– Tak. Zobaczy pan w tych papierach, ze ktos ich musi oslaniac.

– Kto? – spytal, rzucajac wzrokiem na pierwsza strone.

– Powiedzialabym… ktos w Guardia di Finanza.

– Dlaczego pani tak sadzi, signorina?

Wstala i przechylila sie przez biurko.

– Prosze spojrzec na druga strone. – Kiedy Brunetti przewrocil kartke, wskazala palcem rzad cyfr. – Pierwsza kolumna to jest rok. Druga zawiera caly ich zadeklarowany majatek: konta w banku, mieszkania, akcje. A w trzeciej jest to, co zadeklarowali jako dochod w ciagu tych lat.

– Logicznie rzecz biorac, z kazdym rokiem powinni miec coraz wiekszy dochod, bo coraz wiecej posiadaja – powiedzial Brunetti, patrzac na wydluzajaca sie liste wlasnosci Volpatow.

Zaczal analizowac wykaz. Liczby w trzeciej kolumnie, zamiast rosnac z roku na rok, wyraznie sie zmniejszaly, mimo ze Volpatowie mieli coraz wiecej mieszkan, firm i domow. Nieustajaco sie bogacili, a placili coraz mniej.

– Czy kiedykolwiek byli skontrolowani przez wladze skarbowe? – spytal Brunetti, trzymajac w dloniach raport wskazujacy na tak ogromne naduzycia, ze az dziw, ze nie przyciagnely one uwagi juz nie weneckiego, ale wrecz glownego biura Guardia di Finanza w Rzymie.

– Nigdy. – Elettra pokrecila przeczaco glowa i usiadla. – Dlatego mowilam, ze ktos ich oslania.

– Czy ma pani kopie ich zeznan podatkowych?

– Oczywiscie – odpowiedziala Elettra, nie ukrywajac, ze jest z siebie dumna. – Oni podaja wysokosc swoich dochodow, ale deklaruja rowniez ogromne wydatki na kapitalne remonty nabytych nieruchomosci i tym uzasadniaja brak jakichkolwiek zyskow ze sprzedazy.

– A komu oni to wszystko sprzedaja? – spytal Brunetti, choc lata doswiadczenia podsuwaly mu odpowiedz.

– Jak dotad sprzedali dwa mieszkania radcom miejskim i dwa funkcjonariuszom Guardia di Finanza. Zawsze ze strata, zwlaszcza to, ktore zostalo sprzedane pulkownikowi. No i… – Elettra przewrocila kartke i wskazala wiersz u gory nastepnej strony – wydaje sie rowniez, ze sprzedali dwa mieszkania Fabriziowi dal Carlo.

Brunetti westchnal. Oderwal wzrok od dokumentow.

– A czy pani przypadkiem…?

Usmiech Elettry byl niczym blogoslawienstwo.

– Wszystko jest tutaj. Zeznania podatkowe, wykaz posiadanych nieruchomosci, konta w banku jego i zony. Wszystko.

– No i? – spytal, powstrzymujac sie od spojrzenia w dokument, zeby zostawic Elettrze przyjemnosc pochwalenia sie wykonana praca.

– Tylko cud moglby uratowac go od kontroli skarbowej – powiedziala, stukajac palcem w kartki lezace na biurku.

– Jak to mozliwe, ze przez te wszystkie lata nikt tego nie zauwazyl? Mam na mysli i dal Carla, i Volpatow.

– Nikt nie zauwazy, dopoki radcy miejscy moga korzystac z tak preferencyjnych cen. – Elettra wrocila do pierwszej strony. – Radcy miejscy i pulkownicy Guardia di Finanza.

– Tak – zgodzil sie Brunetti, zamykajac teczke ze znuzonym westchnieniem. – I pulkownicy. – Wsunal teczke pod pache. – Co z ich telefonem?

Signorina Elettra prawie sie usmiechnela.

– Nie maja telefonu!

– Jak to?

– W kazdym razie ja nie znalazlam. Nie ma numeru zarejestrowanego na ich nazwisko ani na ich adres. Albo sa za skapi i nie chca placic rachunkow telefonicznych, albo maja komorke zarejestrowana na kogos innego.

Brunettiemu trudno bylo sobie wyobrazic, ze ktos moze w dzisiejszej dobie funkcjonowac bez telefonu, zwlaszcza zas ludzie, ktorzy handluja nieruchomosciami i trudnia sie pozyczaniem pieniedzy, i w zwiazku z tym musza miec ciagly kontakt z prawnikami, urzedami miejskimi i notariatami. Poza tym rezygnacja z posiadania telefonu dowodzilaby juz patologicznego skapstwa.

Widzac, ze jeden z mozliwych kierunkow dochodzenia jest wyeliminowany, Brunetti wrocil do sprawy morderstwa dwojga narkomanow.

– Czy moglaby pani sprawdzic, czy mamy jakies informacje na temat Gina Zecchina? Bede bardzo wdzieczny – rzekl.

Elettra kiwnela glowa. Znala juz to nazwisko.

– Jeszcze nie wiemy, kim jest dziewczyna – powiedzial i w tej samej chwili pomyslal, ze byc moze nigdy sie tego nie dowiedza. Nie wyrazil jednak glosno swoich watpliwosci. – W kazdym razie prosze mnie zawiadomic, jesli pani cos znajdzie.

– Oczywiscie, commissario – odrzekla signorina Elettra, odprowadzajac go wzrokiem, gdy szedl do drzwi.

Znalazlszy sie w swoim gabinecie, postanowil rozwinac kampanie dezinformacji, ktora mial zapoczatkowac artykul w jutrzejszych gazetach, i nastepne poltorej godziny spedzil przy telefonie. Korzystajac ze swojego spisu telefonow lub proszac znajomych o udostepnienie potrzebnych numerow, staral sie nawiazac kontakt z roznymi osobami dzialajacymi po obu stronach prawa. Pochlebstwem, obietnica ewentualnej przyslugi, a raz nawet otwarta grozba, przekonal tych i owych, zeby rozglaszali, iz zabojce czeka powolna i straszliwa smierc wskutek ugryzienia przez broniaca sie ofiare. Nie ma wlasciwie nadziei, choroba jest nieuleczalna, ale czasem, bardzo rzadko, jesli osoba zakazona podda sie natychmiastowemu leczeniu eksperymentalna technika, nad ktora pracuje laboratorium immunologii w Ospedale Civile i ktora jest stosowana na oddziale pogotowia tegoz szpitala, jest szansa powstrzymania infekcji. W przeciwnym razie smierc jest nieunikniona i naglowek artykulu stanie sie rzeczywistoscia.

Nie mogl przewidziec efektow swego dzialania, wiedzial tylko, ze to wszystko dzieje sie w Wenecji, miescie plotki, ktorego mieszkancy bezkrytycznie wierza w slowo drukowane, a jeszcze bardziej w to, co sie szepcze do ucha.

Wybral numer centrali szpitala, chcac rozmawiac z dyrektorem, ale w ostatniej chwili zmienil zamiar i zamiast dyrektora poprosil dottore Carrara w Pronto Soccorso* [Pronto Soccorso – pogotowie ratunkowe.].

– Carraro – uslyszal w sluchawce suche szczekniecie, kiedy wreszcie go polaczono; doktor niedwuznacznie dawal do zrozumienia, ze jest bardzo zajety i nie nalezy go odrywac od obowiazkow i trzymac przy telefonie z powodu glupich pytan, bo moze to narazic jego pacjentow na smierc.

– Ach, dottore! – zaczal Brunetti. – Jak milo znow z panem rozmawiac.

– Kto mowi? – spytal Carraro tym samym niegrzecznym, wojowniczym tonem.

– Commissario Brunetti. – Komisarz zaczekal, az do swiadomosci rozmowcy dotrze jego nazwisko.

– A, tak, witam, commissario! – W glosie lekarza nastapila niewyobrazalna zmiana.

– Dottore, wydaje mi sie, ze moglbym panu pomoc – oznajmil Brunetti. Odczekal chwile, spodziewajac sie, ze Carraro okaze zaciekawienie. Ten jednak milczal. – Musimy podjac decyzje, czy przekazemy wyniki naszego dochodzenia sedziemu sledczemu. Coz, to znaczy – poprawil sie z usmieszkiem sluzbisty – musimy wydac zalecenie, czy kontynuowac sledztwo i wszczac przeciwko panu postepowanie karne.

W sluchawce dobiegl go glosny oddech Carrara.

– Oczywiscie, co do mnie, jestem przekonany, ze nie ma takiej potrzeby. Wypadki przeciez sie zdarzaja. Ten czlowiek i tak by umarl. Moim zdaniem nie ma potrzeby przysparzac panu klopotow, nie warto tez, by policja tracila czas na dochodzenie, ktore nic nie wykaze.

Po drugiej stronie wciaz panowala cisza.

– Jest pan tam, dottore? – zapytal Brunetti cieplo.

– Tak, oczywiscie, ze jestem – powiedzial Carraro swoim odmienionym, lagodnym glosem.

– Dobrze. Bylem pewien, ze ucieszy pana ta wiadomosc.

– Tak, jak najbardziej.

– Poniewaz juz rozmawiamy – powiedzial Brunetti, dajac do zrozumienia, ze to, co teraz powie, to przemyslany zamiar, a nie propozycja, ktora dopiero co przyszla mu do glowy. – Zastanawiam sie, czy moglbym

Вы читаете Znajomi Na Stanowiskach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату