— Ha! Troche za duzo jak dla ciebie, co? — spytala chrapliwie.
Siegnela ku niemu drzacymi palcami. Oats ujal je ostroznie, uwazajac, by nie pociagnac, i wstal.
— Czy zechce mi pani pomoc? — poprosil, gdy wdzieczny ciezar babci zawisl mu na ramieniu.
— Dobrze — powiedziala. — A teraz idziemy do kuchni.
— Jak to? Po co nam kuchnia?
— Po takiej nocy wszystkim nam dobrze zrobi filizanka goracej herbaty.
Magrat oparla sie o drzwi, gdy wstrzasnelo nimi drugie uderzenie. Skrawek zawarczal. Moze mialo to jakis zwiazek z jego licznymi operacjami, ale warczal w kilku tonacjach rownoczesnie.
A potem zapadla cisza, bardziej przerazajaca niz to dobijanie sie. Cichy szum kazal Magrat spojrzec w dol. Zielony dym wylewal sie z dziurki od klucza.
Byl gesty i jakby oleisty…
Przebiegla przez pokoj i chwycila sloj, zawierajacy niedawno cytryny, sportowo dostarczone przez tajemniczego starego hrabiego, ktorego Igor tak cenil. Zerwala pokrywke i podstawila sloj pod dziurke. Kiedy dym go wypelnil, dorzucila kilka zabkow czosnku i zakrecila mocno.
Sloj podskoczyl gwaltownie na posadzce.
Magrat spojrzala na pokrywe studni. Kiedy ja uniosla, daleko w dole uslyszala szum plynacej wody. Tak, to calkiem prawdopodobne… W gorach jest z pewnoscia mnostwo podziemnych strumieni.
Przytrzymala sloj nad studnia, a potem go wypuscila. I zatrzasnela pokrywe.
Mala Esme w kacie zaczela gaworzyc. Magrat podbiegla do niej i potrzasnela grzechotka.
— Patrz, jaki sliczny puszysty kroliczek — powiedziala i szybko wrocila do drzwi.
Z drugiej strony dobiegaly jakies szepty. A potem odezwal sie glos niani Ogg.
— Juz w porzadku, moja droga. Zalatwilismy je. Mozesz otworzyc drzwi. Laboga.
Magrat przewrocila oczami.
— To naprawde ty, nianiu?
— Tak jest, moja droga.
— Cale szczescie. Opowiedz mi tylko ten dowcip o staruszce, kaplanie i nosorozcu, a zaraz cie wpuszcze.
Zapadla cisza, a potem znowu szepty.
— Nie wydaje mi sie, moja droga, zebysmy mieli na to czas — oswiadczyl glos.
— Cha, cha, nie dam sie nabrac! — stwierdzila Magrat. — Jedno z was wrzucilam do rzeki. Kto to byl?
Po chwili milczenia odpowiedzial jej hrabia.
— Myslelismy, ze hrabina zdola cie przekonac, bys posluchala glosu rozsadku.
— Nie, w sloiku nie zdola. I mam ich wiecej, gdyby jeszcze ktos chcial sprobowac.
— Mielismy nadzieje, ze nie bedzie to konieczne — rzekl hrabia. — Jednakze…
Drzwi odskoczyly, wyrywajac z muru rygle.
Magrat pochwycila dziecko i cofnela sie, wznoszac reke.
— Jesli sie zblizysz, przebije cie tym! — zawolala.
— To pluszowy mis — zauwazyl hrabia. — Obawiam sie, ze nie podziala, nawet jesli go naostrzysz.
Drzwi byly tak twarde, ze drewno przypominalo kamien ze slojami. Ktos kiedys dlugo myslal nad maksymalna sila, jaka moze przylozyc naprawde zdeterminowany gniewny tlum, po czym zaprojektowal je ze znaczna rezerwa. Teraz staly otworem.
— Przeciez slyszelismy, jak zaklada sztaby! — jeknela niania. Na podlodze lezalo wielobarwne kosmate cialo. Igor przykleknal i uniosl bezwladna lape.
— Zabili Stskrawka! To dranie!
— Porwali Magrat i dziecko! — krzyknela niania.
— Byl moim przyjatsielem!
Niania wyciagnela reke i mimo sporego ciezaru podniosla Igora za kolnierz.
— Zaraz zyskasz sobie bardzo powaznego wroga, jesli natychmiast nam nie pomozesz! Nie, na bogow… — Wolna reka siegnela do nogawki reform i wyciagnela wielka, pognieciona chustke do nosa. — Dmuchnij sobie, co?
Zabrzmial glos, jakby ktos nadepnal na buczek mglowy.
— A teraz… Dokad mogli je zabrac? W zamku roi sie od ogarnietych slusznym gniewem chlopow! — powiedziala niania, kiedy skonczyl.
— Zawstsze na mnie tszekal ze stswoim zimnym nostskiem i merdajatsymi ogonami… — chlipal Igor.
— Dokad, Igorze?
Igor wskazal palcem — moze nie swoim, ale w kazdym razie takim, ktory obecnie byl w jego posiadaniu — drzwi po drugiej stronie krypty.
— Prowadza do podziemi — rzekl. — Potem moga utsiets przez zelazna furtke w dolinie. Nigdy ich nie zlapietsie!
— Ale sa zaryglowane — zauwazyla Agnes.
— Tszyli stsale stsa w zamku, tso jestst glupie…
Przerwalo mu kilka poteznych akordow organowych, od ktorych zawibrowala podloga.
— Ktos z tego Escrow kocha muzyke? — spytala niania, stawiajac Igora na ziemi.
— Skad moge wiedziec? — odparla gniewnie Agnes, gdy seria opadajacych akordow strzasnela kurz ze sklepienia. — Chcieli wbic we mnie kolek i ugotowac moja glowe! To nie jest wlasciwa pora, zeby ich prosic o jakas melodie.
Organy raz jeszcze zagraly wezwanie.
— Dlaczego zostali? — zastanawiala sie niania. — Przez ten czas mogli sie gdzies zagrzebac… Och…
— Babcia by nie uciekla — stwierdzila Agnes.
— Nie, babcia Weatherwax lubi takie pokazowe rozstrzygniecia. — Niania usmiechnela sie przebiegle. — A one teraz mysla jak ona. Jakos zmusza je, zeby myslaly jak ona…
— Ale ona tez mysli jak ona — przypomniala Agnes.
— W takim razie miejmy nadzieje, ze ma wieksza praktyke — rzekla niania. — Idziemy!
Lacrimosa pociagnela za dzwignie oznaczona „Upiorna Twarz za Oknem”; w efekcie uzyskala akord, trzask pioruna i nieco mechaniczny krzyk.
— Cale szczescie, ze nie odziedziczylismy zainteresowan po twojej czesci rodziny, ojcze. Tyle tylko moge powiedziec. Chociaz pewnie byloby zabawniej, gdybysmy stworzyli jakies mechaniczne polaczenie z izba tortur. Ten krzyk nie brzmial zbyt realistycznie.
— To przeciez smieszne — rzekl Vlad. — Mamy dziecko. Mamy kobiete. Czemu sie zwyczajnie nie wyniesiemy? Jest dosyc innych zamkow.
— To by byla ucieczka — odparl hrabia.
— I przetrwanie. — Vlad potarl czolo.
— My nie uciekamy — oswiadczyl hrabia. — I… Nie, nie, cofnijcie sie, jesli mozna prosic…
Ostatnie slowa skierowane byly do gniewnego tlumu, ktory zatrzymal sie niepewnie tuz za progiem. Tlumy bardzo szybko traca pewnosc siebie, a to z powodu braku centralnego mozgu. W tym wypadku przyczyna wahania byl widok Magrat i dziecka.
Vlad mial siniaka na czole. Kaczuszka na kolkach moze spowodowac znaczne obrazenia, jesli uzyje sie jej z dostateczna sila.
— Bardzo dobrze — pochwalil hrabia, kolyszac mala Esme na reku. Magrat szarpala sie w uscisku drugiej reki, ale hrabia sciskal jej przegub palcami jak ze stali. — Widzisz? Absolutne posluszenstwo. To tak jak w szachach: jesli zdobedzie sie krolowa, wygrana jest wlasciwie pewna. Utrata kilku pionow nie ma znaczenia.
— Bardzo nieladnie wyrazac sie w ten sposob o matce — zwrocil mu uwage Vlad.
— Jestem ogromnie przywiazany do waszej matki. Znajdzie sposob, by do nas wrocic, w swoim czasie. Taka podroz dobrze wplynie na jej samopoczucie. Jakis rybak wylowi sloik i ani sie obejrzymy, a bedzie znow przy nas, zdrowa i dobrze odzywiona… Ach, toz to nieoceniona pani Ogg…
— Przestan mi pochlebiac! — Niania przecisnela sie przez oszolomiony tlum. — Dosc mam tego