gdy jakis karabinier kupuje w ich supermarkecie dziesiec kilogramow wolowiny. Mniej wiecej cos w tym guscie.

– To oni maja tu supermarket? – zdziwil sie Brunetti.

– Owszem, maja. Poza tym kregielnie, kino, a nawet bar „Burger King”.

Ostatnie dwa slowa major wymowil bez sladu obcego akcentu. Zafascynowany Brunetti powtorzyl je takim tonem, jakim odpowiada dziecko, kiedy mu sie obiecuje, ze dostanie w prezencie kucyka. Ambrogiani zareagowal na to smiechem.

– Nadzwyczajne, prawda? Jest tu ich wlasny maly swiat, ktory nie ma nic wspolnego z naszym krajem – rzekl, wskazujac reka za okno. – Tam jest Ameryka, commissario. Chyba wkrotce my tez sie nia staniemy. – Umilkl, ale zaraz powtorzyl: – Ameryka.

Kwadrans pozniej komisarz zobaczyl dokladnie to, czego sie spodziewal. Kiedy otworzyl drzwi dowodztwa NATO i pokonal trzy stopnie prowadzace do hallu, ujrzal sciany zawieszone plakatami przedstawiajacymi miasta bez nazw, ale drapacze chmur swiadczyly, ze to na pewno Ameryka. Dowodzily tego rowniez liczne napisy zakazujace palenia oraz komunikaty na tablicach informacyjnych. Jedyny element wloski stanowila marmurowa posadzka. Tak jak go skierowano, Brunetti ruszyl schodami na wprost, na ich szczycie skrecil w prawo i wszedl w drugie drzwi po lewej stronie. Sale, w ktorej sie znalazl, podzielono przepierzeniami wysokosci czlowieka. Na scianach, podobnie jak pietro nizej, wisialy napisy i tablice informacyjne. Pod jednym przepierzeniem staly dwa fotele, obite czyms, co sie okazalo grubym szarym plastikiem. Za biurkiem, usytuowanym z prawej strony, tuz przy drzwiach, siedziala mloda kobieta, z pewnoscia Amerykanka. Miala wlosy blond, z przodu krotko przyciete nad zielonymi oczami, ale z tylu siegajace niemal do pasa, piegi na nosie i uzebienie w idealnym stanie, jakie sie spotyka u wiekszosci Amerykanow i bogatych Wlochow. Z promiennym usmiechem spojrzala na Brunettiego, unoszac kaciki ust, lecz jej wzrok pozostal dziwnie pusty, bez wyrazu.

– Dzien dobry – powiedzial komisarz, takze z usmiechem. – Nazywam sie Brunetti. Pan major mnie oczekuje.

Wyszla zza biurka, demonstrujac figure rownie idealna jak zeby, i zniknela za przepierzeniem, choc bez trudu mogla sie z szefem skontaktowac telefonicznie lub po prostu go zawolac. Brunetti slyszal, ze cos mowila. Odpowiadal jej jakis niski glos. Po kilku chwilach sie pojawila i reka wskazala komisarzowi droge.

– Prosze wejsc – rzekla.

Za biurkiem siedzial mlody blondyn, ktory nie wygladal na wiecej niz dwadziescia lat. Brunetti nan spojrzal, ale natychmiast odwrocil oczy, porazone blaskiem bijacym od tego czlowieka. Znowu na niego popatrzyl i wtedy zrozumial, ze to tylko mlodosc, zdrowie i zadbany mundur sprawiaja takie wrazenie.

– Pan komendant Brunetti? – spytal tamten wstajac.

Komisarzowi sie zdawalo, ze Butterworth dopiero co bral prysznic lub kapiel, jego skora bowiem lsnila czystoscia, a twarz mial tak wygolona, jakby przed chwila odlozyl brzytwe. Podajac mu reke, Brunetti zauwazyl, ze jego jasnoblekitne oczy barwa przypominaja wody laguny przed dwudziestoma laty.

– Bardzo mi milo, ze pan przybyl az z Wenecji, zeby z nami porozmawiac, panie komendancie.

– Jestem zastepca komendanta – odparl Brunetti.

Awansowal sie w nadziei, ze w ten sposob zapewni sobie lepszy dostep do informacji. Na biurku majora Butterwortha spostrzegl dwa pudelka: jedno z korespondencja przychodzaca, drugie z wychodzaca. To pierwsze bylo puste.

– Prosze spoczac – rzekl Amerykanin i dopiero wowczas, gdy komisarz siadl, usadowil sie w swoim fotelu. Z szuflady biurka wyjal teczke, tylko nieco grubsza od tej, ktora mial Ambrogiani. – Przyjechal pan w sprawie sierzanta Fostera, nieprawdaz?

– Tak.

– Co pan chcialby wiedziec?

– Kto go zabil – beznamietnie odparl Brunetti.

Major chwile sie wahal, nie majac pojecia, jak traktowac te odpowiedz, lecz w koncu postanowil uznac ja za zart.

– Tak – rzekl smiejac sie niemal bezglosnie. – Wszyscy chcielibysmy to wiedziec. Jednakze nie jestem pewien, czy dysponujemy informacjami, ktore pomoglyby nam ustalic zabojce.

– A jakimi informacjami panstwo dysponuja?

Butterworth przesunal teczke w strone komisarza.

Choc Brunetti zdawal sobie sprawe, ze sa w niej materialy juz mu znane, otworzyl ja i przeczytal to samo, co w gabinecie Ambrogianiego. Okazalo sie, ze teczka zawiera fotografie rozniaca sie od poprzedniej. Wprawdzie komisarz widzial twarz denata i jego nagie zwloki, ale dopiero teraz zobaczyl, jak Foster wygladal. Na tym zdjeciu byl przystojniejszy i mial krotkie wasy, ktore zgolil jakis czas przed smiercia.

– Kiedy wykonano to zdjecie?

– Prawdopodobnie gdy wstepowal do wojska.

– Dawno?

– Siedem lat temu.

– Dlugo sluzyl we Wloszech?

– Cztery lata. Wlasnie ponownie sie zdeklarowal.

– Przepraszam, nie rozumiem.

– Zaciagnal sie. Na nastepne trzy lata.

– I zostalby tutaj?

– Tak.

Przypomniawszy sobie cos, o czym czytal w aktach, Brunetti zapytal:

– Jak on sie nauczyl wloskiego?

– Slucham?

– Skoro pracowal tu na pelnym etacie, nie mial zbyt duzo czasu na uczenie sie nowego jezyka – wyjasnil komisarz.

– Tanti di noi parliamo italiano* [Wielu z nas mowi po wlosku.] – oznajmil Butterworth z wyraznie amerykanskim akcentem, lecz zrozumiala wloszczyzna.

– Tak, naturalnie – rzekl odparl Brunetti z usmiechem, domyslajac sie, ze tak nalezalo na to zareagowac. – Czy on mieszkal w bazie? Sa tu koszary, prawda?

– Owszem, sa, ale sierzant Foster mial mieszkanie w Vicenzy.

Komisarz wiedzial, ze w takich wypadkach zawsze przeprowadza sie rewizje, wiec nie pytal, czy to zrobiono.

– Znalezliscie tam cos?

– Nie.

– Czy moglbym rzucic na nie okiem?

– Nie jestem pewien, czy to konieczne.

– Ja tez nie jestem pewien, czy to konieczne – przyznal Brunetti, lekko sie usmiechajac. – Chcialbym jednak zobaczyc, gdzie mieszkal.

– Byloby to niezbyt zgodne z przepisami.

– Nie zdawalem sobie sprawy, ze macie takie przepisy.

Komisarz wiedzial, ze w komendzie policji lub karabinierow w Vicenzy latwo by uzyskal zezwolenie, ale przynajmniej w tej fazie sledztwa wolal miec jak najlepsze stosunki ze wszystkimi zainteresowanymi wladzami.

– Przypuszczam, ze daloby sie to zalatwic – ustapil Butterworth. – Kiedy chcialby sie pan tam wybrac?

– Nie ma pospiechu. Dzis po poludniu… Jutro…

– Nie wiedzialem, ze zamierza pan wracac jutro, panie komendancie.

– Tylko wowczas, gdybym sie ze wszystkim nie uwinal dzisiaj, panie majorze.

– Co jeszcze pragnie pan zrobic?

– Chcialbym porozmawiac z kilkoma osobami, ktore go znaly, ktore z nim pracowaly. – Przegladajac dokumenty, Brunetti zauwazyl, ze Foster uczeszczal na zajecia uniwersyteckie w bazie. Podobnie jak starozytni Rzymianie, ci budowniczowie nowego imperium zabierali ze soba szkoly. – Byc moze takze z jego kolegami z uczelni.

– Sadze, ze da sie cos zrobic, choc musze przyznac, ze nie widze powodu, dla ktorego pragnie pan z nimi

Вы читаете Smierc Na Obczyznie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату