klamliwie: – Nie chcialbym mowic o nim zle, zwlaszcza w tej sytuacji, ale to wydaje sie mozliwe. Coz… – tu chwila rzekomego wahania – nie da sie tego wykluczyc.
– Dlaczego pan tak sadzi? – spytal Brunetti, choc mial pewnosc, ze dal Carlo probuje jedynie wykorzystac sytuacje i posluzyc sie Rossim, by ukryc wlasne nieuczciwe postepki.
Po raz pierwszy dal Carlo popatrzyl Brunettiemu prosto w oczy, co komisarza tylko utwierdzilo w przekonaniu, ze szef Ufficio Catasto klamie.
– Prosze mnie zrozumiec, nie wiem nic konkretnego. W ciagu ostatnich paru miesiecy jego zachowanie bardzo sie zmienilo. Stal sie skryty, nerwowy. Dopiero teraz, kiedy pan zadal mi to pytanie, nasuwa mi sie taka ewentualnosc.
– Czy to byloby proste? – spytal Brunetti i widzac, ze dal Carlo chyba go nie rozumie, wyjasnil: – Wziac lapowke?
Oczywiscie sie nie spodziewal, ze dal Carlo odpowie, iz taka mysl nie przyszla mu do glowy, bo wtedy chyba rozesmialby mu sie w twarz. W koncu byli w urzedzie miejskim. Ale na szczescie ingeniere nie wyskoczyl z czyms takim.
– Sadze, ze to byloby mozliwe – stwierdzil krotko.
Zapadlo dlugie milczenie, ktore przerwal dal Carlo.
– Dlaczego zadaje pan te wszystkie pytania,
– Poniewaz nie jestesmy do konca przekonani – odrzekl Brunetti, uzywajac celowo liczby mnogiej – ze Rossi zginal wskutek wypadku.
Tym razem dal Carlo nie zdolal ukryc zaskoczenia, choc trudno bylo rozstrzygnac, czy zdziwilo go to, ze w ogole bierze sie pod uwage taka mozliwosc, czy to, ze policja doszla do tego wniosku. Rozwazajac rozne pomysly, rzucil Brunettiemu ukradkowe spojrzenie, ktore przypomnialo komisarzowi wyraz twarzy Zecchina.
– Byc moze mamy swiadka, ktory stwierdzi, ze to nie byl wypadek – rzekl, majac na mysli mlodego narkomana.
– Swiadka? – zawtorowal dal Carlo glosno z niedowierzaniem, jakby po raz pierwszy uslyszal to slowo.
– Owszem, w budynku ktos byl. – Brunetti nagle wstal. – Dziekuje za pomoc,
Otworzyl drzwi i wykrztusil, zdziwiony:
– To niewiarygodne. Kto moglby chciec go zabic? Nie bylo powodu. A w budynku nikogo nie bylo, wiec jak ktos moglby widziec, co sie stalo?
Brunetti i Vianello milczeli, wiec dal Carlo wyprowadzil obu policjantow na korytarz, nie zwracajac uwagi na signorine Dolfin pracujaca na komputerze w przechodnim pokoju. Pozegnali sie w calkowitym milczeniu.
Rozdzial 21
Brunetti spal zle tej nocy, bo ze snu wytracaly go wspomnienia minionego dnia. Uswiadomil sobie, ze Zecchino na pewno klamal w sprawie zabojstwa Rossiego, bo widzial lub slyszal o wiele wiecej, niz sklonny byl przyznac. W przeciwnym razie czemu mialyby sluzyc jego wykrety? Niekonczaca sie noc przywolywala inne sprawy: opor Patty przed uswiadomieniem sobie, ze jego syn jest przestepca; obojetnosc jego przyjaciela Luki wobec cierpienia zony; wszechobecna nieudolnosc policji zatruwajaca kazdy dzien w pracy. Najbardziej jednak dreczyly go mysli o dwoch dziewczynach, tej pierwszej, ktora los doswiadczyl tak ciezko, ze zgadzala sie sypiac z Zecchinem na tym obskurnym strychu, i tej drugiej, zalamanej smiercia Marca i nekanej poczuciem winy, poniewaz nie wyjawila wszystkiego, co wiedziala o jej przyczynie. Zycie zabilo w nim rycerskosc, lecz mimo to na mysl o tych dziewczetach ogarnialo go przemozne wspolczucie. Moze kiedy natknal sie na Zecchina, dziewczyna byla na gorze? Tak bardzo pragnal stamtad wyjsc, ze nie wszedl na strych, by sprawdzic, czy ktos tam jest. Zecchino wprawdzie schodzil na dol, lecz to wcale nie oznaczalo, ze zamierzal wyjsc; byc moze zwabil go halas wywolany przybyciem Brunettiego. Dziewczyne zas zostawil na strychu. No coz, Pucetti ustalil przynajmniej nazwisko tej drugiej: Anna Maria Ratti. Mieszkala z rodzicami i bratem w Castello i studiowala architekture na uniwersytecie.
Jakis czas potem, gdy pobliskie dzwony wybily czwarta nad ranem, Brunetti postanowil wrocic do tego domu i porozmawiac jeszcze raz z Zecchinem. Zaraz potem zapadl w spokojny sen i obudzil sie dopiero wtedy, gdy Paola wyszla na uniwersytet, a dzieci do szkoly.
Ubral sie, zadzwonil do komendy, informujac, ze sie spozni, i wrocil do sypialni, by poszukac pistoletu. Przysunal krzeslo do
Poszedl po kluczyk, zastanawiajac sie, czy nie dopisac czegos na karteczce, ale uznal, ze lepiej nie osmielac Chiary. Otworzyl kasetke, wyjal pistolet i wsunal go do kabury, ktora przypial do paska. Odstawil kasetke do szafy i wyszedl z domu.
Tak samo jak dwukrotnie wczesniej, w
Odczekal chwile, lecz na gorze nie bylo zadnej reakcji. Zalujac, ze nie wzial latarki, i wykorzystujac odrobine swiatla, ktore wpadalo przez niedomkniete drzwi frontowe, wszedl na pierwsze pietro. Na gorze wciaz panowala cisza. Wspial sie na drugie pietro, potem na kolejne i przystanal na podescie, zeby otworzyc okiennice dwoch okien, przez ktore wlalo sie dosc swiatla, by zobaczyl schody prowadzace na strych.
Zatrzymal sie na samej gorze. Zobaczyl troje drzwi: po lewej, po prawej i w glebi krotkiego korytarza. Przez peknieta okiennice wpadala jasna smuga. Odczekal, znow zawolal Zecchina, a potem, zachecony panujaca cisza, otworzyl drzwi po prawej stronie.
Pokoj byl pusty, to znaczy nikogo w nim nie bylo, ale na podlodze staly jakies skrzynki z narzedziami, para kozlow do ciecia drewna i porzucone spodnie malarza, powalane wapnem. Drzwi naprzeciwko prowadzily do kolejnego pomieszczenia z paroma szpargalami. Pozostaly drzwi w koncu korytarza.
Za nimi, tak jak sie spodziewal, natknal sie na Zecchina i dziewczyne. Zobaczyl ja po raz pierwszy w swietle, ktore przedostalo sie przez male okienko w dachu. Lezala na Zecchinie. Jego chyba zabili najpierw albo skapitulowal i runal pod gradem ciosow, a ona walczyla dalej, na prozno, i w koncu osunela sie na niego.
–
Widzial tyl glowy Zecchina, ktory lezal na brzuchu, i twarz dziewczyny, a raczej to, co z niej zostalo. Zakatowano ich. Czaszka chlopaka stracila owalny ksztalt, dziewczyna zas nie miala nosa; cios byl tak gwaltowny, ze zostala po nim tylko rozmiazdzona chrzastka na lewym policzku.
Brunetti odwrocil wzrok i rozejrzal sie dokola. Pod sciana lezaly, jeden na drugim, dwa poplamione materace. Obok walaly sie jakies ubrania – popatrzyl na ciala dziewczyny i chlopaka i dopiero teraz dostrzegl, ze oboje sa polnadzy. Pewnie rozbierali sie pospiesznie, by zrobic to, co robili, na tych materacach. Zauwazyl zakrwawiona strzykawke i przypomnial sobie wiersz, ktory Paola przeczytala mu kiedys na glos: poeta probowal uwiesc kobiete, mowiac, ze ich krew zmieszala sie w pchle, ktora ukasila ich oboje. Wtedy pomyslal, ze to nienormalne, by tak postrzegac zwiazek kobiety i mezczyzny, tymczasem nie bylo to bardziej nienormalne niz ta igla na podlodze. Obok lezalo pare plastikowych saszetek, prawdopodobnie nie wiekszych od tych, ktore znaleziono w kieszeni marynarki Roberta Patty.
Zszedl na dol, wyciagnal