Pani Patternoster spojrzala w blekitne oczy babci i zrozumiala dwie sprawy. Po pierwsze, ze pan Ivy nie ma z tym nic wspolnego, a po drugie, ze cokolwiek zdarzy sie w tej oborze, nigdy, ale to nigdy nie bedzie juz wspominane.

— Chyba ich sobie przypominam — powiedziala babcia. Puscila reke pani Patternoster i podwinela rekawy. — Mila para, o ile pamietam. On jest dobrym mezem, pod kazdym wzgledem.

Z dzbanka nalala cieplej wody do misy, ktora akuszerka postawila przy zlobie.

Pani Patternoster kiwnela glowa.

— Oczywiscie, samotnemu mezczyznie ciezko pracowac na tych stromych polach — ciagnela babcia, myjac rece.

Pani Patternoster przytaknela znowu, z zalosna mina…

— Mysle, ze powinna pani zabrac go do domu, pani Patternoster, i zaparzyc kubek herbaty — polecila babcia. — Prosze mu powiedziec, ze robie, co tylko mozliwe.

Tym razem akuszerka kiwnela glowa z wdziecznoscia. Kiedy wybiegla, babcia Weatherwax polozyla dlon na wilgotnym czole cierpiacej.

— A teraz, Florencjo Ivy — powiedziala — zobaczymy, co da sie zrobic. Ale przede wszystkim… koniec bolu…

Poruszyla glowa i katem oka dostrzegla za nieoszklonym oknem ksiezyc. Pomiedzy swiatlem a ciemnoscia… Coz, czasami tam wlasnie trzeba stanac.

W SAMEJ RZECZY.

Babcia nawet sie nie obejrzala.

— Tak myslalam, ze sie tu zjawisz — powiedziala, przyklekajac na slomie.

A JAKZEBY INACZEJ? — spytal Smierc.

— Czy wiesz, po kogo tu przyszedles?

NIE DO MNIE NALEZY WYBOR. NA SAMEJ GRANICY ZAWSZE ZNAJDZIE SIE PEWNA NIEOZNACZONOSC.

Przez kilka sekund babcia obracala w myslach te slowa niczym topniejace kostki lodu. Na samej, samiutkiej granicy zatem musi zapasc… wyrok.

— Zbyt wielkie sa urazy — stwierdzila w koncu. — Zbyt wielkie…

Kilka minut pozniej poczula, jak przeplywa obok niej zycie. Smierc mial na tyle przyzwoitosci, ze zniknal bez slowa.

Gdy pani Patternoster zastukala trwozliwie i uchylila wrota, zobaczyla babcie Weatherwax w zagrodzie krowy. Po chwili czarownica wyprostowala sie i pokazala akuszerce ciern.

— Caly dzien tkwil w nodze tego biednego zwierzecia — wyjasnila. — Nic dziwnego, ze byla niespokojna. Jesli to mozliwe, prosze dopilnowac, zeby nie zabijal krowy. Rozumie pani? Bedzie im potrzebna.

Pani Patternoster zerknela na owiniete kocem zawiniatko na slomie. Babcia taktownie ulozyla je poza polem widzenia pani Ivy, ktora teraz spala.

— Ja mu powiem — zdecydowala babcia, otrzepujac spodnice. — A co do niej… Coz, jest mloda, zdrowa i sama pani wie, co robic. Prosze na nia uwazac, a ja albo niania Ogg zajrzymy tu, kiedy znajdziemy wolna chwile. Jesli sobie z tym poradzi, to w zamku moga potrzebowac mamki. Tak byloby dobrze dla wszystkich.

Trudno uwierzyc, by w calej Kromce ktos osmielil sie sprzeciwic babci Weatherwax, jednak babci sie zdawalo, ze na twarzy akuszerki dostrzega najdelikatniejszy szary cien dezaprobaty.

— Wciaz pani uwaza, ze nalezalo spytac pana Ivy?

— Ja bym tak zrobila — wymamrotala akuszerka.

— Nie lubi go pani? Uwaza pani, ze jest zlym czlowiekiem? — spytala babcia, poprawiajac szpilki w kapeluszu.

— Nie!

— A zatem coz on mi zrobil, zebym miala zadawac mu taki bol?

Agnes musiala biec, by dotrzymac jej kroku. Wzburzona niania Ogg sunela przed siebie jak napedzana tlokami.

— Przeciez mamy tutaj wielu kaplanow, nianiu!

— Ale nie takich jak Omnianie! Byli tu w zeszlym roku! Jakichs dwoch zapukalo do moich drzwi!

— No, przeciez po to sa drz…

— I jeszcze wsuneli pod nie ulotke z napisem „Okaz skruche!” — ciagnela niania. — Skruche? Ja? Bezczelnosc! Nie moge w moim wieku okazywac skruchy, bo nigdy bym niczego nie zrobila. Zreszta — dodala — wiekszosci wcale nie zaluje.

— Chyba sie troche podniecasz…

— Oni pala ludzi! — oznajmila niania.

— Czytalam gdzies, ze kiedys to robili, rzeczywiscie — przyznala zdyszana biegiem Agnes. — Ale to bylo dawno temu, nianiu! Ci, ktorych widywalam w Ankh-Morpork, tylko rozdawali ulotki, modlili sie w wielkim namiocie i spiewali dosc nudne piesni…

— Ha! Lampart nie moze zmienic swoich szortow, moja droga!

Przebiegly korytarzem i zza parawanu wpadly do glownej sali.

— Po kolana w jasniepanstwie — mruknela niania, wyciagajac szyje. — O, tam jest nasz Shawn…

Stala armia Lancre chowala sie za filarem, pewnie w nadziei, ze nikt go nie zobaczy w upudrowanej peruce lokaja — przeznaczonej dla lokaja o wiele wiekszego.

Krolestwo nie posiadalo zbyt silnego ramienia wykonawczego wladzy, a wiekszosc jego palcow nalezala do najmlodszego syna niani Ogg. Mimo szczerych wysilkow krola Verence’a — ktory byl wladca calkiem postepowym, choc nieco nerwowym — obywatele Lancre za zadna cene nie dawali sie przekonac, by przyjac demokracje, a panstwo, niestety, nie wymagalo specjalnego rzadzenia. Sporo z tego, czego naprawde nie dalo sie uniknac, wykonywal Shawn. Czyscil palacowe wygodki, dostarczal rzadko przychodzace listy, trzymal straz na murach, obslugiwal krolewska mennice, rownowazyl budzet, w wolnym czasie pomagal ogrodnikowi… Przy takich okazjach jak dzisiejsza, kiedy uznano, ze trzeba koniecznie obstawiac granice — a Verence uwazal, ze szlabany w czarno- zolte pasy nadaja krolestwu bardziej profesjonalny wyglad — stemplowal paszporty, czy tez, w ich braku, dowolne kawalki papieru, jakie podsuwali mu przybysze. Na przyklad tylne strony kopert. Poslugiwal sie w tym celu pieczecia calkiem ladnie wycieta z polowki ziemniaka.

Wszystko to traktowal z wielka powaga. Przy waznych uroczystosciach byl kamerdynerem, kiedy kamerdyner Spriggins mial wolne, a jesli potrzebna byla dodatkowa pomoc, stawal sie tez lokajem.

— Dobry wieczor, Shawn — rzucila niania Ogg. — Widze, ze znowu masz na glowie zdechla owce.

— Oj, mamo… — jeknal Shawn, usilujac poprawic peruke.

— Gdzie jest ten kaplan, ktory ma Nadac Imie?

— Co, mamo? Nie wiem, mamo. Z pol godziny temu przestalem wykrzykiwac imiona, bo teraz mam podawac te kawalki sera na patyczkach… Ojej, mamo, nie powinnas brac az tyle. Mamo![3]

Niania Ogg plynnym ruchem wyssala koktajlowe koreczki z czterech patyczkow naraz i spojrzala czujnie na tlum gosci.

— Musze zamienic slowko z mlodym Verence’em — oswiadczyla.

— On jest krolem, nianiu — przypomniala Agnes.

— To jeszcze nie powod, zeby tak sobie chodzil i zachowywal sie jak arystokrata.

— Wydaje mi sie, ze to calkiem dobry powod.

— Nie kloc sie. Lepiej idz i znajdz tego Omnianina. Miej go na oku.

— A czego powinnam szukac? — spytala kwasno Agnes. — Kolumny dymu?

— Oni wszyscy ubieraja sie na czarno — wyjasnila niania Ogg. — Ha! Typowe!

— I co z tego? My tez.

— Zgadza sie. Ale nasz… nasz… — Niania Ogg uderzyla sie w piers, wywolujac dostrzegalne fale. — Nasz jest wlasciwym czarnym, jasne? A teraz idz juz i staraj sie nie zwracac na siebie uwagi — dodala niania, dama w dwustopowym, spiczastym czarnym kapeluszu. Znowu sie rozejrzala wsrod gosci i szturchnela syna. — Shawn, na pewno dostarczyles zaproszenie Esme Weatherwax, co?

— Oczywiscie, mamo — rzekl z oburzeniem.

— Wsunales je pod drzwi?

Вы читаете Carpe jugulum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату