Elettra. – Czlowiek mysli, ze juz dobrnal do konca, a tymczasem sie okazuje, ze jest jeszcze wiele nastepnych tomow.
Popatrzyl na nia, spodziewajac sie rozwiniecia tematu, ale Elettra polozyla tylko na jego biurku jakies papiery.
– Nauczylam sie od pana, zeby nie wierzyc w zbiegi okolicznosci, dlatego prosze spojrzec, kto jest wlascicielem tego domu – rzekla.
– Volpatowie? – spytal, bo teraz wydalo mu sie logiczne, ze to mogli byc tylko oni.
– Zgadza sie.
– Od jak dawna?
Elettra nachylila sie ku niemu i wyciagnela spomiedzy dokumentow trzecia strone.
– Od czterech lat. Kupili go od niejakiej Mathilde Ponzi. Tu jest cena – powiedziala, wskazujac palcem rzad cyfr.
– Dwiescie piecdziesiat milionow lirow? – przeczytal Brunetti, nie posiadajac sie ze zdumienia. – Czteropietrowy dom, ktory musi miec co najmniej sto piecdziesiat metrow kwadratowych powierzchni?
– To tylko suma podana w urzedowym dokumencie, nic wiecej – powiedziala
Bylo tajemnica poliszynela, ze ze wzgledow podatkowych cena domu podana w akcie sprzedazy nigdy nie odpowiadala prawdziwej, a jesli odpowiadala, to tylko w tym sensie, ze cene zadeklarowana nalezalo pomnozyc przez dwa albo przez trzy, zeby uzyskac te rzeczywista.
– Wiem. Ale nawet jesli zaplacili trzy razy tyle, to nadal jest to bardzo tanio – rzekl Brunetti.
– Jesli pan spojrzy na ich inne, ze tak powiem, nabytki –
Brunetti zaczal studiowac wykaz od poczatku. Rzeczywiscie, wszystkie swoje domy Volpatowie kupowali praktycznie za bezcen. Przy kazdej transakcji
Brunetti podniosl oczy na signorine Elettre.
– Czy dalej jest to samo?
Przytaknela.
– Ile maja nieruchomosci na swoje nazwisko?
– Ponad czterdziesci, a jeszcze nawet nie zaczelam sprawdzac innych Volpatow, ktorzy moga okazac sie ich krewnymi.
– Rozumiem.
Do ostatnich stron Elettra przypiela biezace wyciagi bankowe z ich kont indywidualnych i wspolnych.
– Jakim sposobem zebrala pani te wszystkie informacje… – zaczal Brunetti, ale widzac twarz Elettry, skonczyl: -…tak szybko?
– Dzieki znajomym. Czy mam rowniez zainteresowac sie ich rozmowami telefonicznymi?
Brunetti kiwnal glowa twierdzaco, pewien, ze ona i tak juz skontaktowala sie z kims w firmie telekomunikacyjnej. Elettra usmiechnela sie i opuscila pokoj. Brunetti ponownie zaglebil sie w zebrana przez nia dokumentacje. Dowodzila ona bardzo dziwnych rzeczy. Przypomnial sobie, ze kiedy zobaczyl Volpatow na Campo San Luca, wydali mu sie ostatnimi nedzarzami. A tymczasem papiery, ktore mial przed oczami, swiadczyly, ze byli to ludzie niewyobrazalnie bogaci. Jesli wynajeli choc polowe posiadanych przez siebie domow – a mieszkancy Wenecji nie kupowaliby mieszkan po to, zeby staly puste – musieli dostawac od najemcow co najmniej dwadziescia czy trzydziesci milionow lirow miesiecznie. Zeby zarobic taka sume, ludzie czesto pracowali caly rok. Duza czesc majatku Volpatow byla bezpiecznie ulokowana w czterech roznych bankach, a jeszcze wiecej zainwestowali w obligacje panstwowe. Brunetti niewiele rozumial z mediolanskiej gieldy, ale wiedzial, ktore akcje sa najbezpieczniejsze. Volpatowie wykupili pakiety warte setki milionow.
Tych dwoje nedzarzy! Przypomnial sobie zniszczona raczke jej plastikowej torby, znoszone buty meza. Co sie za tym krylo? Kamuflaz majacy ich chronic przed zazdrosnym okiem miasta czy chorobliwe skapstwo? I jak z tym polaczyc smierc Franca Rossiego, ktorego zmasakrowane cialo znaleziono przed domem nalezacym do Volpatow?
Rozdzial 19
Nastepna godzine Brunetti spedzil, rozmyslajac o chciwosci, wadzie, do ktorej wenecjanie zawsze mieli naturalna sklonnosc.
Symptomy owej chciwosci byly o wiele bardziej widoczne w pomniejszych rodzinach pulchnych kupcow, budujacych skromniejsze
Z uplywem wiekow ta sklonnosc do gromadzenia dobr przenikala stopniowo do ubozszych warstw, by w koncu zapuscic korzenie wsrod calej weneckiej spolecznosci. Tendencja ta przybierala rozne nazwy – oszczednosc, gospodarnosc, zapobiegliwosc – i sam Brunetti zostal wychowany w poszanowaniu tych cech. Jednakze w swej najbardziej przesadnej formie stawaly sie one niczym wiecej jak niepohamowanym, niemilosiernym skapstwem, choroba niszczaca nie tylko osobe zarazona, ale i wszystkich, ktorzy mieli z nia kontakt.
Przypomnial sobie, jak kiedys, gdy byl mlodym policjantem, powolano go na swiadka przy otwieraniu domu pewnej staruszki, zmarlej na oddziale ogolnym szpitala. Oprocz wieku powodem smierci bylo zaglodzenie i wyniszczenie fizyczne, bedace rezultatem dlugotrwalego przebywania w zimnie. Udali sie we trzech pod adres figurujacy w jej dowodzie tozsamosci. Gdy wylamali zamki w drzwiach i weszli, znalezli sie w mieszkaniu o powierzchni przekraczajacej dwiescie metrow kwadratowych. Mieszkanie bylo zapuszczone, przesiakniete wonia kociego moczu, a we wszystkich pokojach staly pudla pelne makulatury, na ktorych lezaly plastikowe worki ze szmatami i znoszona odzieza. W jednym z pokoi pietrzyly sie torby wypelnione rozmaitymi butelkami i buteleczkami – po winie, po mleku, po lekarstwach. W innym stala florentynska szafa z pietnastego wieku, pozniej wyceniona na co najmniej sto dwadziescia milionow lirow.
Mimo ze dzialo sie to w lutym, w mieszkaniu nie bylo ogrzewania, nie dlatego, ze zostalo wylaczone, ale dlatego, ze w ogole nie bylo tu instalacji. Dwoch policjantow zaczelo przegladac papiery, zeby znalezc ewentualnych krewnych kobiety. Kiedy Brunetti wysunal jedna z szuflad w sypialni, zobaczyl zwiazany kawalkiem brudnego sznurka zwitek banknotow o nominale piecdziesieciu tysiecy lirow. Jego kolega, przeszukujacy salon, znalazl stosik pocztowych ksiazeczek oszczednosciowych; na kazdej wklad wynosil ponad piecdziesiat milionow lirow.
W tym momencie opuscili dom, opieczetowali go i powiadomili Guardia di Finanza. Pozniej Brunetti sie dowiedzial, ze ta stara kobieta, ktora nie miala zadnych zyjacych krewnych i nie sporzadzila testamentu, zostawila ponad cztery miliardy lirow. Pieniadze te przeszly na wlasnosc skarbu panstwa.
Najlepszy przyjaciel Brunettiego czesto powtarzal, ze chcialby, aby smierc zabrala go w momencie, kiedy kladac na lade baru swoj ostatni lir, zawola: „Prosecco dla wszystkich!” I tak tez sie stalo. Los dal mu pozyc o czterdziesci lat krocej niz owej starej kobiecie, ale Brunetti wiedzial, ze mial przynajmniej o wiele lepsze zycie i o