Towering usmiechnal sie porozumiewawczo.
— Nie wie pan?
— Nie — odparl chlodno Bluza.
— Naprawde pan nie wie? — Towering wybuchnal smiechem. Zachowywal sie zbyt swobodnie jak na zwiazanego czlowieka, za to Bluza mowil jak ktos uprzejmy i zaniepokojony, kto probuje udawac stanowczego i opanowanego. Wedlug Polly to jakby dziecko blefowalo w pokerze, grajac z kims nazywanym Doc.
— Nie mam ochoty na takie zabawy. Gadaj, o co chodzi! — zawolal Bluza.
— Wszyscy o was slyszeli, poruczniku. Jestescie Potwornym Regimentem — oznajmil jeniec. — Bez urazy, oczywiscie. Mowia, ze macie trolla i wampira, i Igora, i wilkolaka. Mowia, ze… — Zachichotal. — Mowia, ze pokonaliscie ksiecia Heinricha i jego ochrone, ukradliscie im buty i zmusiliscie, zeby z powrotem kicali na golo!
W gaszczu niedaleko zaspiewal slowik. Przez dluzsza chwile nikt mu nie przeszkadzal. Wreszcie odezwal sie Bluza.
— Ha… Nie, tak naprawde to sie mylicie, sierzancie. Tamten nazywal sie kapitan Horentz…
— Tak… Akurat by wam powiedzial, kim jest, kiedy groziliscie mu bronia. Slyszalem od kumpla, ze ktorys z was kopnal go w parowe i dwa na twardo, ale nie widzialem jeszcze obrazka.
— Ktos zrobil mu obrazek, jak go kopia? — spytala Polly, nagle przejeta zgroza.
— Nie, tego nie. Ale wszedzie sa obrazki jego w lancuchach, a slyszalem, ze przeslali je tez sekarem do Ankh-Morpork.
— I jest… i sie rozzloscil? — zajaknela sie. Przeklinala w duchu Ottona Chrieka i jego ikonografie.
— Zaraz, niech pomysle… — mruknal sarkastycznie Towering. — Rozzloscil? Nie, chyba jednak nie. „Wsciekl sie” to lepsze okreslenie. Albo „dostal szalu”. Tak, chyba najlepsze bedzie „dostal szalu”. I teraz bardzo wielu ludzi was szuka, chlopcy. Brawo.
Nawet Bluza zauwazyl niepokoj Polly.
— Eee… Perks — powiedzial. — Czy to nie ty…
Raz po raz slowa „obogowiekopnelamksieciawparoweidwanatwardo” krazyly w umysle Polly niczym chomik biegajacy w kolowrotku… Az nagle trafily w cos twardego.
— Tak, sir — odparla. — Narzucal sie mlodej kobiecie, sir, jesli pan pamieta.
Zmarszczka na czole Bluzy zniknela nagle. Porucznik usmiechnal sie z dziecinna chytroscia.
— Pchal sie z lapami, co? Na powaznie?
— Nie tylko o lapy mu chodzilo, sir — zapewnila zirytowana Polly.
Towering zerknal na Lazer, ponuro sciskajaca kusze, ktorej — Polly wiedziala dobrze — dziewczyna sie bala. I na Igorine, ktora naprawde wolalaby trzymac teraz skalpel niz szable i wygladala na bardzo niespokojna.
Polly zauwazyla jego usmieszek.
— Sami widzicie, sierzancie Towering — rzekl porucznik. — Oczywiscie wszyscy wiemy, ze w wojennym czasie zdarzaja sie zachowania godne potepienia. Jednakze nie spodziewamy sie ich od ksiecia z panujacego rodu[5]. Jesli mamy byc scigani, poniewaz dzielny mlody zolnierz nie dopuscil, by sytuacja stala sie jeszcze bardziej obrzydliwa, to trudno.
— Nic dodac, nic ujac — przyznal jeniec. — Prawdziwy bledny rycerz, co? Przynosi wam zaszczyt, poruczniku. Jest szansa na te herbate?
Chuda piers Bluzy nadela sie duma z komplementu.
— Tak. Perks, przynies herbate, jesli mozna prosic.
I zostawic was z tym czlowiekiem, ktory az promieniuje checia ucieczki, pomyslala Polly.
— Czy szeregowy Goom moglby pojsc… — zaczela.
— Slowko na osobnosci, Perks — warknal Bluza.
Skinal na nia. Podeszla, ale wciaz zerkala na sierzanta Toweringa. Mial co prawda zwiazane rece i nogi, ale czlowiekowi, ktory tak sie usmiecha, nie zaufalaby, chocby byl przybity do sufitu.
— Perks, doceniam twoj wklad, ale nie pozwole, zeby bez przerwy ktos kwestionowal moje rozkazy — oswiadczyl Bluza. — Jestes w koncu moim ordynansem! Mam wrazenie, ze akceptuje dosc „luzne” zwyczaje, ale wymagam posluszenstwa. Jasne?
Miala wrazenie, jakby zaatakowala ja zlota rybka, jednak trudno bylo odmowic porucznikowi racji.
— Eee… Przepraszam, sir — powiedziala.
Cofala sie jak najdalej, zeby nie przeoczyc zakonczenia tragedii, a potem odwrocila sie i pobiegla.
Jackrum siedzial przy ogniu z lukiem jenca na kolanach. Duzym skladanym nozem odcinal kawalki czegos, co przypominalo czarna kielbase. Przezuwal.
— Gdzie reszta, sir? — spytala Polly, nerwowo szukajac kubka.
— Wyslalem ich na zwiad po okolicy. Nigdy dosc ostroznosci, jesli nasz przyjaciel ma tu swoich kumpli.
To calkiem rozsadne. Ale w efekcie polowa oddzialu biega po lesie…
— Pamieta pan tego kapitana w koszarach, sierzancie? To byl…
— Mam dobry sluch, Perks. Kopnales go w Krolewskie Prerogatywy, co? Robi sie naprawde ciekawie.
— To sie zle skonczy, sierzancie. Wiem, ze to sie zle skonczy.
Zdjela z haka kociolek i napelnila imbryk, wylewajac polowe wody.
— Zujesz, Perks? — zapytal Jackrum.
— Co, sierzancie? — zdziwila sie mimowolnie.
Jackrum podsunal jej maly kawalek czegos lepkiego i czarnego.
— Tyton. Tyton do zucia — wyjasnil. — Wole Czarnoserc od Wesolego Zeglarza, bo mocza go w rumie, ale niektorzy…
— Sierzancie, ten czlowiek ucieknie, sierzancie! Wiem, ze tak! Nie nasz porucznik tam dowodzi, ale on! Zachowuje sie calkiem przyjaznie i w ogole, ale widze po jego oczach, sierzancie…
— Jestem pewien, ze porucznik Bluza wie, co robi, Perks — oswiadczyl Jackrum sztywno. — Nie wmowisz mi chyba, ze zwiazany jeniec moze pokonac czworke naszych ludzi.
— Niech to motyla noga! — zawolala Polly.
— Tam w glebi, w takiej starej czarnej puszce — podpowiedzial Jackrum.
Polly wsypala do wody troche najgorszej herbaty, jaka mogl zaparzyc zolnierz.
Biegiem wrocila na polanke.
Zadziwiajace, ale jeniec nadal siedzial na trawie, nadal ze zwiazanymi rekami i nogami. Inni Serozercy obserwowali go przygnebieni. Polly uspokoila sie, ale tylko troche.
— …to wyglada, poruczniku — tlumaczyl jeniec. — Zadna hanba teraz sie wycofac, prawda? On i tak wkrotce was dopadnie, bo teraz to juz sprawa osobista. Ale jesli pojdziecie ze mna, postaram sie, zeby dobrze sie to skonczylo. Naprawde nie chcecie, zeby dopadli was ciezcy dragoni. Oni nie maja poczucia humoru…
— Herbata gotowa — oznajmila Polly.
— Dziekuje ci, Perks — rzekl porucznik. — Mysle, ze mozemy przynajmniej uwolnic sierzantowi Toweringowi rece, co?
— Tak, sir — odpowiedziala Polly, majac na mysli: „Nie, sir”.
Jeniec podsunal jej zwiazane przeguby, a Polly ostroznie siegnela do nich nozem, trzymajac kubek jak bron.
— Sprytnego ma pan tu chlopaka, sierzancie — pochwalil Towering. — Zgaduje, ze sprobuje wyrwac mu noz. Dobry zolnierz.
Polly rozciela sznur i szybko cofnela reke. Potem ostroznie podala kubek.
— I herbate tez przygotowal letnia, zeby nie parzyla, kiedy chlusne mu w twarz — ciagnal Towering.
Rzucil jej szczere, otwarte spojrzenie skonczonego drania.
Polly wytrzymala je — klamstwo za klamstwo.
— No tak… Ludzie z Ankh-Morpork maja mala prase drukarska na wozie, po drugiej stronie rzeki. — Jeniec wciaz obserwowal Polly. — Dla morale, jak mowia. I poslali obrazek do miasta, przez sekary. Nie pytajcie jak. Owszem, niezly obrazek. „Nieopierzeni rekruci pokonuja chlube Zlobenii”, napisali. Zabawne, ale wyglada to, jakby piszacy tez nie poznal ksiecia. Za to my wszyscy poznalismy.
Jego glos zabrzmial jeszcze bardziej przyjaznie.
— No wiec posluchajcie mnie, koledzy. Jestem piechurem, jak wy, i bardzo mi sie podoba, kiedy ci oslarze