Brunetti odpowiedzial mu usmiechem i wstal.

– Dziekuje, sierzancie. Bardzo mi pan pomogl.

– Coz, mam nadzieje, ze to sie przyda. Tutaj wszyscy lubilismy Mike’a i pragniemy, zeby pan zlapal morderce.

– Zapewne – rzekl komisarz, wyciagajac reke. – Nie bede dluzej odrywal pana od pracy, sierzancie.

Amerykanin wstal, by podac Brunettiemu dlon. Mial mocny, pewny uscisk.

– Ciesze sie, ze moglem sie na cos przydac, panie komisarzu. Gdyby pan mial jeszcze jakies pytania, prosze sie do mnie zwrocic.

– Dziekuje, sierzancie. Nie omieszkam.

Kiedy Brunetti znalazl sie na korytarzu, wrocil do biura Inspektoratu Zdrowia i ponownie zapukal w te same drzwi. Odczekal kilka sekund. Upewniwszy sie, ze w pokoju panuje cisza, pozwolil sobie wejsc. Jak przewidywal, pocztowki z Blekitnym Meczetem i Koloseum dalej wisialy na tablicy. Ta z piramidami zniknela.

Rozdzial 11

Wrocil do hallu i spytal pierwsza napotkana osobe, mloda Murzynke w stroju pielegniarki, gdzie moglby znalezc doktor Peters. Odpowiedziala, ze chetnie go zaprowadzi, bo akurat idzie do Oddzialu B, a wlasnie tam pracuje pani doktor. Tym razem komisarz skrecil w druga strone, przeszedl przez takie same wahadlowe drzwi, ale tutaj wszystkie osoby, krecace sie po korytarzu, byly ubrane na bialo lub jasnozielone, a nie w wojskowe mundury. Mineli sale z napisem „Oddzial polozniczy” i wtedy uslyszal kwilenie noworodkow. Pytajaco spojrzal na pielegniarke, ktora pokiwala glowa i rzekla:

– Ta trojka urodzila sie w tym tygodniu.

Brunetti pomyslal, ze dzieci nie powinny sie rodzic w bazie wojskowej, w otoczeniu broni i mundurow, czyli w atmosferze zwiazanej z zabijaniem. Przypomnial sobie jednak, ze w tej samej bazie widzial juz biblioteke, kosciol, basen plywacki i lodziarnie Baskin-Robinsa, wiec trudno sie dziwic, ze dzieci przychodza tu na swiat. W istocie niewiele z tego, co dotychczas zdazyl tutaj zobaczyc, kojarzylo sie z wojna, zabijaniem lub wojskiem. Zastanawial sie, czy Amerykanie zdaja sobie sprawe, na co ida ich pieniadze. Czy maja swiadomosc, ze sa wydawane tak rozrzutnie? Jako Wloch uwazal, ze rzadzacy szastaja publicznymi pieniedzmi, glownie z korzyscia dla swoich przyjaciol i znajomych, lecz nie przyszlo mu do glowy, ze rzad amerykanski zdradza podobne sklonnosci.

– Oto gabinet doktor Peters, prosze pana. Chyba w tej chwili zajmuje sie pacjentami, ale wkrotce powinna wrocic.

Pielegniarka sie usmiechnela i zostawila tam komisarza, nawet nie pytajac, kim jest i czego sobie zyczy.

Gabinet wygladal podobnie jak wszystkie gabinety lekarskie znane Brunettiemu. Przy jednej scianie regal pelen grubych ksiazek o dlugich tytulach; w kacie waga z pretem do mierzenia wzrostu. Komisarz stanal na niej i tak dlugo przesuwal ruchomy ciezarek, az ten zaskoczyl na 197. Brunetti podzielil to w pamieci przez 2,2 i uzyskany wynik skwitowal westchnieniem. Zmierzyl sobie wzrost: piec stop dziesiec cali, nigdy jednak bez papieru i olowka nie zdolalby tego przeliczyc na centymetry. Poza tym uwazal, ze wzrost nie sprawi mu takiego zawodu jak waga.

Wisialo tam rowniez kilka plakatow: jeden przedstawial migawki z karnawalu w Wenecji, zapewne zrobil je Fulvio Rotter, na drugim widnialy zdjecia mozaik z San Vitale w Rawennie, a na trzecim byla powiekszona fotografia gor, zroznicowana rzezba przypominajacych Dolomity. Sciane z prawej strony, jak w licznych gabinetach lekarskich, pokrywaly dyplomy oprawione w ramki, jakby medycy sie obawiali, ze nikt nie uwierzy w ich kwalifikacje, poki na widocznym miejscu nie zobaczy wyraznego dowodu. „Emory University”. Nazwa ta nic komisarzowi nie mowila. „Phi Beta Kappa”* [Amerykanskie stowarzyszenie zrzeszajace najlepszych studentow i wybitnych absolwentow amerykanskich uczelni.]. Ta rowniez nie. „Summa Cum Laude”* [Tu: (dyplom) z wyroznieniem.]. No, to z pewnoscia tak.

Na biurku lezalo jakies czasopismo, „Family Practice Journal”*. [W swobodnym przekladzie „Miesiecznik Lekarza Rodzinnego”.] Kartkujac je, natknal sie na artykul z kolorowymi zdjeciami ludzkich stop, znieksztalconych nie do poznania. Palce byly powykrecane we wszystkie strony; niektore podwiniete pod podeszwe, inne wywiniete na podbicie. Komisarz przez chwile ogladal zdjecia, a potem zabral sie do czytania. Nagle uslyszal jakis szmer. Kiedy podniosl oczy, w drzwiach ujrzal doktor Peters. Bez zadnych wstepow wyrwala mu pismo, z trzaskiem je zamknela i polozyla na biurku.

– Co pan tu robi?! – warknela, nie ukrywajac ani zaskoczenia, ani gniewu.

Brunetti wstal.

– Przepraszam, ze pozwolilem sobie dotykac pani rzeczy. Przyszedlem z pania porozmawiac, jesli ma pani czas. Czekajac, zobaczylem to pismo i zaczalem je przegladac. Sadzilem, ze pani nie bedzie miala nic przeciwko temu.

Amerykanka najwyrazniej sobie uswiadomila, ze niepotrzebnie zareagowala zbyt ostro. Komisarz widzial, jak stara sie opanowac. Wreszcie usiadla na krzesle stojacym przed biurkiem i probowala sie usmiechnac.

– Lepiej, ze pan przegladal to niz moja korespondencje. – Teraz wydawala sie usmiechac szczerze. Wskazujac zamkniete pismo, dodala: – Takie rzeczy zdarzaja sie zniedoleznialym starcom, ktorzy nie moga sie schylic i obciac sobie paznokci, a one dalej rosna i w rezultacie, jak pan sam widzial, dochodzi do strasznych znieksztalcen stop.

– Pediatria jest przyjemniejsza – skomentowal.

Amerykanka znowu sie usmiechnela.

– Tak, znacznie przyjemniejsza. Wedlug mnie lepiej poswiecac czas dzieciom. – Polozyla stetoskop na czasopismie. – Mysle jednak, ze nie przyszedl pan tutaj po to, by rozmawiac o moich sprawach zawodowych, commissario. Jaki zatem jest cel panskiej wizyty?

– Chcialbym wiedziec, dlaczego pani sklamala, nie wspominajac o wyjezdzie z sierzantem Fosterem do Kairu.

Spostrzegl, ze nie jest zaskoczona, jakby sie tego spodziewala. Zalozyla noge na noge; jej mundurowa spodnica, noszona pod bialym fartuchem, zaslaniala prawie cale kolana.

– A jednak czytal pan moja poczte.

Brunetti nie odezwal sie ani slowem.

– Nie chcialam, zeby ktos tutaj o tym sie dowiedzial.

– Pani doktor, przysyla pani do biura widokowke, na ktorej sa wasze imiona, a wlasciwie inicjaly. Trudno wiec oczekiwac, by wasz wspolny wyjazd utrzymal sie w sekrecie.

– Blagam – powiedziala znuzonym glosem. – Przeciez pan wie, co mialam na mysli. Nie chce, zeby ktos sie dowiedzial o wydarzeniach w kostnicy. Byl pan tam ze mna, kiedy zobaczylam zwloki.

– Czego sie pani obawia? Jest pani mezatka?

– Nie – odparla, z ubolewaniem krecac glowa nad jego brakiem domyslnosci. – Byloby dobrze, gdyby tylko o to chodzilo. Ja jestem oficerem, a Mike byl podoficerem. – Widzac zdziwienie komisarza, wyjasnila: – Uznano by, ze sie spoufalalam z podwladnym, a to jedna z rzeczy, ktorych nam robic nie wolno. – Po dluzszej chwili dodala: – Jedna z licznych rzeczy.

– Co by sie z wami stalo, gdyby to wykryli?

Wzruszyla ramionami.

– Nie mam pojecia. Jedno z nas wezwano by na rozmowe. Potem, byc moze, kara dyscyplinarna lub nawet przeniesienie do innej jednostki. – Spojrzala mu w oczy. – Ale chyba juz nie ma o czym mowic, prawda?

– Racja, niestety. Czy jednak ta sprawa nie zaszkodzi pani karierze?

– Panie Brunetti, za pol roku odchodze z wojska. Teraz nie zawracaliby sobie nia glowy, a gdyby nawet, nie sadze, zebym sie tym bardzo przejela. Nie marze o karierze, w kazdym razie nie w wojsku, ale mimo wszystko nie chce, zeby sie o tym dowiedzieli. Pragne stad odejsc i wrocic do wlasnego zycia. – Na chwile przerwala i rzucila mu badawcze spojrzenie. – Wojsko wyslalo mnie na medycyne. Ani mnie, ani mojej rodziny nigdy by nie bylo na to stac. Dali mi cztery lata studiow w zamian za cztery lata pracy. To razem osiem lat, prosze pana, osiem lat. Tak wiec chyba nawet nie musze mowic, jak bardzo pragne zyc wlasnym zyciem. Chce miec wlasne zycie.

– I co zamierza pani zrobic? Ma sie rozumiec z tym zyciem.

Sciagnela wargi i uniosla brwi.

Вы читаете Smierc Na Obczyznie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату