zlodziejskie lobuzy porwaly je do gniazda.

Machnela pomietym i zabrudzonym, ale zloconym zaproszeniem.

W zapadlej nagle ciszy Agnes miala wrazenie, ze slyszy, jak rosna stalaktyty.

— Oczywiscie — odparla babcia. — Domyslilam sie od razu.

Ale ta chwila byla troche za dluga, troche za cicha…

— I wiesz, ze Verence sprowadzil omnianskiego kaplana, zeby nadal imie malej Esme?

I znowu… odrobine za dluga, minimalnie zbyt cicha…

— Rozumiesz chyba, ze musialam myslec o innych sprawach — odparla babcia.

Zerknela na dziecko lezace u Magrat na kolanach.

— Dlaczego ma taka spiczasta glowe? — spytala.

— To ten kapturek, ktory niania zrobila jej na drutach — wyjasnila Magrat. — Tak wlasnie mial wygladac. Chcesz ja potrzymac?

— Chyba ma calkiem wygodnie tam, gdzie jest — powiedziala niepewnie babcia.

Nie wiedziala, jak mala ma na imie! — szepnela Perdita. Mowie ci! Niania uwaza, ze babcia byla w jej umysle, poznaje po tym, jak na nia patrzyla, ale przeciez wtedy by wiedziala, jak ma na imie, a nie wiedziala, przysiegam. Nie zrobilaby nic, co by moglo zaszkodzic dziecku…

Babcia otrzasnela sie.

— Zreszta jesli pojawil sie jakis klopot, to coz, macie przeciez trzy czarownice. Nigdzie nie jest powiedziane, ze ktoras z nich powinna… — skinela glowa w strone Agnes — …byc babcia Weatherwax. Poradzicie sobie jakos. Juz za dlugo bylam tu czarownica i pora… zmienic… robic cos innego.

— Zamierzasz sie tu ukrywac? — spytala Magrat.

— Nie mam zamiaru sie powtarzac, moja droga. Ludzie nie beda mi juz mowic, co niby powinnam. Wiem, co sie powinno, a co nie. Twoj maz zaprosil do kraju wampiry, tak? No to masz swoja nowoczesnosc. Przeciez wszyscy inni wiedza, ze wampir nie ma nad toba wladzy, o ile go nie zaprosisz, a jezeli zaprasza krol, to moga wbic zeby w cale panstwo. Jestem tylko stara kobieta, ktora mieszka w lesie, i ja mam wszystko naprawiac? Mam za soba cale zycie powinnosci, od mozna do nie mozna, ale teraz to juz skonczone i bede wdzieczna, jesli wyniesiecie sie z mojej jaskini. To wszystko.

Niania zerknela na dwie pozostale czarownice i wzruszyla ramionami.

— No to chodzmy — rzekla. — Jesli sie pospieszymy, bedziemy przy miotlach przed zmrokiem.

— I to juz? — zdziwila sie Magrat.

— Wszystko sie konczy — odparla babcia. — Zamierzam odpoczac sobie tutaj, a potem ruszam w droge. Wiele jest miejsc do odwiedzenia.

Zmus ja teraz, zeby powiedziala prawde, odezwala sie Perdita. Agnes nie sluchala jej. „Powinnas” calkiem wystarczylo.

— Ruszamy — powiedziala niania. — Chodzcie.

— Ale…

— Ale zadnych ale, jak by powiedziala babcia.

— Otoz to! — Babcia ulozyla sie na piasku.

Kiedy wyszly gesiego z jaskini, Agnes uslyszala, jak Perdita zaczyna liczyc.

Magrat poklepala sie po kieszeniach. Niania poklepala nogawki swoich reform.

Zaczela Magrat.

— Oj, musialam zo…

— Niech to, zostawilam tam fajke — powiedziala niania tak szybko, ze zdanie wyprzedzilo to pierwsze.

Piec sekund, stwierdzila Perdita.

— Nie zauwazylam, zebys ja wyjmowala — powiedziala Agnes.

Niania spojrzala na nia surowo.

— Rzeczywiscie? W takim razie lepiej, zebym tam poszla i ja zostawila, prawda? Ty tez czegos zapomnialas, Magrat? Nie martw sie, poszukam tego, cokolwiek to bedzie.

— No? — spytala Magrat, kiedy niania ruszyla z powrotem.

— Babcia na pewno nie mowila prawdy — oswiadczyla Agnes.

— Nigdy nie mowi prawdy. Oczekuje, ze sama do niej dojdziesz.

— Ale ma racje, ze jestesmy trzema czarownicami.

— Owszem. Tylko ze nie planowalam do tego wracac. Mam wiele innych spraw na glowie. No, moze kiedy Esme bedzie starsza, troche aromaterapii w ramach dodatkowych zajec, ale przeciez nie powazne, pelne czarownictwo. Ta historia z moca trojki jest… no, bardzo staroswiecka.

Wiec co teraz mamy? — wtracila sie Perdita. Wyuczona, ale praktycznie niedoswiadczona mloda kobiete, zabiegana mloda matke i siwowlosa pania w zlotym wieku. Nie brzmi to szczegolnie mitycznie, nie sadzisz? Ale Magrat, kiedy tylko uslyszala, ze babcia ma klopoty, zapakowala coreczke i nawet nie pomyslala o mezu…

— Zaczekaj chwile… posluchaj — szepnela Agnes.

— Czego?

— Po prostu sluchaj… glos odbija sie echem w tych jaskiniach…

Niania Ogg siadla na piasku i przesunela sie pare razy tam i z powrotem, zeby usadowic sie wygodnie. Wyjela fajke.

— A tak poza tym — odezwala sie — to jak sie czujesz?

Nie bylo odpowiedzi.

— Dzis rano spotkalam pania Patternoster — ciagnela swobodnie niania. — Te spod Kromki. Akurat przelatywalam. Pani Ivy dobrze to znosi, mowila.

Dmuchnela oblokiem dymu.

— Wytlumaczylam jej to i owo — dodala.

Ciemna lezaca postac wciaz milczala.

— Nadawanie imienia poszlo calkiem dobrze. Chociaz kaplan zielony jak trawa na wiosne.

— Nie potrafie ich pokonac, Gytho — odezwala sie babcia. — Nie potrafie i nic na to nie poradze.

Jeden z ukrytych talentow niani Ogg polegal na tym, ze wiedziala, kiedy nie nalezy nic mowic. Tworzylo to w rozmowie wyrwe, ktora ta druga osoba czula sie w obowiazku wypelnic.

— Maja umysly jak stal. Nie moge ich dotknac. Probowalam wszystkiego, kazdej sztuczki. Szukali mnie, ale poki tu jestem, nie moga sie zogniskowac. Ten najlepszy prawie dostal mnie w domku. W moim domku!

Niania Ogg zrozumiala groze tego faktu. Chatka czarownicy jest jej twierdza.

— Nigdy jeszcze nie czulam czegos takiego, Gytho. Mial setki lat, zeby sie doskonalic. Zauwazylas te sroki? Uzywa ich jak oczu. I jest sprytny. Nie da sie zlapac na kanapke z czosnkiem, to pewne. Tyle zdolalam odkryc. Te wampiry sie uczyly! Nigdy wczesniej nie robily nic takiego. Nie umiem znalezc do nich zadnego podejscia. Sa potezniejsze, silniejsze… Mowie ci, stanac naprzeciw niego umysl w umysl to jak pluc pod wiatr w huraganie.

— I co masz zamiar zrobic?

— Nic! Bo nic zrobic nie moge! Nie rozumiesz, co ci probuje wytlumaczyc? Nie wiesz, ze leze tu przez caly dzien i usiluje cos wymyslic? One wiedza wszystko o magii, Pozyczanie jest dla nich druga natura, sa szybkie, a nas uwazaja za bydlo, ktore umie mowic… Nie spodziewalam sie czegos takiego, Gytho. Zastanawiam sie nad tym bez przerwy, w kolko, i zupelnie nic mi nie przychodzi do glowy.

— Zawsze jest jakis sposob — stwierdzila niania.

— Ale ja go nie widze. To koniec, Gytho. Rownie dobrze moge tak tu lezec, dopoki woda na mnie nie nakapie i nie zmienie sie w kamien, jak ta stara wiedzma przy wejsciu.

— Cos znajdziesz. Kobiety Weatherwaxow nie pozwalaja sie pokonac. Maja to we krwi, zawsze mowilam.

— Juz jestem pokonana, Gytho. Zanim jeszcze zaczelam. Moze ktos inny zna jakis sposob, ale ja nie. Stanelam przeciwko umyslowi, ktory jest lepszy od mojego. Jakos udaje mi sie nie dopuszczac go do siebie, ale sama nie moge sie przedrzec. Nie moge walczyc.

Nianie Ogg ogarnelo lodowate przeczucie, ze babcia Weatherwax mowi powaznie.

— Nigdy nie sadzilam, ze uslysze cos takiego od ciebie — szepnela.

Вы читаете Carpe jugulum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату