— Wiem.

Hodgesaargh siedzial w jadalni dla sluzby, obok kuchni. Byl sam na kolacji. Po zamku krecili sie nowi ludzie, ale Hodgesaargh na ogol nie zwracal uwagi na niesokolnikow. Zawsze w zamku byli jacys inni ludzie i wykonywali jakies prace. Gdyby sie skupil, pewnie by mgliscie skojarzyl fakt, ze raz w tygodniu zostawia przy kuchni worek swoich brudnych rzeczy, a dwa dni pozniej ubrania wracaja wyprane i suche. Pojawialy sie posilki. Zwierzyna, ktora zostawial na dlugim blacie w spizarni, byla jakos oprawiana. I tak dalej.

Wracal juz do ptaszarni, kiedy jakis cien wciagnal go w mrok, zatykajac dlonia usta. — Mph?

— To ja, pani Ogg — szepnela niania. — Wszystko u ciebie w porzadku, Hodgesaargh?

— Mph.

Tym krotkim dzwiekiem Hodgesaargh zdolal przekazac, ze owszem, czuje sie swietnie, z wyjatkiem tego, ze czyjs kciuk blokuje mu oddech.

— Gdzie sa wampiry?

— Mph?

Niania puscila go.

— Wampiry? — wysapal sokolnik. — To ci, ktorzy tak powoli chodza?

— Nie, to… jedzenie — odparla niania. — A nie ma tam jakichs szykownie wygladajacych drani? Albo zolnierzy?

Cos plasnelo cicho w ciemnosci i ktos powiedzial:

— Niech to, upuscilam torbe z pieluchami. Widzialyscie, gdzie sie potoczyla?

— No, sa nowe damy i dzentelmeni — przyznal Hodgesaargh. — Kreca sie przy kuchni. I jacys ludzie w kolczugach.

— Niech to! — rzucila niania.

— Sa takie male drzwiczki przy glownym holu — przypomniala sobie Magrat. — Ale zawsze zamkniete od srodka.

Agnes przelknela sline.

— Dobrze. W takim razie wejde tam i je otworze.

Niania klepnela ja w ramie.

— Poradzisz sobie?

— No, nie moga nade mna zapanowac…

— Ale moga cie zlapac.

Vlad nie pozwoli cie skrzywdzic, wtracila Perdita. Widzialas, jak na nas patrzyl…

— Mysle, ze sobie poradze — oswiadczyla Agnes.

— Sama wiesz najlepiej, co potraficie — uznala niania. — Masz wode swiecona?

— Miejmy nadzieje, ze jest bardziej skuteczna od czosnku.

— No to powodzenia. — Niania nadstawila ucha. — Zdaje sie, ze tlum juz sie spontanicznie zbiera przed brama. Ruszaj!

Agnes pobiegla w deszczu wokol zamku, do kuchennych drzwi. Byly szeroko otwarte.

Dotarla juz do korytarza za kuchnia, kiedy ktos chwycil ja za ramie, a potem w jednej chwili staneli przed nia dwaj mlodzi ludzie.

Ubrani byli podobnie do mlodych bywalcow opery, jakich widywala w Ankh-Morpork, tyle ze ich ozdobne kamizelki bylyby przez co bardziej statecznych przedstawicieli spoleczenstwa uznane za nazbyt wyszukane. Wlosy nosili dlugie, jak poeci, ktorzy sadza, ze romantycznie splywajace loki zrekompensuja te nieszczesna niezdolnosc znalezienia rymu do zonkila.

— Gdzie sie tak spieszysz, dziewczyno? — zapytal jeden z nich.

Agnes jeknela w duchu.

— Sluchajcie — powiedziala. — Jestem bardzo zajeta. Mozemy to szybko zalatwic? Mozemy darowac sobie te wszystkie usmieszki i „Lubie dziewczyny z charakterem”? Przejdzmy od razu do tego fragmentu, kiedy wyrywam ci sie i kopie…

Jeden z nich mocno uderzyl ja w twarz.

— Nie — rzekl.

— Poskarze sie na was Vladowi! — wrzasnela Perdita glosem Agnes.

Drugi wampir sie zawahal.

— Ha! Tak, zna mnie! — oswiadczyly Agnes i Perdita razem. — Ha!

Jeden z nich zmierzyl ja wzrokiem od stop do glow.

— Niby ciebie? — rzucil lekcewazaco.

— Tak, ja — odezwal sie jakis glos.

Vlad zblizal sie swobodnym krokiem, wsunawszy kciuki w kieszonki kamizelki.

— Demone… Crimson… do mnie, prosze.

Podeszli obaj i staneli przed nim z pokora. Cos przesunelo sie blyskawicznie, a potem Vlad znowu mial kciuki w kieszonkach, a dwa wampiry osuwaly sie na posadzke, zgiete wpol.

— Tak wlasnie nie traktujemy naszych gosci. — Vlad przestapil nad zwinietym cialem Demone’a i podal dlon Agnes. — Skrzywdzili cie? Powiedz slowo, a oddam ich Lacrimosie. Wlasnie odkryla, ze macie tu izbe tortur. I pomyslec, uwazalismy Lancre za zacofane…

— Och, jest bardzo stara — odparla slabym glosem Agnes. Crimson bulgotal cicho. Nie widzialam nawet, ze poruszyl rekami, powiedziala Perdita. — No… Jest tam od wiekow…

— Doprawdy? Lacci wspomniala, ze troche brakuje pasow i obreczy. Mimo to jest bardzo… pomyslowa. Wystarczy, ze powiesz slowo.

Powiedz slowo, zachecala ja Perdita. Bedzie o dwoch mniej.

— Eee… nie — wyjakala Agnes. Aha, moralne tchorzostwo tlustej dziewuchy! — A wlasciwie kim oni sa?

— Wiesz, sprowadzilismy wozami czesc klanu. Ojciec uwaza, ze moga byc przydatni.

— Czyli to krewni?

Babcia Weatherwax powiedzialaby: tak, szepnela Perdita.

Vlad chrzaknal dyskretnie.

— Poprzez krew… No tak. W pewnym sensie. Ale… podwladni. Prosze tedy.

Delikatnie ujal ja pod ramie i poprowadzil korytarzem z powrotem, po drodze nadeptujac calym ciezarem na dygoczaca dlon Crimsona.

— Chcesz powiedziec, ze wampiryzm jest jak… system sprzedazy piramidy? — spytala Agnes.

Byla sama z Vladem. Oczywiscie, sytuacja taka miala liczne zalety wobec bycia sama z tamtymi dwoma… Jednak w takich chwilach wydawalo sie wazne, ze mogla uslyszec wlasny glos. Chocby po to, by przypomniec sobie, ze wciaz jest zywa.

— Przepraszam… — Vlad zdziwil sie. — Kto sprzedaje piramidy?

— Nie, chodzi o to… Wiesz, kasasz piec osob w szyje, a po dwoch miesiacach masz jezioro krwi tylko dla siebie.

Usmiechnal sie, ale dosc niepewnie.

— Widze, ze wiele musimy jeszcze poznac. Zrozumialem kazde slowo w tym zdaniu, ale nie samo zdanie. Na pewno mozesz mnie sporo nauczyc. I zapewniam, ze ja moge nauczyc ciebie.

— Nie — odparla chlodno Agnes.

— Ale kiedy… No nie, co ten idiota wyprawia?

Od strony kuchni zblizal sie oblok kurzu. W jego wnetrzu, z wiaderkiem i lopatka, szedl Igor.

— Igor!

— Stslucham, jastsnie panie.

— Znowu rozsypujesz kurz, tak?

— Tak, jastsnie panie.

— A dlaczego rozsypujesz kurz, Igorze? — zapytal lodowato Vlad.

— Kurz jests niezbedny, jastsnie panie. To tradyts…

Вы читаете Carpe jugulum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату