— Wracajcie. Nie ma sensu trzymac dziecka na chlodzie.
— A co ty bedziesz robic?
— Moze pojde gdzies dalej. A moze zatrzymam sie tutaj.
— Nie mozesz zatrzymac sie tutaj na zawsze, Esme.
— Zapytaj tej przy wejsciu.
To bylo chyba wszystko, co dalo sie powiedziec. Niania odeszla, w sasiedniej grocie znalazla dwie pozostale, wygladajace odrobine zbyt niewinnie, i poprowadzila je na otwarta przestrzen.
— Widze, ze znalazlas fajke — zauwazyla Magrat.
— Tak, dziekuje.
— Co ona ma zamiar zrobic?
— Wy mi powiedzcie — odparla niania. — Wiem, ze sluchalyscie. Nie bylybyscie czarownicami, gdybyscie jakos nie sluchaly.
— No wiec co mozemy zrobic takiego, czego ona nie moze? Jesli ona jest pokonana, to my tez. Prawda?
— O co jej chodzilo z tym „od mozna do nie mozna”? — spytala Magrat.
— Och, od pierwszej chwili poranka, kiedy mozna juz cos widziec, do ostatniej wieczoru, kiedy nie mozna.
— Naprawde jest w fatalnym nastroju…
Niania zatrzymala sie przy kamiennej wiedzmie. Fajka jej zgasla, wiec potarla zapalke o haczykowaty kamienny nos.
— Jest nas trzy — przypomniala. — To wlasciwa liczba. Wiec zaczniemy od porzadnego sabatu…
— Nie martwisz sie? — spytala Agnes. — Ona… ona rezygnuje…
— W takim razie to my musimy dzialac, prawda? — odparla niania.
Niania ustawila kociolek na srodku podlogi — dla nastroju, chociaz sabat czarownic pod dachem po prostu nie wydawal sie wlasciwy, a bez babci Weatherwax bylo jeszcze gorzej.
Perdita twierdzila, ze wygladaja jak ckliwe dziewczynki, ktore bawia sie w sabat. Jedyny ogien w pomieszczeniu plonal w czarnym zelaznym piecyku — najnowszy model, niedawno zainstalowany dla niani przez jej kochajacych synow. Stojacy na nim czajnik zaczal bulgotac.
— Zrobie herbate, dobrze? — Magrat wstala.
— Nie, siadaj. Parzenie herbaty nalezy do Agnes — upomniala ja niania. — Ty jestes matka, wiec masz nalewac.
— A ty, nianiu? — zainteresowala sie Agnes.
— Ja pije — odparla spokojnie niania. — Do rzeczy. Musimy dowiedziec sie czegos wiecej, dopoki jeszcze sie przyjaznie zachowuja. Agnes, wrocisz do zamku razem z Magrat i dzieckiem. I tak przyda jej sie dodatkowa pomoc.
— Ale co nam z tego przyjdzie?
— Przeciez sama mowilas: wampiry na ciebie nie maja wplywu. Kiedy tylko probuja zajrzec do umyslu Agnes, on tonie, a Perdita wysuwa sie do gory jak na hustawce. A kiedy patrza na Perdite, znowu wraca Agnes. No i wyraznie wpadlas w oko mlodemu Vladowi, co?
— Na pewno nie!
— Akurat — mruknela niania. — Mezczyzni zawsze lubia kobiety, ktore sa troche tajemnicze. Lubia wyzwania, rozumiesz. I kiedy bedzie mial na oku ciebie, jak masz na oku Magrat, drugim okiem masz go obserwowac, jasne? Kazdy ma jakas slabosc. Moze nie skonczymy z tymi wampirami, podchodzac do zaslon i mowiac „Oj, alez tutaj duszno”, ale musi byc jakis inny sposob.
— A jesli nie ma?
— Wyjdz za niego — odparla stanowczo niania.
Magrat az syknela. Imbryk brzeknal jej w dloni.
— To okropne! — powiedziala.
— Predzej sie zabije — oswiadczyla Agnes.
— To nie musi byc dlugie malzenstwo — pocieszyla ja niania. — Wsadz zaostrzony kolek za podwiazke, a nasz chlopak bedzie zimny, zanim jeszcze skonczy kroic tort weselny.
— Nianiu!
— Albo moze zdolalabys go tak jakby… no, przekonac, zeby troche sie zmienil — ciagnela niania. — Zadziwiajace, czego potrafi dokonac zona, jesli wie, co chce osiagnac… albo wiedza w waszym przypadku, oczywiscie. Wezmy takiego krola Verence’a I. Zawsze rzucal kosci z miesa za siebie, dopoki sie nie ozenil. Krolowa sklonila go, zeby ukladal je z boku talerza. Niecaly miesiac bylam zona pierwszego pana Ogga, a juz zaczal wychodzic z wanny, kiedy chcial sie wysiusiac. Meza mozna udoskonalic. Moglabys jakos pchnac go w kierunku kaszanki, salcesonu i niedosmazonych stekow.
— Naprawde nie masz zadnych skrupulow, prawda, nianiu? — mruknela z gorycza Agnes.
— Nie — odparla szczerze niania. — Tutaj chodzi o Lancre. Gdybysmy byly mezczyznami, mowilybysmy teraz o oddaniu swego zycia za kraj. Jako kobiety mozemy mowic o oddaniu… no, siebie.
— Nie chce tego sluchac — oznajmila Magrat.
— Nie prosze jej o nic, czego sama bym nie zrobila.
— Naprawde? Wiec czemu…
— Bo nikt tego ode mnie nie chce. Ale jakbym tak miala z piecdziesiat lat mniej, to do lata mlodziak gryzlby tylko rzepe.
— Sugerujesz, ze poniewaz jest kobieta, powinna uzyc na nim seksualnych sztuczek? — upewnila sie Magrat. — To takie… no… takie nianioggowate, tyle tylko powiem.
— Powinna uzyc kazdej sztuczki, jaka tylko wpadnie jej do glowy — stwierdzila niania. — Nie obchodzi mnie, co mowi babcia. Zawsze znajdzie sie sposob. Jak ten bohater z Tsortu czy skads tam, ktory byl zupelnie odporny na wszystko, caly… z wyjatkiem piety, a ktos mu w te piete wbil wlocznie i go zabil…
— Wiec czego od niej oczekujesz? Ze bedzie go klula, az trafi?
— Wlasciwie to nigdy nie rozumialam tej historii. Znaczy, przeciez gdybym wiedziala, ze mam piete, ktora mnie zabije, jak ktos w nia trafi wlocznia, tobym ruszala do walki w bardzo ciezkich butach…
— Nie wiecie, jaki on jest — powiedziala Agnes, nie zwracajac uwagi na te dygresje. — Patrzy, jakby rozbieral mnie wzrokiem.
— Wzrok jest dopuszczalny — zapewnila niania.
— I jeszcze przez caly czas sie ze mnie smieje! Jakby wiedzial, ze go nie lubie, i to go jeszcze bardziej bawilo.
— Masz isc do zamku! — warknela gniewnie niania. — Za Lancre! Za krola! Za kazdego w tym kraju! A jesli to okaze sie za trudne, niech Perdita przejmie cialo, bo tak mi sie zdaje, ze w niektorych rzeczach jest lepsza.
W zaszokowanym milczeniu zabrzmial cichy brzek od strony kredensu niani.
Magrat odchrzaknela.
— J-jak za starych czasow — powiedziala. — Bez przerwy sie klocimy.
Niania wstala i z belki nad piecem zdjela wiszacy tam rondel z kutego zelaza.
— Nie mozesz tak traktowac ludzi — rzekla ponuro Agnes.
— Moge. — Niania na palcach podeszla do kredensu. — Teraz jestem ta trzecia, rozumiesz?
Bibeloty polecialy na boki i roztrzaskaly sie, kiedy mocno uderzyla rondlem o blat, dnem do gory.
— Mam cie, niebieski demonie! — krzyknela. — Myslisz, ze cie nie widzialam?
Rondel uniosl sie lekko. Niania calym ciezarem oparla sie o uchwyt, naczynie jednak sunelo wolno, kolyszac sie z boku na bok, az dotarlo do krawedzi.
Cos czerwono-niebieskiego zeskoczylo na podloge i pobieglo w strone zamknietych drzwi.
W tej samej chwili zza Agnes, przyspieszajac z kazdym krokiem, wypadl Greebo. A potem, kiedy juz mial skoczyc, zmienil zdanie. Wszystkie cztery lapy rownoczesnie wysunely pazury i wbily je w deske podlogi. Greebo przeturlal sie, poderwal na nogi i zaczal sie myc.
Czerwono-niebieska smuga uderzyla o drzwi i podniosla sie, zmieniajac w niebieskiego rudowlosego ludzika