stosowal metody raczej terminalne, a poza tym powazni ludzie, ktorzy rzadko sie usmiechali, nie byliby rozbawieni, slyszac, ze zly duch, ktorego chce egzorcyzmowac, jest jego wlasny.

Nazywal te glosy Dobrym Oatsem i Zlym Oatsem. Klopot polegal na tym, ze obaj zgadzali sie co do terminologii, jednakze w rozny sposob ja stosowali.

Nawet kiedy byl jeszcze maly, jakas czesc jego uwazala, ze swiatynia jest miejscem glupim i nudnym, i probowala doprowadzic go do smiechu, kiedy powinien sluchac kazan. Ta czesc dorastala wraz z nim. Byla tym Oatsem, ktory czytal gorliwie i zawsze zapamietywal fragmenty budzace watpliwosci co do doslownej prawdziwosci Ksiegi Oma. Ow Oats szturchal go wtedy i pytal: jesli to nie jest prawda, w co mozesz wierzyc?

A druga jego polowa odpowiadala: musza istniec inne rodzaje prawdy.

Na co pytal: Inne rodzaje niz ten, ktory jest rzeczywiscie prawdziwy?

Na co mowil: Zdefiniuj „rzeczywiscie”!

I krzyczal: jeszcze nie tak dawno Omnianie rzeczywiscie zameczyliby cie na smierc za samo takie myslenie. Pamietasz o tym? Pamietasz, ilu zginelo za uzywanie mozgu, ktory, jak chyba sadzisz, ich bog im darowal? Jaki rodzaj prawdy usprawiedliwia takie cierpienia?

Nigdy wlasciwie nie udalo mu sie ubrac odpowiedzi w slowa. Potem zaczely sie bole glowy i bezsenne noce. Schizmy w tym czasie dzielily Kosciol niemal bez przerwy, a on doprowadzil chyba do schizmy ostatecznej, rozpoczynajacej wojne religijna we wnetrzu jednego umyslu.

I pomyslec, ze zostal tu przyslany dla zdrowia, gdyz drzaly mu rece i mowil do siebie, co zaniepokoilo brata Melchio…

Nie wzial sie w garsc, bo nie byl pewien, jak sie to robi, a nigdy nie osmielil sie zapytac, ale poprawil kapelusz i wyszedl w wietrzna noc, pod geste, niekomunikatywne chmury.

Wrota zamku otworzyly sie i wyszedl hrabia Magpyr w otoczeniu swych zolnierzy.

Nie zgadzalo sie to z wlasciwa tradycja narracyjna. Wprawdzie dla mieszkancow Lancre byla to sytuacja zasadniczo calkiem nowa, jednak gdzies na poziomie genetycznym wiedzieli, ze kiedy przed brama zbiera sie gniewny tlum, obiekt gniewu powinien wrzeszczec wyzywajaco w plonacym laboratorium albo zajmowac sie dramatyczna walka z jakims bohaterem na murach.

Nie powinien zapalac cygara.

Zamilkli, jedynie skwierczaly pochodnie. Kosy i widly znieruchomialy w powietrzu.

Hrabia wydmuchnal pierscien dymu.

— Dobry wieczor — powiedzial, kiedy dym sie rozwial. — Zapewne jestescie gniewnym tlumem.

Ktos z tylu, kto nie nadazal za rozwojem wydarzen, rzucil kamieniem. Hrabia zlapal go, nawet nie patrzac.

— Widly sa w porzadku — uznal. — Lubie widly. Jako widly z pewnoscia spelniaja wymagania. I pochodnie, to sie rozumie samo przez sie. Ale kosy… Nie, stanowczo nie. Zupelnie sie nie nadaja. Zapewniam was, ze kosa nie jest wlasciwa dla tlumu bronia. Mozecie mi wierzyc. Zwykly sierp jest o wiele wygodniejszy. Sprobujcie wymachiwac kosami, a szybko ktos straci ucho. Postarajcie sie o tym pamietac.

Zblizyl sie do poteznego mezczyzny z widlami.

— Jak sie nazywasz, mlody czlowieku?

— Br… Jason Ogg, prosze pana.

— Kowal?

— Tak, prosze pana.

— Zona i rodzina w dobrym zdrowiu?

— Tak, prosze pana.

— To dobrze. Macie wszystko, czego wam trzeba?

— Eee… tak, prosze pana.

— Zuch chlop. Kontynuujcie. Bylbym wdzieczny, gdybyscie w porze kolacji mogli krzyczec troche ciszej, ale oczywiscie rozumiem, ze macie do odegrania tradycyjna role. Zaraz kaze sluzbie wyniesc kilka dzbanow goracego grogu. — Strzepnal popiol z cygara. — Aha, i chcialem wam przedstawic sierzanta Kraputa, o ile mi wiadomo znanego przyjaciolom jako Zwichrowany Bill, natomiast ten drugi dzentelmen, ktory wlasnie dlubie nozem w zebach, to kapral Svitz. Jak rozumiem, nie ma zadnych przyjaciol; przypuszczam, ze istnieje nikla mozliwosc, by znalazl ich tutaj. Oni i ich ludzie, ktorych mozna chyba nazwac zolnierzami, choc w raczej swobodnym, niezbyt precyzyjnym sensie ciecia-pchniecia… — tu kapral Svitz wyszczerzyl zeby i wydlubal z pozolklego trzonowca resztke nieokreslonej racji zywnosciowej — …za mniej wiecej godzine obejma sluzbe. Jedynie ze wzgledow bezpieczenstwa, rozumiecie.

— A wtedy wypatroszymy was jak malze i wypchamy sianem — poinformowal kapral Svitz.

— No coz… To techniczny jezyk wojskowy, ktorego praktycznie nie znam — rzekl hrabia. — W kazdym razie mam nadzieje, ze nie zdarza sie zadne nieprzyjemnosci.

— A ja nie — mruknal sierzant Kraput.

— Co za zartownisie — westchnal hrabia. — Zycze wiec milego wieczoru. Chodzmy, panowie.

Cofnal sie na dziedziniec. Wrota z drewna tak ciezkiego i twardego ze starosci, ze bardziej przypominalo zelazo, zatrzasnely sie za nim z hukiem.

Po drugiej stronie przez chwile trwala cisza, a potem rozlegly sie pomruki, jakby graczom ktos zabral pilke.

Hrabia skinal Vladowi glowa i teatralnym gestem rozlozyl rece.

— Ta-dam! — powiedzial. — Tak wlasnie to robimy.

— I myslisz, ze zdolasz to zrobic po raz drugi? — odezwal sie kobiecy glos od strony schodow.

Wampiry spojrzaly na trzy czarownice.

— Ach, pani Ogg. — Hrabia niecierpliwym gestem odeslal zolnierzy. — I wasza wysokosc. I Agnes… Zaraz, to bylo „trzy na dziewczynke” czy „na trzy rusza pogrzeb”?

Kamien pekl pod stopa niani, gdy Magpyr ruszyl ku nim.

— Bierzecie mnie za durnia, drogie panie? — zapytal. — Naprawde sadzicie, ze pozwolilbym wam biegac tu swobodnie, gdyby istniala chocby najmniejsza szansa, ze potraficie nam zaszkodzic?

Blyskawice z trzaskiem rozciely niebo.

— Mam wladze nad pogoda — oswiadczyl hrabia. — I nad istotami nizszymi, do ktorych, pozwolcie sobie powiedziec, zaliczaja sie rowniez ludzie. A jednak spiskujecie i uwazacie, ze doprowadzicie do jakiegos… pojedynku? Wspaniala wizja. Jednakze…

Czarownice uniosly sie w gore. Gorace powietrze wirowalo wokol nich. Na zewnatrz, w coraz silniejszym wietrze plomienie pochodni tlumu wydluzaly sie jak proporce.

— Co sie stalo z okielznaniem przez nas mocy wszystkich trzech razem? — syknela Magrat.

— Zalezalo od tego, czy on bedzie stal nieruchomo — odparla niania.

— Przestan natychmiast! — krzyknela Magrat. — I jak smiesz palic w moim zamku! Cos takiego moze powaznie zaszkodzic tobie i otoczeniu!

— Czy nikt nie powie „Nie ujdzie ci to plazem”? — Hrabia nie zwrocil na nia uwagi. Podszedl do stopni. Bezradnie sunely przed nim w powietrzu jak trzy balony. Drzwi holu sie zatrzasnely. — Och, ktos jednak musi — powiedzial.

— Nie ujdzie ci to plazem!

Hrabia sie rozpromienil.

— I nawet nie zauwazylem, jak poruszacie ustami…

— Odejdz stad i powroc do grobu, skad przybyles, duchu piekielny!

— A ten skad sie wzial, u licha? — zdumiala sie niania, kiedy przed wampirem zeskoczyl na podloge Wielce Oats.

Przekradl sie galeria minstreli, wyjasnila Perdita. Czasami po prostu nie uwazasz.

Kaplan mial zakurzony plaszcz i naderwany kaplanski kolnierzyk, ale w oczach plonal mu swiety ogien. Podetknal cos hrabiemu pod nos. Agnes zauwazyla, ze zaglada pospiesznie do notesu, ktory trzymal w drugiej rece.

— Eee… „Usun sie stad, potworze z Rheumu, i szkodzic zaprzestan”.

— Przepraszam? — zdziwil sie hrabia.

— „…nawiedzac zaprzestan…”.

Вы читаете Carpe jugulum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату