zdradzil ze swych emocji. Mial bardzo male uszy i osobliwie cylindryczna glowe, nieproporcjonalnie mala w stosunku do poteznego ciala.
–
Mezczyzna otworzyl oczy i spojrzal na niego. Mialy brazowy kolor i Brunettiemu przyszly na mysl niedzwiedzie slepia, moze dlatego, ze mezczyzna byl duzy.
– Mowila mi, zebym nie szedl – powiedzial mezczyzna. – Mowila, ze to pulapka. – Zamrugal oczami, przymknal je na chwile, a potem znow otworzyl. – Ale ja sie balem. Wszyscy o tym mowili i sie balem.
Znowu na dluzej zamknal oczy. Wydawalo sie, ze podczas tych chwil przenosi sie w jakies odlegle miejsce, jak nurek zapadajacy sie w morska glebine, szczesliwy, ze przebywa w piekniejszym swiecie, w ktorym chcialby pozostac jak najdluzej.
Powieki sie uniosly.
– Ale miala racje. Ona ma zawsze racje. – Mezczyzna usiadl na kozetce. – Niech sie pan nie boi – powiedzial do Brunettiego. – Nic panu nie zrobie. Chce tylko, zeby doktor dal mi to lekarstwo, i potem pojde z panem. Ale najpierw musze dostac to lekarstwo.
Brunetti skinal glowa ze zrozumieniem.
– Pojde po niego – rzekl i skierowal sie do pokoju pielegniarek. Carraro byl sam i rozmawial przez telefon.
– No i co? – spytal, odkladajac sluchawke. Znow wydawal sie zagniewany, ale Brunetti podejrzewal, ze zlosc ta nie ma nic wspolnego ze zlamaniem przysiegi Hipokratesa.
– Niech mu pan zrobi zastrzyk przeciwtezcowy i zabiore go na komende.
– Najpierw zostawia mnie pan samego z morderca, a teraz sie pan spodziewa, ze tam wroce, zeby mu robic jakis zastrzyk? Chyba pan oszalal! – Carraro zalozyl rece na piersi na znak odmowy.
– Nie sadze, zeby istnialo jakies ryzyko,
– O, wiec jest pan rowniez lekarzem?
–
– A jesli powiem nie? – spytal Carraro wojowniczo. Z jego ust dolecial zapach miety i alkoholu, mieszanki, ktora serwuja sobie na sniadanie prawdziwi pijacy.
– Wtedy,
Brunetti widzial, ze lekarz mu wierzy. Carraro opuscil bezradnie rece, mamroczac cos pod nosem. Komisarz udawal, ze nie slyszy.
Obaj weszli do pokoju zabiegowego. Mezczyzna siedzial teraz na brzegu kozetki, zwiesiwszy nogi, i zapinal koszule na poteznym torsie.
Carraro w milczeniu podszedl do oszklonej szafki z lekarstwami w kacie pokoju, otworzyl ja i wzial strzykawke. Przez chwile halasliwie przestawial pudelka z lekarstwami, az w koncu znalazl to, ktorego szukal. Wyjal mala szklana fiolke z gumowa zatyczka i podszedl do biurka. Ostroznie wciagnal nowa pare gumowych rekawiczek, przebil igla gumowy korek i napelnil strzykawke. Podszedl do mezczyzny, ktory tymczasem podwinal rekaw koszuli prawie do ramienia. Wyciagnal reke przed siebie, odwrocil glowe i zacisnal mocno powieki, jak dziecko, ktore boi sie zastrzyku. Carraro wyszarpnal igle, szorstkim gestem zgial reke pacjenta, zeby zatrzymac krwawienie, i odszedl.
– Dziekuje, panie doktorze – powiedzial mezczyzna. – Czy to jest to lekarstwo?
Carraro milczal, wiec Brunetti odpowiedzial za niego:
– Tak, to jest to lekarstwo. Teraz juz nie musi sie pan martwic.
– Nawet za bardzo nie bolalo. – Mezczyzna spojrzal na Brunettiego. – Czy juz musimy isc?
Brunetti skinal glowa. Mezczyzna opuscil ramie i spojrzal na slad po ukluciu, ktory zaczal krwawic.
– Mysle, ze panski pacjent potrzebuje opatrunku,
– Moze nie jestem jeszcze wyleczony,
Wzial plaster od Brunettiego i niezdarnie go przylepil, a potem opuscil rekaw koszuli. Wstal, siegnal po sweter i ruszyl do drzwi. W progu przystanal i spojrzal w dol na Brunettiego, ktorego znacznie przewyzszal wzrostem.
– To byloby okropne, prosze pana, gdybym mial te chorobe – powiedzial. – Okropne dla mojej rodziny. – Skinal glowa, jakby godzac sie z ta bolesna prawda, i cofnal sie, zeby przepuscic Brunettiego. Uslyszeli, jak Carraro zatrzasnal z hukiem szafke z lekarstwami, ale panstwo wyposaza szpitale w solidne meble, wiec szyba sie nie stlukla.
W glownym korytarzu stalo dwoch wezwanych przez Brunettiego umundurowanych policjantow, a przy brzegu czekala lodz z milkliwym Bonsuanem za sterem. Wyszli bocznym wyjsciem. Mezczyzna, jak tylko zobaczyl policyjne mundury, zwiesil glowe i przygarbil sie. Szedl ciezko i niezgrabnie, krokiem zupelnie pozbawionym rytmu, tak chwiejnym, jakby mial trudnosci z koordynacja ruchow. Kiedy w asyscie dwoch policjantow wszedl na poklad, zwrocil sie do Brunettiego:
– Czy moge usiasc na dole,
Komisarz wskazal mu stopnie i mezczyzna zszedl do kabiny. Usiadl na jednej z wyscielanych law stojacych po dwoch stronach pomieszczenia i schylil glowe, wbijajac wzrok w podloge.
Kiedy wplyneli do przystani przed komenda, policjanci wyskoczyli, zeby zacumowac lodz, a Brunetti podszedl do schodow i zawolal:
– Jestesmy na miejscu!
Mezczyzna spojrzal w gore i wstal.
Podczas drogi Brunetti rozwazal mysl, zeby zabrac go do siebie na przesluchanie, ale potem zmienil zamiar, uznawszy, ze lepiej bedzie sie nadawal do tego celu zwykly pokoj przesluchan, brzydkie pomieszczenie bez okien, z porysowanymi scianami i jarzeniowym swiatlem.
Wciaz w asyscie dwoch funkcjonariuszy weszli na pierwsze pietro, ruszyli w glab korytarza i zatrzymali sie przed trzecimi drzwiami po prawej stronie. Brunetti otworzyl drzwi i przepuscil mezczyzne przodem. Ten stanal w progu, ogladajac sie bezradnie na komisarza, ktory wskazal mu jedno z krzesel przy zniszczonym, odrapanym stole.
Mezczyzna usiadl. Brunetti zamknal drzwi i zajal miejsce naprzeciw niego.
– Nazywam sie Guido Brunetti, jestem komisarzem policji – zaczal. – W tym pokoju jest mikrofon i nasza rozmowa jest nagrywana.
Podal date i godzine, po czym zwrocil sie do mezczyzny:
– Przyprowadzilem pana tutaj, zeby przesluchac pana na okolicznosc smierci trzech osob: Franca Rossiego, Gina Zecchina i mlodej kobiety, ktorej nazwiska jeszcze nie znamy. Ciala Zecchina oraz mlodej kobiety znaleziono na strychu domu nieopodal Angelo Raffaele, a Franco Rossi zginal na skutek upadku z rusztowania tego budynku. Zanim przejdziemy do dalszej czesci, musze spytac pana o nazwisko i poprosic o dowod tozsamosci.
Mezczyzna milczal.
– Czy moze mi pan powiedziec, jak sie pan nazywa,
Tamten popatrzyl na niego i spytal z bezgranicznym smutkiem:
– Czy musze?
– Obawiam sie, ze tak – odrzekl Brunetti z rezygnacja.
Mezczyzna opuscil glowe i utkwil wzrok w blacie stolu.
– Ona bedzie taka wsciekla – wyszeptal. Podniosl oczy na Brunettiego i powiedzial cicho: – Nazywam sie Giovanni Dolfin.