obce ani nazwy firm, ktorych ksiegi sprawdzal Favero, ani nazwiska jego indywidualnych klientow. Nic jednak nie ukladalo sie w spojna calosc. A przynajmniej Brunetti nie wiedzial, co mogloby laczyc przemysl chemiczny, wyroby skorzane, biura podrozy, agencje posrednictwa pracy oraz wydzial nauk politycznych.

Spragniony dzialania, czy chocby zmiany miejsca, komisarz gotow byl jechac do Padwy, zeby porozmawiac osobiscie z della Cortem, ale w koncu uznal, ze w zupelnosci wystarczy, jesli zadzwoni do kapitana. Siegajac po telefon, przypomnial sobie ostrzezenie della Cortego, aby z nikim innym nie rozmawial o Faverze; swiadczylo ono jednoznacznie, iz pewnych informacji o ksiegowym – a takze o padewskiej policji – kapitan jeszcze mu nie wyjawil.

– Della Corte. – Kapitan podniosl sluchawke po pierwszym dzwonku.

– Dzien dobry, capitano. Tu Brunetti. Z Wenecji.

– Dzien dobry, commissario.

– Dzwonie z pytaniem, czy wie pan cos nowego.

– Tak.

– O Faverze?

– Tak – odparl krotko della Corte. – Wyglada na to, ze mamy wspolnych przyjaciol, commissario.

– Naprawde? – spytal Brunetti, zaskoczony ta uwaga.

– Po wczorajszej rozmowie z panem zadzwonilem do kilku osob.

Brunetti nie zareagowal.

– Przypadkiem wspomnialem panskie nazwisko.

Brunetti nie wierzyl w przypadki.

– Co to za osoby?

– Na przyklad Riccardo Fosco. W Mediolanie.

– Jak sie Riccardo miewa? – spytal Brunetti, choc znacznie bardziej ciekawilo go, dlaczego della Corte dzwonil do dziennikarza, specjalisty od reportazu polityczno-kryminalnego, zeby wypytac sie o niego.

– Wiele mi o panu mowil. Same dobre rzeczy.

Zaledwie przed dwoma laty Brunetti bylby wstrzasniety, gdyby sie dowiedzial, ze jeden policjant musi dzwonic do dziennikarza, aby dowiedziec sie, czy moze ufac drugiemu; obecnie odczuwal tylko dojmujacy smutek, ze kraj stoczyl sie tak nisko.

– Co tam u Riccarda slychac? – powtorzyl.

– Wszystko w porzadku. Prosil, zeby pana pozdrowic.

– Ozenil sie?

– Tak, w zeszlym roku.

– Nalezy pan do tropicieli? – spytal Brunetti, majac na mysli przyjaciol dziennikarza w szeregach policji; pomimo iz od zamachu na Fosce minelo kilka lat, nieformalna ta grupa wciaz szukala bandytow, ktorych kule uczynily z niego kaleke.

– Tak, niestety nic nie odkrylem. A pan?

– Tez nie. – Brunetti poczul satysfakcje, ze kapitan uwaza go za kogos, kto rowniez sie nie poddaje i nie rezygnuje z poszukiwan, choc przez piec lat trop zdazyl mocno wystygnac. – Dzwonil pan do Riccarda w jakims konkretnym celu?

– Tak. Zeby spytac, czy posiada o Faverze jakies informacje, ktore moga sie nam przydac, a do ktorych nie mamy jak dotrzec.

– I co?

– Nic nie wiedzial.

Nagle Brunettiemu przyszlo cos do glowy.

– Dzwonil pan z komendy?

Dzwiek, jaki wydobyl sie z gardla kapitana, mogl od biedy ujsc za smiech.

– Nie.

Brunetti nic nie powiedzial. Dluga cisze przerwalo pytanie della Cortego:

– Ma pan numer bezposredni?

Brunetti podal mu.

– Zadzwonie za dziesiec minut.

Czekajac na telefon della Cortego, Brunetti mial ochote zadzwonic do Fosca i wypytac go o kapitana, ale po pierwsze, nie chcial blokowac linii, a po drugie, uznal, ze sama wzmianka o dziennikarzu stanowi wystarczajaca rekomendacje.

Della Corte zadzwonil po kwadransie. W tle slychac bylo typowe odglosy ruchu ulicznego: warkot silnikow, ryk klaksonow.

– Zakladam, ze panski telefon jest czysty – powiedzial kapitan, z czego wynikalo, ze swojego by tak nie okreslil.

Brunetti ugryzl sie w jezyk; w koncu kto mialby ich podsluchiwac?

– Co sie tam u was dzieje? – spytal tylko.

– Wlasnie zmienilismy przyczyne zgonu – odparl della Corte. – Oficjalnie jest nia teraz samobojstwo.

– Jak to?

– Obecnie badania wskazuja, ze mial dwa miligramy roipnalu we krwi.

– Obecnie? – zdziwil sie Brunetti.

– Obecnie – powtorzyl kapitan.

– Wiec bylby w stanie prowadzic samochod?

– Tak. Rowniez wjechac do garazu i zamknac drzwi, czyli krotko mowiac, popelnic samobojstwo. – Glos della Cortego drzal z gniewu. – Nie znajde sedziego, ktory da mi zgode na podjecie sledztwa w sprawie morderstwa, ekshumacje zwlok i ponowne badania.

– Skad mial pan poprzednie dane, o ktorych mi mowil?

– Rozmawialem z lekarzem, ktory przeprowadzal sekcje; pracuje tu w szpitalu.

– I…?

– Zaraz po dokonaniu sekcji sam zbadal krew, po czym w celu potwierdzenia wyslal probke do laboratorium. Kiedy z laboratorium nadeszly oficjalne wyniki, okazalo sie, ze poziom roipnalu jest znacznie nizszy.

– Moze facet zle odczytal swoje notatki? Czy nie mozna ponownie przebadac probek?

– Zniknely.

– Zniknely?!

Della Corte nawet nie trudzil sie, zeby odpowiedziec.

– A gdzie byly? – spytal Brunetti.

– W laboratorium patologicznym.

– Co sie zwykle dzieje z probkami?

– Po sporzadzeniu oficjalnych wynikow trzymane sa przez rok, potem niszczone.

– A tym razem?

– Kiedy patolog otrzymal oficjalne wyniki, sprawdzil swoje notatki, zeby sie upewnic, czy sie nie pomylil, i natychmiast do mnie zadzwonil. – Della Corte zamilkl na moment. – Potem zadzwonil ponownie, aby powiedziec, ze wtedy popelnil blad.

– Ktos go przekonal?

– Jasne! – rzucil gniewnie della Corte.

– Co mu pan powiedzial?

– Nic. Kiedy zadzwonil po raz drugi, zorientowalem sie, ze to smierdzaca sprawa. Wiec tylko udalem, ze jestem zly. Powiedzialem, ze rozumiem, iz bledy sie zdarzaja, ale nastepnym razem niech bardziej uwaza, kiedy przeprowadza sekcje.

– Uwierzyl panu?

Mimo dzielacej ich odleglosci Brunetti poznal, ze della Corte wzrusza ramionami.

– Kto to wie?

– I co potem?

– Potem zadzwonilem do Fosca, zeby go spytac o pana.

Brunetti uslyszal jakies dziwne metaliczne trzaski i natychmiast przemknelo mu przez mysl, ze moze jego

Вы читаете Smierc I Sad
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату