palacow.
– Augusto – natychmiast odparl Fosco i powtorzyl calosc, jakby dla jej melodyjnego brzmienia: – Augusto Viscardi.
– Szybko sobie przypomniales – zauwazyl Brunetti.
– Owszem, bo czesto slysze nazwisko signora Viscardiego.
– A oprocz tego co slyszysz?
– Jego fabryki amunicji sa w Monzy. Cztery. Mowi sie, ze mial ogromne kontrakty z Irakiem, choc w rzeczywistosci chodzilo o kilka krajow na Bliskim Wschodzie. Nawet w czasie wojny udalo mu sie kontynuowac dostawy, chyba przez Jemen. – Na moment umilkl, a potem dodal: – Slyszalem jednak, ze podczas wojny mial klopoty.
– Jakie?
– Coz, z pewnoscia nie takie, zeby mu powaznie zaszkodzily, a przynajmniej ja nic wiecej nie slyszalem. W czasie dzialan wojennych zadnej z tych fabryk nie zamknieto. Wrecz przeciwnie. Z tego co wiem, caly sektor pracowal pelna para. Zawsze sie znajdzie kupiec na ich wyroby.
– Ale dokladnie na czym polegaly te klopoty?
– Nie jestem pewien. Musialbym wykonac pare telefonow. Kraza jednak plotki, ze otrzymal potezny cios. Producenci broni przewaznie zabezpieczaja sie w ten sposob, ze przed dostawa odbieraja zaplate w jakims bezpiecznym kraju, na przyklad w Panamie czy Liechtensteinie, ale Viscardi od dawna zalatwial takie interesy z odbiorcami, a nawet sadze, ze kilkakrotnie u nich byl i rozmawial z samym szefem, wiec na to nie nalegal, z pewnoscia nie bez korzysci.
– A oni mu nie zaplacili?
– Wlasnie tak sie stalo. Mnostwo towaru po drodze zniknelo i nie dotarlo na miejsce. Mysle, ze caly ladunek porwali piraci w Zatoce Perskiej. Pozwolisz, Guido, ze zalatwie te telefony i wkrotce oddzwonie, w ciagu godziny.
– A moze to jakies osobiste rozgrywki?
– Nic na ten temat nie slyszalem, ale popytam.
– Dziekuje, Riccardo.
– Mozesz mi powiedziec, co to za sprawa?
Brunetti nie widzial powodu, zeby to ukrywac.
– Ostatniej nocy okradzione jego dom. Kiedy wszedl, natknal sie na wlamywaczy. Nie potrafil ich rozpoznac, ale wiedzial, ktore obrazy zabrali.
– Caly Viscardi – skomentowal Fosco.
– Czy jest az tak glupi?
– Nie, on wcale nie jest glupi, lecz arogancki i lubi ryzykowac. Dzieki temu zrobil takie ogromne pieniadze. – Glos Fosca sie zmienil. – Przepraszam, Guido, mam telefon z drugiego aparatu. Pozniej do ciebie zadzwonie, dobra?
– Dziekuje, Riccardo – odparl komisarz i dodal: – Jestem ci bardzo wdzieczny.
Ostatniego zdania Fosco nie uslyszal, bo juz sie wylaczyl.
Brunetti wiedzial, ze o sukcesie policji nie decyduje blyskotliwa dedukcja ani zreczne manipulowanie podejrzanymi, lecz najzwyczajniej praca oparta na zalozeniu, ze wszyscy ludzie maja sklonnosc do uwazania sie za bardzo inteligentnych. Dlatego tez glupich szybko sie lapie, bo to, co w ich mniemaniu jest sprytne, okazuje sie tak zalosnie prymitywne, ze czyni z nich latwy lup. Ta sama zasada, niestety, utrudniala komisarzowi prace, gdy mial do czynienia z przestepcami obdarzonymi inteligencja lub odwaga.
W ciagu nastepnej godziny Brunetti polaczyl sie z Rossim i wzial od niego nazwisko agenta ubezpieczeniowego, ktory prosil o zgode na obejrzenie miejsca przestepstwa. Kiedy komisarz wreszcie sie dodzwonil do jego biura, agent zapewnil, ze obrazy sa oryginalami i wszystkie trzy zniknely podczas wlamania. Powiedzial, ze swiadectwa ich autentycznosci ma przed soba na biurku. Na pytanie o wartosc obrazow oznajmil, ze w sumie ubezpieczyl je na piec miliardow lirow, ale ich aktualna cena rynkowa prawdopodobnie wzrosla w ciagu ostatniego roku wskutek zwiekszonego popytu na impresjonistow. Nie, przedtem nie bylo tam zadnego wlamania. Brakuje tez czesci bizuterii, ale jej wartosc to drobiazg w porownaniu z obrazami – zaledwie kilkaset milionow lirow. Ach, jaki slodki jest swiat, w ktorym kilkaset milionow lirow uwaza sie za drobiazg, pomyslal Brunetti.
Kiedy skonczyl rozmowe z agentem, Rossi wrocil ze szpitala i powiedzial, ze signor Viscardi byl bardzo zaskoczony, widzac fotografie Ruffola, lecz szybko sie opanowal i stwierdzil, ze czlowiek na zdjeciu w niczym nie przypomina zadnego z dwoch mezczyzn, ktorych widzial. Teraz mial pewnosc, ze bylo ich tylko dwoch.
– Co o tym sadzisz? – zapytal komisarz.
– Klamie. Nie wiem, czy powiedzial prawde, jesli chodzi o inne rzeczy, ale na pewno lgal mowiac, ze nie zna Ruffola. Nie okazalby wiekszego zaskoczenia, gdybym mu pokazal zdjecie jego wlasnej rodzicielki.
– To chyba oznacza, ze musze porozmawiac z matka Ruffola.
– Mam isc do magazynu i przyniesc panu kamizelke kuloodporna? – ze smiechem spytal Rossi.
– Nie trzeba. Teraz jestesmy w najlepszej komitywie. Po tym, jak w czasie procesu zlozylem zeznania korzystne dla jej syna, wdowa postanowil mi wybaczyc i o wszystkim zapomniec. Nawet sie do mnie usmiecha, kiedy ja spotykam na ulicy.
Nie wspomnial, ze w ciagu ostatnich dwoch lat kilkakrotnie odwiedzal ja w domu, chyba jako jedyna osoba w miescie.
– Szczesciarz z pana. A moze w dodatku sie odzywa?
– Tak.
– Po sycylijsku?
– Nie sadze, by potrafila mowic inaczej.
– Duzo pan rozumie?
– Mniej wiecej polowe – odparl Brunetti zgodnie z prawda. – A i to tylko wowczas, gdy mowi bardzo, ale to bardzo wolno.
Chociaz nie mozna powiedziec, ze signora Ruffolo przystosowala sie do zycia w Wenecji, na swoj sposob przeszla do policyjnej legendy jako ta, ktora w obronie wlasnego syna zaatakowala komisarza.
Wkrotce po wyjsciu Rossiego zadzwonil Fosco.
– Guido, rozmawialem z paroma osobami. Twierdza, ze w zatoce stracil kupe forsy. Zniknal statek z cala dostawa, ale nikt nie wie, co znajdowalo sie w ladowniach. Prawdopodobnie porwany przez piratow. Ze wzgledu na bojkot Viscardi nie mogl zalatwic ubezpieczenia.
– A wiec wszystko stracil?
– Tak.
– Wiadomo ile?
– Nikt nie jest pewien. Szacunki wahaja sie od pieciu do pietnastu miliardow, ale nikt nie umie mi podac dokladnej sumy. W kazdym razie przez pewien czas jakos sobie radzil, lecz teraz wpadl w powazne klopoty z gotowka. Jeden z moich kumpli z „Corriere” powiedzial, ze w gruncie rzeczy Viscardi nie musi sie niczym przejmowac, bo ma jakis kontrakt rzadowy, a takze posiadlosci w innych krajach, jednak moj informator nie wie gdzie. Chcesz, zebym sprobowal znalezc cos wiecej?
Signor Viscardi rysowal sie Brunettiemu jako jeden z przedstawicieli nowego pokolenia biznesmenow, ktorzy ciezka prace zastapili zuchwalstwem, a uczciwosc koneksjami.
– Nie, Riccardo, nie trzeba. Pragnalem sie tylko zorientowac, czy on czegos nie kombinuje.
– No i…?
– Coz, wyglada na to, ze tak, nieprawdaz?
Choc komisarz o to nie prosil, Fosco podal mu jeszcze troche dodatkowych informacji.
– Mowi sie, ze on jest bardzo ustosunkowany, choc osoba, z ktora rozmawialem, nie zna szczegolow. Moze jednak popytam?
– Czy to nie pachnie mafia?
– Owszem. – Fosco zasmial sie z rezygnacja. – Ale czy kiedykolwiek nie pachnialo? Niemniej wydaje sie, ze on ma takze powiazania z rzadem.
Brunettiego korcilo, by zapytac, czy kiedykolwiek nie mial, jednakze sie powstrzymal.
– Jak wyglada jego zycie osobiste?