poradzic, to odruch dany od boga. Niestety, jako… powiedzmy: gatunek, niezbyt dobrze radzimy sobie z odmowami. Bardzo przepraszam. Bardzo. — Wytarl nos i usiadl na niedokonczonej pandzie. — Ojej! Znowu… — Mala blyskawica strzelila mu z kciuka i eksplodowala. — Mam tylko nadzieje, ze nie powtorzy sie historia miasta Quint. Wiecie, oczywiscie, co sie tam wydarzylo…

— Nigdy nie slyszalem o miescie Quint — zapewnil Myslak.

— No tak, rzeczywiscie, pewnie nie slyszales — przyznal bog. — I o to wlasnie chodzi. To takie niespecjalnie duze miasto. Zbudowane glownie z blota. Potem, naturalnie, byla to glownie ceramika. — Zwrocil ku nim zasmucona twarz. — Wiecie, przychodza czasem takie dni, kiedy warczy sie na kazdego…

Katem oka Myslak zauwazyl, ze magowie — w rzadkiej demonstracji zgodnosci — bardzo powoli przesuwaja sie bokiem w strone wyjscia.

O wiele wieksza blyskawica wybila dziure w podlozu obok otworu prowadzacego na zewnatrz.

— Ojej, nie wiem, gdzie sie podziac! — zawolal bog. — To podswiadome reakcje, niestety.

— Moze powinienes sie leczyc z przedwczesnego spalania?

— Dziekanie! To nie jest wlasciwy moment!

— Przepraszam, nadrektorze.

— Gdyby tylko nie krecili nosami na moje latwo palne krowy — tlumaczyl bog, a iskry strzelaly mu z brody. — No dobrze, zgodze sie, ze w upalne dni, w pewnych rzadko wystepujacych okolicznosciach, nastepowal spontaniczny samozaplon i krowa spalala cala wies, ale czy to usprawiedliwia niewdziecznosc?

Pani Whitlow przez dluzsza chwile przygladala sie bogu lodowato.

— Co konkretnie chcialby pan wiedziec? — spytala.

— He? — zdziwil sie Ridcully.

— No wiec bez urazy, ale ja na ten przyklad bym chciala wyjsc stad bez plonacych wlosow — wyjasnila gospodyni.

Bog uniosl glowe.

— Ta koncepcja samcow i samic wydaje sie dosc obiecujaca. — Pociagnal nosem. — Ale nikt jakos nie chce mi wyjawic szczegolow…

— Ach, to — rzucila pani Whitlow. Zerknela na magow, po czym odprowadzila boga na bok. — Zechca mi panowie wybaczyc na momencik…

Magowie przygladali sie im jeszcze bardziej zaszokowani niz podczas demonstracji blyskawic. Po chwili kierownik studiow nieokreslonych naciagnal kapelusz na oczy.

— Nie smiem na to patrzyc — oswiadczyl. I dodal: — Co robia?

— No… rozmawiaja tylko — odparl Myslak.

— Rozmawiaja?

— A ona… tak jakby… macha rekami.

— Muaaa! — jeknal pierwszy prymus.

— Szybciej, niech ktos go powachluje! — polecil Ridcully. — A teraz chyba sie smieje, prawda?

Gospodyni i bog obejrzeli sie na magow. Pani Whitlow skinela glowa, jakby chciala zapewnic, ze to, co wlasnie powiedziala, jest prawda. I oboje sie rozesmiali.

— To raczej wyglada na chichot — mruknal zirytowany dziekan.

— Nie jestem pewien, czy powinienem to pochwalac — stwierdzil wyniosle Ridcully. — Wiecie, bogowie i smiertelniczki… Rozne sie slyszy historie.

— Bogowie zmieniajacy sie w byki — powiedzial dziekan.

— I labedzie — dodal kierownik studiow nieokreslonych.

— Zlote deszcze — dorzucil jeszcze dziekan.

— Tak — zgodzil sie kierownik. Pomyslal przez chwile. — A wiecie, nad tym ostatnim czesto sie zastanawialem…

— Co mu teraz opisuje?

— Szczerze mowiac, chyba raczej wolalbym nie wiedziec.

— Sluchajcie, prosze, niech ktos sie zajmie pierwszym prymusem, dobrze? — zawolal Ridcully. — Rozluznijcie mu szate albo co…

Uslyszeli okrzyk boga:

— On co?!

Pani Whitlow spojrzala na magow i zdawalo sie, ze zniza glos.

— Czy ktos z was poznal kiedys pana Whitlowa? — spytal nadrektor.

— No… nie — odrzekl dziekan. — Nie przypominam sobie. Wszyscy chyba uznalismy, ze nie zyje.

— A ktos wie, na co umarl? — pytal dalej Ridcully. I zaraz dodal: — Uciszcie sie teraz… Wracaja.

Zblizajac sie, bog skinal im uprzejmie glowa.

— No wiec to mamy zalatwione — rzekl, zacierajac rece. — Nie moge sie doczekac, zeby sprawdzic, jak zadziala w praktyce. Wiecie, chocbym siedzial sto lat, nigdy bym… Przeciez nikt powazny by nie uwierzyl… — Zachichotal, patrzac na ich nieruchome twarze. — A ten fragment, kiedy on… a potem ona… Naprawde jestem zdumiony, ze ktos przestaje sie smiac na czas dostatecznie dlugi, zeby… Mimo wszystko widze, jak to moze

Вы читаете Ostatni kontynent
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату