Coz, kiedy nie wiesz, co robic, krzataj sie. Wojskowa zasada. Krzataj sie i licz na niespodziewany atak.

— Nie jest pan zbyt surowy dla naszych ludzi, sierzancie? — zapytal Bluza, gdy Polly wiazala mu na szyi recznik.

— Nie, sir. Musza sie czyms zajac, to podstawa. Inaczej zaczna marudzic — oswiadczyl pewnym glosem Jackrum.

— Tak, ale przeciez przed chwila zobaczyli dwa okaleczone ciala — przypomnial Bluza i zadrzal.

— Dobra praktyka, sir. Zobacza ich o wiele wiecej.

Polly stanela przed narzedziami do golenia, ktore rozlozyla na drugim reczniku. Co tu mamy… Brzytwa, szary kamien do zgrubnego ostrzenia, czerwony do ostrzenia i wygladzania, mydlo, pedzel, miska… Na szczescie wiedziala, jak przygotowac piane.

— Dezerterzy, sierzancie — ciagnal Bluza. — Niedobrze.

— Trafiaja sie, sir. Dlatego zold zawsze sie spoznia. Czlowiek dwa razy sie zastanowi, zanim zrezygnuje z zaleglej trzymiesiecznej wyplaty.

— Pan de Worde z azety mowil, ze zdarza sie bardzo wiele dezercji, sierzancie. To dziwne, ze tylu ludzi porzuca strone wygrywajaca.

Polly energicznie zamieszala pedzlem w wodzie. Jackrum, po raz pierwszy odkad zaciagnal sie Maladict, wygladal nieswojo.

— Ale po czyjej stronie on stoi, sir?

— Sierzancie, z cala pewnoscia nie jest pan glupim czlowiekiem — rzekl Bluza. Za jego plecami piana przelala sie przez krawedz miski i chlusnela na ziemie. — Wokol mamy morderczych dezerterow. Nasze granice wydaja sie dostatecznie niestrzezone, by pozwalac nieprzyjacielskiej kawalerii na akcje na czterdziesci mil w glebi „naszego pieknego kraju”. A najwyzsze dowodztwo jest tak zdesperowane, sierzancie, ze nawet pol tuzina niewyszkolonych i, prawde mowiac, bardzo mlodych ludzi musi od razu ruszac na front.

Piana zyskala wlasne zycie. Polly sie zawahala.

— Najpierw goracy recznik, Perks — rzucil Bluza.

— Tak, sir. Przepraszam, sir. Zapomnialem, sir.

Byla coraz bardziej przerazona. Niejasno pamietala, ze zdarzalo jej sie przechodzic przed zakladem cyrulika w Munz. Goracy recznik na twarz. Oczywiscie. Chwycila recznik, polala goraca woda, wykrecila i narzucila na porucznika. Wlasciwie to nawet nie wrzasnal — nie w scislym sensie.

— Aaarrrgh! Cos jeszcze mnie martwi, sierzancie.

— Tak, sir?

— Kawalerzysci musieli schwytac kaprala Strappiego. W zaden inny sposob nie mogli sie dowiedziec o naszej grupie.

— Sluszna uwaga, sir — przyznal Jackrum, obserwujac, jak Polly naklada piane na usta i nos porucznika.

— Mam tylko nadzieje, ze nie — pff! — torturowali biedaka. Jackrum milczal w tej kwestii, ale bardzo znaczaco. Polly wolalaby, zeby sie jej tak nie przygladal.

— Ale czemu dezerter — pff! — mial uciekac prosto — pff! — na front?

— To ma sens, sir, dla starego zolnierza. Zwlaszcza politruka.

— Naprawde?

— Moze mi pan wierzyc, sir.

Polly przejechala brzytwa po czerwonym kamieniu. Byl gladki jak lod.

— Ale nasi chlopcy, sierzancie, nie sa starymi zolnierzami. Trzeba — pff! — dwoch tygodni, zeby zmienic rekruta w sprawnego zolnierza.

— To obiecujacy material, sir. Moglbym wszystko zalatwic w kilka dni — zapewnil Jackrum. — Perks!

Niewiele brakowalo, by Polly obciela sobie kciuk.

— Tak, sierzancie… — wykrztusila.

— Myslisz, ze moglbys dzisiaj zabic czlowieka?

Polly spojrzala na brzytwe. Ostrze lsnilo.

— Przykro mi to mowic, ale mysle, ze bym mogl, sir!

— Sam pan widzi, sir — powiedzial Jackrum z krzywym usmiechem. — Jest cos w tych chlopakach, sir. Sa szybcy.

Przeszedl za Bluze i bez slowa wyjal brzytwe z dloni wdziecznej Polly.

— Jest kilka spraw, ktore powinnismy omowic, sir, tak jakby na osobnosci. Mysle, ze Perks powinien troche odpoczac.

— Oczywiscie, sierzancie. Pas devant les soldats jeuttes, co?

— Ich tez, sir — zgodzil sie Jackrum. — Jestes wolny, Perks.

Polly odeszla powoli. Prawa dlon drzala jej ciagle. Za soba uslyszala westchnienie Bluzy.

— Czasy sa trudne, sierzancie. Dowodzenie nigdy nie bylo tak meczace. Wielki general Tacticus twierdzi, ze w niebezpiecznych czasach dowodca musi byc jak orzel i widziec calosc, ale rownoczesnie jak jastrzab i widziec kazdy szczegol.

— Tak, sir — zgodzil sie Jackrum, przesuwajac brzytwa po jego policzku. — A jesli zachowuje sie jak zwykla sikorka, sir, moze caly dzien wisiec glowa w dol i zajadac tlusta slonine, sir.

— Dobrze powiedziane, sierzancie.

Smolarz i jego zona zostali pochowani z towarzyszeniem — ku braku zaskoczenia Polly — krotkiej modlitwy Lazer. Byla to prosba do ksieznej, by wstawila sie u boga Nuggana, uzyskala dla zmarlych wieczny odpoczynek i podobne premie. Polly slyszala to juz wiele razy i zastanawiala sie, jak dziala ten proces.

Nie modlila sie nigdy od dnia, kiedy splonal ptak, nawet wtedy, gdy umierala jej matka. Bog, ktory palil malowane ptaki, nie ocalilby matki. Taki bog nie jest wart modlitwy.

Ale Lazer modlila sie za wszystkich. Lazer modlila sie jak dziecko, wznoszac oczy ku niebu i skladajac dlonie mocno, az bielaly jej palce. Piskliwy glos wibrowal taka wiara, ze Polly czula sie zaklopotana, potem zawstydzona, a po koncowym „amen” zdziwiona, ze swiat wydaje sie taki sam jak poprzednio. Przez minute czy dwie byl bowiem lepszym swiatem…

W chacie zostal tez kot. Schowal sie pod prycza i parskal na kazdego, kto sie zblizyl.

— Zabrali cale jedzenie, ale zostaly marchewki i pasternaki w ogrodku pod pagorkiem — powiedziala Kukula, kiedy juz odchodzily.

— To by b-bylo okradaniem umarlych — zauwazyla Lazer.

— Wiesz, jesli im to nie pasuje, moga wszystko przytrzymac, prawda? Przeciez sa juz pod ziemia.

Z jakiegos powodu teraz wydalo im sie to smieszne. Smialyby sie pewnie ze wszystkiego.

Na miejscu zostaly tylko Nefryt, Loft, Kukula i Polly. Pozostali pelnili sluzbe wartownicza. Siedzialy wiec przy ogniu, na ktorym bulgotal nieduzy kociolek. Loft zajmowala sie ogniskiem. Polly zauwazyla, ze Loft przy ogniu zawsze wydaje sie ozywiona.

— Szykuje konskie skubbo dla ruperta — wyjasnila Kukula, bez trudu uzywajac slangu, ktory poznala ledwie dwadziescia godzin temu. — Specjalnie o nie poprosil. Od Trzyczesciowego mam sporo suszonej koniny, ale Stukacz twierdzi, ze skoro i tak stoi na warcie, moze przy okazji stuknac pare bazantow.

— Mam nadzieje, ze przynajmniej od czasu do czasu wypatruje tez nieprzyjaciela — mruknela Polly.

— Bedzie ostrozna. — Loft pogrzebala patykiem w ogniu.

— Wiecie, jesli nas wykryja, to zbija i odesla — stwierdzila Kukula.

— Kto taki?! — zawolala Polly tak nagle, ze sama siebie zaskoczyla. — Niby kto? Tutaj, na wojnie?! Kogo to obchodzi?

— Wiesz… noszenie meskich ubran jest Obrzydliwoscia dla Nuggana.

— Dlaczego?

— Po prostu jest — oswiadczyla stanowczo Kukula. — Ale…

— …je nosisz — dokonczyla Polly.

— No, to byl jedyny sposob — przyznala Kukula. — Zreszta przymierzylam je i wcale nie wydaly mi sie obrzydliwe.

— Zauwazylyscie, ze mezczyzni inaczej z toba rozmawiaja? — wtracila niesmialo Loft.

— Rozmawiaja? — powtorzyla Polly. — Sluchaja tez inaczej.

Вы читаете Potworny regiment
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату