funkcjonowac, i z cala pewnoscia otwiera pewne bardzo interesujace mozliwosci…
Pani Whitlow w skupieniu wpatrywala sie w strop jaskini. Moze pewna sugestia jej postawy i sposob, w jaki poruszalo sie jej dosc obfite lono, sugerowaly, ze stara sie nie rozesmiac. To bylo niepokojace. Pani Whitlow zwykle z niczego sie nie smiala.
— Tak? Och… — rzucil Ridcully, przesuwajac sie w strone wyjscia. — Doprawdy? No to swietnie. W takim razie pewnie juz nie jestesmy ci potrzebni? Bo musimy zdazyc na statek…
— Naturalnie, nie chcialbym was zatrzymywac. — Bog machnal reka. — Wiecie, im wiecej o tym mysle, tym bardziej widze, ze caly ten seks moze rozwiazac praktycznie wszystkie moje problemy.
— Nie kazdy moze to o sobie powiedziec — stwierdzil z powaga Ridcully. — Czy, tego… bedzie nam pani towarzyszyc, pani, ehm, Whitlow?
— Oczywiscie, nadrektorze.
— No to… znakomicie. Brawo. Ehm… I pan, naturalnie, panie Stibbons…
Bog podszedl do warsztatu i grzebal w skrzynkach. Powietrze migotalo. Myslak popatrzyl na wieloryba: zwierze bylo wyraznie zywe, tylko… nie w tej chwili. Przesunal wzrokiem obok slonia w trakcie budowy, ku dziwnym, z wygladu organicznym wysiegnikom, gdzie migoczace powietrze otaczalo ksztalty na razie nierozpoznawalne, chociaz jeden z oblokow wydawal sie miescic w sobie polowke krowy.
Ostroznie wyjal z ucha ciekawskiego chrzaszcza. Chodzilo o to, ze jesli teraz odejdzie, zawsze juz bedzie sie zastanawial…
— Chyba chcialbym tu zostac — oznajmil.
— Rozsadny… eee… — rzucil bog, nie podnoszac glowy.
— Czlowiek — podpowiedzial Myslak.
— Rozsadny czlowiek — pochwalil bog.
— Jest pan pewien? — spytal zaskoczony Ridcully.
— Nie wydaje mi sie, zebym kiedykolwiek wyjezdzal na wakacje — odparl Myslak. — Dlatego chcialbym prosic o urlop w celu prowadzenia badan.
— Czlowieku, przeciez jestesmy zagubieni w przeszlosci!
— No to badan prehistorycznych — rzekl stanowczo Myslak. — Tak wiele mozna sie tu nauczyc, nadrektorze!
— Naprawde?
— Wystarczy rozejrzec sie dookola, nadrektorze.
— No coz, nie moge chyba panu zabronic, skoro juz pan zdecydowal — uznal Ridcully. — Bedziemy musieli zawiesic panskie pobory, to oczywiste.
— Nie wydaje mi sie, zeby mi kiedykolwiek placono.
Dziekan szturchnal Ridcully’ego i szepnal mu cos do ucha.
— Chcielibysmy tez wiedziec, jak prowadzic lodz — dodal nadrektor.
— Co? Nie, to nie bedzie problemem — odezwal sie bog znad warsztatu. — Dziala samoczynnie. Sama znajdzie miejsce z odmienna sygnatura biogeograficzna. Nie ma przeciez sensu wracac tam, skad wyruszyliscie! — Machnal w powietrzu noga chrzaszcza. — Nowy kontynent wynurza sie na obrot stad. Lodz prawdopodobnie skieruje sie wprost do tak wielkiej masy ladowej.
— Nowy? — zdziwil sie Ridcully.
— Tak. Nigdy mnie nie interesowaly takie sprawy, ale przez cala noc slychac halasy z budowy. Powoduja straszny chaos, to fakt.
— Stibbons, jestes pewien, ze chcesz tu zostac? — zapytal dziekan.
— E… tak.
— Jestem pewien, ze pan Stibbons dochowa wiernosci swietnym tradycjom naszego uniwersytetu — oswiadczyl z przekonaniem Ridcully.
Myslak, ktory wiedzial wszystko o tradycjach uniwersytetu, lekko skinal glowa. Serce bilo mu mocno. Nie czul takiego podniecenia nawet wtedy, kiedy pierwszy raz udalo mu sie zaprogramowac HEX-a.
W koncu znalazl swoje miejsce w swiecie. Przyszlosc przyzywala.
Wstawal swit, kiedy magowie w koncu zeszli z gory.
— Nie taki zly ten bog, moim zdaniem — uznal pierwszy prymus. — Jak na boga.
— I przygotowal nam calkiem dobra kawe — dodal kierownik studiow nieokreslonych.
— A ten krzew wyhodowal calkiem szybko, kiedy juz mu wytlumaczylismy, co to jest kawa — zauwazyl wykladowca run wspolczesnych.
Maszerowali niespiesznie dalej. Pani Whitlow szla nieco z przodu i nucila cos pod nosem. Magowie uwaznie starali sie zachowywac pelen szacunku dystans. Zdawali sobie sprawe, ze w jakis niejasny sposob to ona wygrala, choc nie mieli pojecia, co to byla za gra.
— Zabawne, ze mlody Stibbons chcial tu zostac — odezwal sie pierwszy prymus, rozpaczliwie usilujac myslec o czymkolwiek oprocz wizji w rozu.
— Bog byl chyba z tego zadowolony — zauwazyl wykladowca run wspolczesnych. — Powiedzial, ze zaprojektowanie seksu wymaga prawdopodobnie przeprojektowania wszystkiego innego.
— Kiedy bylem maly, czesto robilem weze z gliny — wtracil radosnie kwestor.
— Brawo, kwestorze.
— Nie moge pozbyc sie obawy, ze moglismy… pozmieniac cos w przeszlosci, nadrektorze — rzekl pierwszy prymus.
— Nie rozumiem, w jaki sposob — odparl Ridcully. — W koncu przeszlosc zdarzyla sie, zanim tu trafilismy.
— Tak, ale teraz tu jestesmy i ja zmieniamy.
— W takim razie zmienilismy ja przedtem.
I to, w powszechnej opinii, praktycznie zamykalo kwestie. Bardzo latwo jest w trakcie podrozy w czasie bezsensownie pogmatwac formy czasownikowe, lecz wiekszosc problemow daje sie rozwiazac przez dostatecznie wielkie ego.
— Ale robi wrazenie, kiedy czlowiek pomysli, ze ktos z naszego uniwersytetu pomaga opracowac calkiem nowe podejscie w konstrukcji form zycia — oswiadczyl kierownik studiow nieokreslonych.
— Tak, w samej rzeczy — zgodzil sie dziekan. — I kto teraz powie, ze edukacja nie jest dobra?
— Nie mam pojecia — odparl Ridcully. — Kto?
— No, gdyby ktos tak mowil, mozemy wskazac Myslaka Stibbonsa i powiedziec: Spojrzcie na niego. Pracowal ciezko podczas studiow, sluchal swoich wykladowcow, a teraz siedzi po prawicy boga.
— Czy to nie jest troche trudne do… — zaczal wykladowca run wspolczesnych, ale dziekan byl szybszy.
— To znaczy, ze po prawej stronie boga, runisto — wyjasnil. — Co, jak przypuszczam, czyni go aniolem. Technicznie.
— Na pewno nie. Ma lek wysokosci. Poza tym jest zbudowany z krwi i kosci, a anioly sa chyba… no, ze swiatla albo czegos takiego. Chociaz przypuszczam, ze moglby byc swietym.
— A potrafi czynic cuda?
— Nie jestem pewien. Kiedy wychodzilismy, dyskutowali o przerobieniu siedzen samcow pawianow, zeby staly sie bardziej atrakcyjne.
Magowie zastanawiali sie nad tym przez chwile.
— Wedlug mnie to bylby prawdziwy cud — uznal Ridcully.
— Nie powiedzialbym jednak, ze chcialbym na cos takiego poswiecic wolne popoludnie — mruknal w zadumie pierwszy prymus.
— Wedlug boga, wszystko polega na tym, zeby sklonic stworzenia, by chcialy… zajmowac sie… zeby zabraly sie do tworzenia nowych pokolen, kiedy moga przeciez spedzac czas bardziej… produktywnie. Okazuje sie, ze wiele zwierzat wymaga calkowitej przebudowy.
— Od siedzenia w gore, cha, cha, cha!
— Dziekuje za te cenna uwage, dziekanie.
— Ale wlasciwie jak to dziala? — zainteresowal sie pierwszy prymus. — Samica pawiana widzi samca pawiana i mowi: „Slowo daje, co za barwne siedzenie, robi wrazenie, zajmijmy sie zatem… dzialalnoscia