— I nie gapia sie na ciebie przez caly czas — dodala Kukula. — Wiecie, o co mi chodzi. Jestes po prostu… inna osoba. Gdyby dziewczyna przeszla ulica, niosac miecz, jakis mezczyzna probowalby go jej odebrac.
— U trollow nam nie wolno nosic maczug — dodala Nefryt. — Tylko duze kamienie. I jeszcze dziewczyna nie powinna miec mchu, bo chlopcy uwazaja, ze lysina jest skromna. Musialam ptasie lajno wcierac w glowem, zeby tyle wyhodowac.
Jak na trolla byla to dosc dluga przemowa.
— Tego nie widzialysmy — przyznala Polly. — Trolle dla nas wygladaja mniej wiecej tak samo.
— Jestem naturalnie urwista — dodala Nefryt. — Nie wiem, czemu mam siem polerowac.
— Rzeczywiscie jest roznica — zgodzila sie Kukula. — Mysle, ze to przez skarpety. Jak gdyby caly czas ciagnely sie naprzod. Calkiem jakby swiat krecil sie dookola twoich skarpet. — Westchnela i obejrzala konine wygotowana juz prawie do bialosci. — Gotowe — uznala. — Idz i daj to rupertowi, Polly… to znaczy Ozzer. Mowilam sierzantowi, ze moge przygotowac cos lepszego, ale powiedzial, ze porucznik wspominal, jak mu smakowalo wczoraj…
Przed Kukula wyladowaly nagle zwiazane razem maly dziki indyk, dwa bazanty i dwa kroliki.
— Dobrze, zesmy was pilnowali, co? — Stukacz wyszczerzyla zeby i zakrecila proca na palcu. — Jeden kamien, jeden obiad. Maladict zostal na warcie. Mowi, ze wywacha kazdego, a i tak jest zbyt pobudzony, zeby jesc. Co mozesz z tym zrobic?
— Zapiekanke z dziczyzny — uznala stanowczo Kukula. — Mamy jarzyny i zostala mi jeszcze polowka cebuli[3]. Jestem pewna, ze ktorys z tych kopcow mozna przerobic na piekarnik…
— Wstawac wszyscy! Bacznosc! — krzyknal za nimi poruszajacy sie bezszelestnie Jackrum. Zatrzymal sie i czekal z lekkim usmieszkiem na twarzy, kiedy jego zolnierze podrywali sie na nogi. — Szeregowy Halter, musze miec wsciekle ostry wzrok — rzekl, kiedy stali juz mniej wiecej pionowo.
— Tak, sierzancie — odparla Stukacz, patrzac prosto przed siebie.
— Domyslacie sie czemu, szeregowy?
— Nie, sierzancie.
— No bo przeciez wiem, ze ciagle pilnujecie granic obozu, ale widze was tak dobrze, jakbyscie stali tuz przede mna, Halter. Zgadza sie, Halter?
— Tak, sierzancie!
— I dobrze, ze ciagle stoicie na warcie, Halter, bo kara za opuszczenie posterunku w czasie wojny jest smierc, Halter!
— Ja tylko…
— Zadnych tylko! Nie chce slyszec zadnych tylko! I nie chce, zebyscie uwazali mnie za faceta wrzaskliwego. Kapral Strappi byl wrzaskliwy, ale to przeciez piekielny politruk! Slowo honoru daje, nie jestem wrzaskliwy, ale jesli nie wrocisz na posterunek w ciagu trzydziestu sekund, to wyrwe ci jezyk!
Stukacz odbiegla. Sierzant Jackrum odchrzaknal i kontynuowal juz spokojniejszym tonem.
— To, chlopcy, bylo cos, co nazywam prawdziwa wykloda o zyciu, nie taka wymyslna o polityce, jakie wyglaszal wam Strappi. — Zakaszlal. — Celem tej wyklody jest to, byscie zdali sobie sprawe, jak stoimy. A stoimy po uszy w bagnie. I nie byloby gorzej, nawet jakby zaby z nieba padaly. Sa pytania?
Poniewaz nie bylo, a zdziwieni rekruci milczeli, mowil dalej. Rownoczesnie zaczal powolny spacer wokol oddzialu.
— Wiemy, ze na tym terenie operuja oddzialy wroga. W chwili obecnej nie maja butow. Ale znajda sie inni, majacy butow pod dostatkiem. W tym regionie moga byc rowniez dezerterzy. To nie beda mili ludzie! Beda niegrzeczni! Zatem porucznik Bluza zdecydowal, ze bedziemy podrozowac noca i poza traktami. Owszem, spotkalismy sie z przeciwnikiem i pokonalismy go. To byl traf. Nie spodziewali sie, ze bedziecie twardymi i hardymi zolnierzami. Wy tez nie, wiec nie chcialbym, zebyscie wpadli w zarozumialosc. — Pochylil sie i jego twarz znalazla sie o kilka cali od Polly. — Czujecie sie zarozumiali, szeregowy Perks?
— Nie, sierzancie!
— To dobrze. Dobrze. — Jackrum odstapil. — Idziemy na front, chlopcy. Jest wojna. A w czasie paskudnej wojny gdzie najlepiej sie znalezc? Oprocz ksiezyca oczywiscie. No? Wie ktos?
Nefryt wolno uniosla reke.
— No, mowcie — zachecil ja sierzant.
— W armii, sierzancie — powiedziala troll. — Bo… — Zaczela odliczac na palcach. — Jeden, dostajesz bron, zbrojem i resztem. Dwa, jestes otoczony przez innych uzbrojonych. Eee… Duzo, dostajesz zold i lepsze zarcie niz tacy z cywilow. Eee… Mnostwo, jak siem poddajesz, biorom cie do niewoli, a som przepisy o niewoli, takie jak niekopanie jencow po glowie i rozne inne, bo jak kopiesz ich jencow po glowie, to oni kopia naszych jencow po glowie i to tak, jakbys sam siebie kopal po glowie, ale nie ma takiego prawa, zeby nie kopac wrogich cywilow po glowie. Sa tez inne rzeczy, ale skonczyly mi siem numery. — Usmiechnela sie do nich brylantowo. — Moze jestesmy powolni, ale nie gupi — dodala.
— Jestem pod wrazeniem, szeregowy — przyznal Jackrum. — I macie racje! Jedyna osa w dzemie to fakt, ze jeszcze nie jestescie zolnierzami. Ale w tym akurat moge wam pomoc. Byc zolnierzem nie jest trudno. Gdyby bylo, zolnierze nie dawaliby sobie z tym rady. Trzeba koniecznie spelniac tylko trzy zadania, a mianowicie: jeden, sluchac rozkazow, dwa, dowalic nieprzyjacielowi solidnie i mocno, trzy, nie ginac. Zrozumieliscie? Dobrze. Jestescie prawie u celu! Brawo! Proponuje, ze bede wam asystowal w wykonywaniu wszystkich trzech! Jestescie moimi malymi chlopaczkami i ja o was zadbam. A tymczasem macie swoje obowiazki. Kukula, do gotowania! Szeregowy Perks, zajmiecie sie rupertem! A potem cwiczcie golenie! Ja teraz odwiedze tych na warcie i przekaze im slowo boze! Rozejsc sie!
Utrzymaly cos zblizonego do postawy zasadniczej, dopoki sierzant nie oddalil sie poza zasieg sluchu. Dopiero potem odetchnely.
— Dlaczego on zawsze krzyczy? — spytala Kukula. — Przeciez wystarczyloby mu zapytac…
Polly przelala straszliwe skubbo do blaszanej miski i niemal pobiegla do szalasu porucznika. Uniosl glowe znad mapy i usmiechnal sie, jakby dostarczyla mu prawdziwe smakolyki.
— Ach, skubbo — powiedzial.
— Tak naprawde to my jemy co innego, sir. I na pewno wystarczy dla wszystkich…
— Wielkie nieba, nie… Lata minely, odkad jadlem cos podobnego — zapewnil Bluza i siegnal po lyzke. — Oczywiscie w szkole nie zachwycalo nas to tak bardzo.
— Dostawal pan takie jedzenie w szkole, sir?
— Tak. Prawie codziennie.
Polly nie calkiem potrafila to zrozumiec. Bluza byl dobrze urodzony, a dobrze urodzeni dobrze sie odzywiaja, tak?
— Zrobil pan cos zlego, sir?
— Nie mam pojecia, o co ci chodzi, Perks. — Bluza chlipal straszliwa ciecz. — Ludzie odpoczeli?
— Tak, sir. Ci zabici troche nami wstrzasneli…
— Rozumiem. Paskudna historia. — Porucznik westchnal. — Ale niestety, taka jest wojna. Zaluje tylko, ze tak szybko musieliscie sie o tym przekonac. To zwykle niedopatrzenie, od samego poczatku. Mam nadzieje, ze wszystko sie wyjasni, kiedy juz dotrzemy do Kneck. Zaden general nie moze przeciez oczekiwac, ze tacy mlodzi chlopcy w jednej chwili stana sie zolnierzami. Bede mial cos do powiedzenia w tej kwestii.
Jego krolicze rysy wydawaly sie bardzo zdeterminowane, jak u chomika, ktory nagle wypatrzyl otwor w kolowrotku.
— Czy jestem jeszcze do czegos potrzebny, sir? — upewnila sie Polly.
— Hm… Czy ludzie o mnie rozmawiaja, Perks?
— Wlasciwie nie, sir. Nie.
Porucznik wydawal sie rozczarowany.
— Aha. No tak. Dziekuje ci, Perks.
Polly zastanawiala sie, czy Jackrum kiedykolwiek sypia. Stala na warcie, gdy bezglosnie wyszedl spoza niej i zawolal:
— Zgadnij kto to, Perks! Jestes na posterunku! Powinienes zobaczyc straszliwych wrogow, zanim oni cie zobacza. Jakie sa cztery glowne elementy warty?
— Ksztalt, cien, sylwetka, blysk, sierzancie! — Polly stanela na bacznosc.