– Dzien dobry. Prosze usiasc.
Mlody czlowiek nerwowo przycupnal na krawedzi krzesla.
– Rossi mi powiedzial, ze wczoraj byl do mnie jakis telefon.
– Tak jest, panie komisarzu – potwierdzil nowicjusz, walczac z odruchem, ktory nakazywal mu wstac, kiedy sie zwraca do przelozonego.
– Pan przyjal ten telefon?
– Tak jest, panie komisarzu – odparl mlodzieniec, a potem, by uprzedzic pytanie, dlaczego po dwunastu godzinach ciagle jest w centrali, wyjasnil: – Na tej zmianie zastepuje Monika, bo sie rozchorowal.
Brunettiego to nie obchodzilo.
– Co ona powiedziala?
– Wymienila panskie nazwisko, panie komisarzu, ale slabo mowila po wlosku.
– Czy moglby pan dokladnie powtorzyc jej slowa?
– Tak, panie komisarzu. – Telefonista zaczal grzebac w papierach lezacych na biurku przed lacznica. Gdzies tu wszystko zapisalem. – Wreszcie znalazl jakas kartke i zerkajac na nia, przystapil do relacjonowania: – Zapytala o pana, ale nie podala swojego nazwiska ani nic. Wtedy poprosilem ja o nazwisko. Nie chciala powiedziec albo nie zrozumiala. Poinformowalem ja, ze pana tu nie ma, a wtedy znowu zapytala o pana.
– Czy mowila cos po angielsku?
– Chyba tak, panie komisarzu, ale tylko pare slow i jej nie rozumialem. Poprosilem, zeby mowila po wlosku.
– Nic wiecej nie powiedziala?
– Cos jakby „basta” czy „pasta”, a moze „posta”.
– To wszystko?
– Tak, panie komisarzu, tylko to. „Basta” lub „pasta”. Potem sie wylaczyla.
– A jaki miala glos?
– Glos, panie komisarzu?
– Tak. Wesoly? Smutny? Nerwowy?
Mlody czlowiek chwile sie zastanawial, a w koncu rzekl:
– Nie zauwazylem nic szczegolnego. Powiedzialbym tylko, ze wydawala sie rozczarowana z powodu pana nieobecnosci.
– W porzadku. Jesli znowu zadzwoni, prosze ja laczyc ze mna albo z Rossim. On zna angielski.
– Tak jest!
Mlody telefonista juz dluzej nie potrafil opanowac odruchu i zerwal sie na rowne nogi, salutujac plecom wychodzacego komisarza.
Kobieta, ktora slabo zna wloski, pomyslal Brunetti. Wowczas sobie przypomnial, jak doktor Peters, mowiac o swojej slabej znajomosci wloskiego, powiedziala
Teraz w dodatku ta sprawa recydywy Ruffola, drobnego zlodziejaszka i wlamywacza. W ciagu ostatnich dziesieciu lat niemal bez przerwy siedzial w wiezieniu; ledwie wychodzil, wkrotce do niego wracal. Dwukrotnie wsadzil go tam Brunetti. Przed wieloma laty ten kryminalista sprowadzil sie tu z Neapolu wraz z rodzicami. Jego ojciec zapil sie na smierc, ale zdazyl zaszczepic synowi przekonanie, ze Ruffolowie nie sa stworzeni do pracy, nie mowiac juz o nauce. Jako nieodrodny syn swojego ojca Giuseppe nigdy nie pracowal. Jedynym jego zajeciem byla kradziez, a jesli idzie o nauke, to ograniczala sie do tego, jak najlepiej otwierac zamki lub wlamywac sie do mieszkan. Skoro po zwolnieniu tak szybko wrocil do zlodziejstwa, widocznie w ciagu dwoch lat wiezienia nie tracil czasu.
Brunetti jednak na swoj sposob lubil zarowno Peppina, jak i jego stara matke. Ruffolo zdawal sie nie zywic do niego urazy za to, ze go aresztowal, a signora Concetta, kiedy incydent z nozyczkami poszedl w niepamiec, byla komisarzowi wdzieczna, bo w czasie procesu zeznal, ze w chwili popelniania przestepstwa jej syn ani nie stosowal przemocy, ani nie grozil jej uzyciem. Prawdopodobnie owe zeznania sprawily, ze wyrok za wlamanie ograniczyl sie tylko do dwoch lat.
Komisarz nie musial nikogo wysylac po akta Ruffola. Predzej czy pozniej Giuseppe uda sie do matki lub Ivany i znowu wroci do wiezienia, by sie dalej wprawiac w przestepczym rzemiosle, przypieczetowujac swoj los.
Jak tylko Brunetti dotarl do swojego pokoju, zaczal szukac wynikow sekcji zwlok mlodego Amerykanina, przeprowadzonej przed Rizzardiego. Kiedy z nim rozmawial, patolog nie wspomnial, czy we krwi denata wykryl narkotyki, ale z drugiej strony komisarz go o to nie pytal. Wreszcie znalazl koperte, otworzyl ja i przejrzal wyniki. Tak jak uprzedzal lekarz, istotnie byly napisane hermetycznym jezykiem. Na drugiej stronie Brunetti zobaczyl fragment, ktory chyba dotyczyl interesujacej go sprawy, ale wskutek skomplikowanych lacinskich zwrotow i pokretnej skladni nie mogl tego stwierdzic z cala pewnoscia. Dopiero po trzykrotnym czytaniu zdolal sie zorientowac, ze we krwi nie wykryto zadnych sladow narkotykow. Bylby bardzo zdziwiony, gdyby sekcja wykazala co innego.
Odezwal sie telefon wewnetrzny. Brunetti natychmiast podniosl sluchawke.
– Tak, panie komendancie.
Fakt, ze Patta nawet nie spytal, skad jego podwladny wiedzial, kto dzwoni, wyraznie swiadczyl, ze sprawa jest wazna.
– Prosze do mojego gabinetu,
To, ze zwrocil sie do niego w ten sposob, a nie po nazwisku, podkreslalo donioslosc tego telefonu.
Brunetti ugryzl sie w jezyk, by nie powiedziec, ze przeciez juz rozmawiaja, i odparl, ze niezwlocznie zejdzie do gabinetu zastepcy komendanta. Patta nalezal do ludzi o znikomej liczbie nastrojow, w dodatku bardzo czytelnych, wiec komisarz nie musial sie trudzic z rozszyfrowywaniem humoru pryncypala.
Kiedy wszedl do gabinetu, Patta siedzial za pustym biurkiem, trzymajac na blacie zlozone dlonie. Zastepca komendanta zwykle staral sie sprawiac wrazenie, ze pilnie pracuje, i mial na biurku przed soba chocby pusty skoroszyt. Tym razem nic, tylko zlozone dlonie i ta powazna, niemal uroczysta mina. Patta roztaczal wokol siebie ostra won jakiejs wody kolonskiej, uzywanej zarowno przez mezczyzn, jak i kobiety, a jego twarz bardziej wygladala na naoliwiona, niz ogolona. Brunetti podszedl do biurka i stanal, probujac odgadnac, kiedy Patta sie odezwie, czesto bowiem dlugo milczal, by podkreslic waznosc tego, co zamierzal powiedziec. Wreszcie rzekl:
– Prosze siadac,
Ponowne uzycie tego slowa wskazywalo, ze Brunetti uslyszy cos w pewnym sensie nieprzyjemnego i ze Patta to wie.
– Chcialbym porozmawiac o tym napadzie – zaczal bez zadnych wstepow.
Brunetti przypuszczal, ze jego przelozonemu nie chodzi o ostatnie wlamanie nad Canale Grande, chociaz ofiara byl przemyslowiec z Mediolanu. Jakakolwiek napasc na osobe tak wazna zwykle wystarczala, by pryncypal pozwalal sobie na kazde odstepstwo od zasady udawania pilnosci.
– Slucham, panie komendancie.
– Dzisiaj sie dowiedzialem, ze znowu pojechales do Vicenzy.
– Owszem, panie komendancie.
– Czy to bylo niezbedne? Nie masz dosyc pracy tutaj, w Wenecji?
– Chcialem porozmawiac z kilkoma osobami, ktore go znaly, panie komendancie.
– Nie robiles tego poprzednim razem?
– Nie, panie komendancie, zabraklo czasu.
– Po powrocie nie wspomniales o tym tamtego popoludnia. – Nie otrzymawszy odpowiedzi, Patta spytal: – Dlaczego tego nie zrobiles pierwszego dnia?
– Zabraklo czasu, panie komendancie.
– Wrociles tu przed szosta. Gdybys tam zostal dluzej, byloby mnostwo czasu na doprowadzenie wszystkiego do konca w ciagu jednego dnia.
Brunetti ledwie sie opanowal, by nie okazac zdumienia, ze Patta zapomnial o takim drobiazgu jak czas powrotnej podrozy do Wenecji. Jednakze trudno sie dziwic czlowiekowi, ktory pamietal nazwiska tylko dwoch-