wzrostu szesciu cali. Trzymal miecz mniej wiecej taki dlugi, jak jego wlasciciel.

— Aha! Tero scygo scujes swojego zapchloka miaukujoncy! — wrzasnal.

— A, to ty. — Niania uspokoila sie. — Napijesz sie czegos? Miecz zostal nieco opuszczony, ale z wyrazna sugestia, ze w razie czego natychmiast wroci do poprzedniej pozycji.

— Co mo?

Niania siegnela do skrzynki obok swojego fotela i wybrala butelke.

— Jablkownik? Moj najlepszy. Dobry rocznik.

Oczy ludzikowi rozblysly.

— Zesla wtoa?

— Wlasnie. Agnes, otworz pudelko z szyciem i wyjmij naparstek. Podejdz no tu, czlowieku. — Niania odkorkowala butelke, trzymajac ja z dala od ognia, i napelnila naparstek. — Moje panie, to jest… niech no sie przyjrze tatuazom… tak, ten tutaj to jeden z Nac mac Feegle’ow. Male dranie mniej wiecej raz do roku schodza z gor i obrabiaja mi gorzelnie. Tak, chyba rozpoznaje ten desen.

— Jou, gralowo, isto. Rycht je tako! — powiedzial niebieski ludzik, biorac naparstek.

— Co to za jedni? — chciala wiedziec Magrat.

— To gnomy — wyjasnila niania.

Ludzik odsunal naparstek.

— Piktale!

— Krasnale, skoro sie upierasz — ustapila niania. — Zyja wysoko na wrzosowiskach, w strone Uberwaldu…

— Ha! Cobys tak rycht gadko miala, staro gralko! Gizdy! Piekielne krwipijce nos wyryckujom…

Niania sluchala, kiwajac glowa. W polowie tyrady ludzika dolala mu do naparstka.

— Jasne — rzekla, kiedy zdawalo sie, ze juz skonczyl. — No wiec mowil, ze wampiry wypieraja Nac mac Feegle’ow, rozumiecie? I wypedzaja… — Poruszala wargami, sprawdzajac rozne tlumaczenia. — Starych ludzi?

— To okrutne! — zawolala Magrat.

— Nie, chodzi mi o… stare ludy. Rasy. Tych, ktorzy zyja… po katach. No wiecie, ci, ktorych nie widuje sie za czesto… Centaury, strachy, gnomy…

— Piktale!

— No wlasnie. Usuwaja ich z krainy.

— Ale dlaczego to robia?

— Pewnie juz nie sa modne — uznala niania.

Agnes uwaznie przyjrzala sie krasnalowi. W skali uduchowienia od jednego do dziesieciu wygladal, jakby byl na calkiem innej skali, prawdopodobnie zagrzebanej gleboko w oceanicznym mule. Niebieski kolor jego skory, jak teraz zauwazyla, bral sie od tatuazy i farby. Rude wlosy sterczaly na wszystkie strony. Jedynym ustepstwem wobec klimatu byla skorzana przepaska biodrowa.

Zauwazyl, ze na niego patrzy.

— Cegoj pacaly slipis, wielko dzioucho! Grube szychy!

— Eee… przepraszam… — wyjakala Agnes.

— Niezly jezyk, prawda? — powiedziala niania. — Ma w sobie cos z wrzosu i gnijacych lisci. Ale kiedy Nac mac Feegle’owie stoja po twojej stronie, jest dobrze.

Krasnal pomachal na nianie naparstkiem.

— Dolej tej sieklej „limoniady”, scygo!

— Aha, nie dasz sie oszukac. Pewnie chcialbys czegos naprawde mocnego.

Niania podniosla z fotela poduszke i wyjela butelke z czarnego szkla, z korkiem umocowanym drutem.

— Chcesz mu to dac? — wystraszyla sie Magrat. — To przeciez twoja lecznicza whisky!

— I zawsze tlumaczysz ludziom, ze sluzy wylacznie do zastosowan zewnetrznych! — dodala Agnes.

— Coz, Nac mac Feegle to rasa o mocnych glowach. — Niania wreczyla alkohol malemu czlowieczkowi. Ku zdumieniu Agnes, ze swobodna latwoscia zlapal wieksza od siebie butelke. — Masz tu, chlopie. I podziel sie z kolegami, bo wiem, ze sa gdzies w poblizu.

W kredensie brzeknelo. Czarownice obejrzaly sie. Setki krasnali pojawily sie nagle wsrod bibelotow. Wiekszosc nosila spiczaste czapki wygiete tak, ze szpic praktycznie wskazywal w dol. Wszyscy mieli miecze.

— Zadziwiajace, jak potrafia sie wtopic w tlo — powiedziala niania. — Glownie dzieki temu przez te wszystkie lata byli bezpieczni. Temu i oczywiscie zabijaniu wiekszosci ludzi, ktorzy ich zobaczyli.

Greebo bardzo cicho wycofal sie i usiadl pod jej fotelem.

— Czyli… panowie zostali wypedzeni przez wampiry, tak? — spytala niania.

Butelka wznosila sie i opadala w tlumie. Podniosl sie gwar.

— Licho!

— Te siekle sybkie dimony!

— Niech ich, cinsko walic!

— Grube szychy!

— Sugeruje, zebyscie zatrzymali sie w Lancre — zaproponowala niania, przekrzykujac ogolny harmider.

— Chwileczke, nianiu… — zaprotestowala Magrat.

Niania machnela na nia reka.

— Jest na jeziorze taka wysepka — mowila, podnoszac glos. — Zyja na niej czaple. Dobre miejsce. Mnostwo ryb, mozna polowac w dolinie…

Niebieskie krasnale zbily sie w gromadke.

— Jescy kto? Nie bryjes nos, scygo!

— Bedziecie ja mieli tylko dla siebie — obiecala niania. — Ale koniec z porywaniem bydla.

— Porywaja bydlo? — zdumiala sie Agnes. — Normalne, dorosle krowy? Ilu ich do tego trzeba?

— Czterech.

— Czterech?

— Po jednym pod kazda noge. Widzialam, jak to robia. Krowa chodzi sobie po lace i mysli o swoich sprawach, az nagle trawa szelesci, jakis maly lobuz krzyczy „Hop, hop, hop!”, a potem biedne zwierze przejezdza obok, nawet nie poruszajac nogami. Sa silne jak karaluchy. Zanim na takiego krasnala nadepniesz, lepiej pilnuj, zebys miala grube podeszwy.

— Nianiu, nie mozesz im oddac wyspy! Nie nalezy do ciebie — oburzala sie Magrat.

— Do nikogo nie nalezy — przypomniala niania.

— Nalezy do krola!

— Aha. No ale co jego, to twoje, wiec oddaj im te wyspe, a Verence moze pozniej podpisac jakis papier. Warto — zapewnila niania. — Warto za czynsz w postaci niekradzenia naszego bydla. W przeciwnym razie zobaczysz bardzo szybko smigajace krowy. Czasami do tylu.

— Nie poruszajac nogami? — upewnila sie Agnes.

— Tak jest.

— No… — zaczela Magrat.

— W dodatku moga sie przydac. — Niania znizyla glos. — Bicie to cos, co lubia najbardziej.

— Isto zes pomniala akwesbar!

— Picie to cos, co lubia najbardziej — poprawila sie niania.

— Tam, chebadwa!

— Picie i bicie to jest cos, co lubia najbardziej — powiedziala niania.

— I dmuchac mubestie!

— I krasc krowy — uzupelnila niania. — Picie, bicie i kradzenie krow to cos, co lubia najbardziej. Sluchaj, Magrat, lepiej zeby byly tutaj i sikaly na zewnatrz, niz gdyby byly na zewnatrz i sikaly do srodka. Jest ich duzo i bedziesz mokra po kostki.

— Ale co moga zrobic? — zapytala Magrat.

— No wiesz… Greebo sie ich boi.

Greebo stal sie teraz para zaleknionych oczu w mroku, jednym zoltym, drugim perlowobialym. Na czarownicach wywarlo to wrazenie. Greebo powalil kiedys losia. Praktycznie biorac, nie istnialo nic, czego by nie

Вы читаете Carpe jugulum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату