Po chwili znow na nia spojrzal i usmiechnal sie do niej zachecajaco. Siedziala przed nim szatynka ostrzyzona na chlopca, w dzinsach i jasnoniebieskim swetrze. Miala piwne oczy i rzesy tak geste, ze Brunettiemu wydaly sie sztuczne, zanim spostrzegl, ze byla w ogole nieumalowana. Wydawala mu sie ladna, choc nie odbiegala uroda od wiekszosci mlodych dziewczat: byla drobnej budowy, miala prosty nosek, gladka skore i male usta. Gdyby zobaczyl ja w barze pijaca kawe, nie zwrocilby pewnie na nia uwagi, ale widzac ja tutaj, poczul sie niemal szczesliwy, ze mieszka w kraju, gdzie jest tyle ladnych dziewczat, a piekne tez nie naleza do rzadkosci.
Dziewczyna odchrzaknela raz, potem drugi i powiedziala:
– Jestem przyjaciolka Marca.
Miala wyjatkowo piekny glos, niski, melodyjny i bardzo zmyslowy, pasujacy raczej do dojrzalej kobiety, ktorej nie brakowalo w zyciu uciech.
Brunetti czekal, zeby powiedziala cos wiecej, ale poniewaz milczala, spytal:
– W jakim celu pani do mnie przyszla,
– Chce panu pomoc znalezc ludzi, ktorzy go zabili.
Starajac sie zachowac nieporuszona twarz, przetrawial w mysli informacje, ze to musi byc ta dziewczyna, ktora dzwonila do Marca z Wenecji, kiedy byl u rodzicow.
– To pani jest tym drugim kroliczkiem? – spytal zyczliwie.
Pytanie nieco ja sploszylo. Splotla rece na piersiach i zacisnela usta, co faktycznie upodobnilo ja do krolika.
– Skad pan o tym wie?
– Widzialem jego rysunki. Uderzyl mnie zarowno jego talent, jak i wyrazne zamilowanie do krolikow.
Dziewczyna spuscila glowe i z poczatku Brunetti pomyslal, ze sie rozplakala. Ale nie; uniosla glowe i spojrzala na niego.
– Opowiedzialam kiedys Marcowi, ze kiedy bylam mala, mialam kroliczka. Wtedy on powiedzial, ze jego ojciec zawsze strzelal do krolikow albo je trul, bo uwazal, ze na wolnosci to prawdziwe szkodniki. Marco tego nienawidzil.
– Rozumiem.
Zapadla cisza. Po chwili, tak jakby nie bylo mowy o krolikach, dziewczyna rzekla:
– Wiem, kim oni sa.
Nerwowo wykrecala rece, ale jej glos pozostal spokojny, prawie uwodzicielski. Brunettiemu przyszlo na mysl, ze jest zupelnie nieswiadoma jego mocy i piekna. Skinieniem glowy zachecil ja do mowienia.
– To znaczy wiem, kto sprzedal narkotyki Marcowi – rzekla. – Nie wiem, jak sie nazywaja ci, od ktorych kupuje, ale jesli go pan porzadnie nastraszy, to panu powie.
– Obawiam sie, ze straszenie ludzi nie jest moim zawodem. – Brunetti usmiechnal sie, chcac, aby to byla prawda.
– Mowilam o takim nastraszeniu, zeby przyszedl do pana i powiedzial wszystko, co wie. Zrobi to, jesli bedzie myslal, ze pan wie, kim on jest, i w kazdej chwili moze go pan dopasc.
– Jesli pani poda mi jego nazwisko,
– Czy nie byloby lepiej, zeby zglosil sie sam i dobrowolnie panu o wszystkim powiedzial?
– Z pewnoscia tak byloby…
Przerwala mu.
– Wie pan, ja nie mam zadnego dowodu. Nie moge zaswiadczyc, ze widzialam, jak on sprzedawal to Marcowi, ani ze Marco mi powiedzial, ze kupil to od niego. – Poruszyla sie niespokojnie na krzesle i zlozyla rece na udach. – Ale ja jestem pewna, ze on by tu przyszedl, gdyby nie mial innego wyjscia, no i wiedzac, ze nic mu za to nie grozi.
Taka troske moga tlumaczyc tylko wiezy rodzinne, uswiadomil sobie Brunetti.
– Przepraszam, ale pani mi sie nie przedstawila,
– Nie zamierzam sie panu przedstawiac. – Slodycz z jej glosu nagle sie ulotnila.
Brunetti uniosl dlonie z rozsunietymi palcami, dajac do zrozumienia, ze zostawia jej wolny wybor. – Ma pani do tego prawo,
– On mnie nie poslucha. Nigdy mnie nie sluchal – powiedziala niewzruszona.
Brunetti rozwazal, jakie ma mozliwosci. Spojrzal na swoja obraczke, zauwazyl, ze byla ciensza niz ostatnim razem, kiedy jej sie przygladal, coraz bardziej zniszczona przez czas. Popatrzyl na dziewczyne.
– Czy on czyta gazety? – spytal.
Zaskoczona, odpowiedziala od razu:
– Tak.
– „Il Gazzettino”?
– Tak.
– Moze pani dopilnowac, zeby jutro przeczytal?
Kiwnela glowa twierdzaco.
– Dobrze. Mam nadzieje, ze to go wystarczajaco zacheci, by sie do nas zglosil. Czy pomoze mu pani w podjeciu decyzji?
Spuscila oczy i znow pomyslal, ze zbiera jej sie na placz. Zamiast tego powiedziala:
– Od smierci Marca nic innego nie robie. – Glos jej sie zalamal i zacisnela mocno dlonie. Potrzasnela glowa. – On sie boi. W ogole mnie nie slucha. Moi rodzi… – urwala w pol slowa, potwierdzajac tylko to, czego Brunetti juz od dawna sie domyslal. Pochylila sie i zobaczyl, ze przekazawszy wiadomosc, szykuje sie do ucieczki.
Powoli wstal i wyszedl zza biurka. Ona rowniez wstala i ruszyla do drzwi.
Brunetti wypuscil ja, podziekowawszy, ze przyszla z nim porozmawiac. Kiedy zaczela schodzic po schodach, zamknal drzwi, podbiegl do telefonu i wybral numer dyzurki. Rozpoznal glos mlodego policjanta, ktory ja tu przyprowadzil.
– Masi, nic nie mow. Kiedy dziewczyna zejdzie na dol, zatrzymaj ja w dyzurce co najmniej kilka minut. Powiedz, ze musisz odnotowac w rejestrze, o ktorej wyszla, wymysl cos, obojetne co, bylebys ja troche przetrzymal. Potem pozwol jej odejsc.
Nie dajac Masiemu szansy na odpowiedz, rzucil sluchawke i podszedl do wielkiej drewnianej szafy. Otworzyl szarpnieciem drzwi i sciagnal z wieszaka stara tweedowa marynarke, ktora wisiala tam juz od ponad roku. Z marynarka w reku zbiegl po dwa stopnie do pokoju odpraw pietro nizej.
Zadyszany, wpadl do srodka i odetchnal z ulga, kiedy zobaczyl, ze Pucetti siedzi przy swoim biurku.
– Pucetti! Wstawaj i zdejmuj marynarke.
Mlody oficer zerwal sie i sciagnal bluze od munduru. Brunetti podal mu tweedowa marynarke ze slowami:
– Na dole przy wyjsciu jest dziewczyna, prosilem Masiego, zeby zatrzymal ja kilka minut w dyzurce. Mamy bardzo malo czasu. Chce, zebys ja sledzil. Chodz za nia nawet caly dzien, jesli bedzie trzeba, ale musze wiedziec, dokad pojdzie i w ogole kim jest.
Pucetti byl juz przy drzwiach. Marynarka troche z niego zwisala, wiec podwinal rekawy. Zerwal z szyi krawat i rzucil go w kierunku swego biurka. Kiedy wychodzil z komendy, wygladal jak zwyczajnie ubrany mlody mezczyzna, ktory tego dnia postanowil wlozyc granatowe spodnie i biala koszule, i zeby skompensowac wojskowy kroj spodni, wlozyl obszerna marynarke, podwijajac szykownie rekawy.
Brunetti tymczasem wrocil do biura, wykrecil numer dzialu wiadomosci biezacych w „Il Gazzettino”, przedstawil sie i opowiedzial historie o tym, jak to policja, prowadzac sledztwo w sprawie smierci studenta wskutek przedawkowania narkotykow, ustalila tozsamosc pewnego mlodego czlowieka, ktorego podejrzewa o sprzedanie ofierze smiertelnej dawki. Aresztowanie go bylo kwestia godzin i spodziewano sie, ze pociagnie to za soba zatrzymanie wiekszej grupy dealerow dzialajacych w Wenecji. Kiedy odlozyl sluchawke, mial nadzieje, ze to wystarczy, aby brat czy kuzyn dziewczyny zdobyl sie na odwage i zglosil do komendy dobrowolnie, a w ten sposob z bezsensownej smierci Marca Landiego wyniknie cos pozytywnego.
O jedenastej znalezli sie razem z Vianellem w Ufficio Catasto. Brunetti podal sekretarce urzedujacej na parterze swoje nazwisko i stopien, a ta poinformowala go, ze biuro ingeniere dal Carlo znajduje sie na drugim pietrze, i podniosla sluchawke, zeby uprzedzic szefa o wizycie komisarza. Brunetti w towarzystwie milczacego Vianella w mundurze wszedl na drugie pietro, zdumiony widokiem tlumu urzednikow, w wiekszosci mezczyzn,