i weszla do srodka, nie sprawdzajac, czy Brunetti za nia podaza. W waska ulice wjechal samochod. Gdy kierowca dwukrotnie zamrugal swiatlami, Brunetti ruszyl za dziewczyna.
Na pierwszym pietrze otworzyla pierwsze drzwi po prawej i zniknela wewnatrz, pozostawiajac je otwarte. Brunetti zobaczyl niski tapczan nakryty kapa w barwne paski, biurko i dwa krzesla; pojedyncze okno bylo zamkniete i zasloniete zaluzja. Kiedy dziewczyna dotknela kontaktu, w pokoju zapalila sie wiszaca na koncu krotkiego przewodu niskowatowa zarowka nie przyslonieta kloszem.
Nie patrzac na swego klienta, Mara zdjela kurtke i powiesila ostroznie na oparciu jednego z krzesel.
Potem usiadla na brzegu tapczanu, pochylila sie i rozpiela paski butow. Uwolniwszy stopy, westchnela z ulga. Wciaz nie patrzac na Brunettiego wstala, rozpiela spodnice i przerzucila ja przez oparcie tego samego krzesla, na ktorym wisiala kurtka. Pod spodnica nie miala na sobie nic. Wyciagnela sie na tapczanie.
– Musisz doplacic, jesli chcesz dotykac moich piersi – powiedziala, po czym obrocila sie, zeby poprawic kape, ktora niechcacy pofaldowala.
Brunetti usiadl na wolnym krzesle – tym, na ktorym nie lezalo jej ubranie.
– Skad jestes, Maro? – zapytal, mowiac normalnie, bez lokalnego akcentu.
Spojrzala na niego, zdziwiona albo pytaniem, albo zmiana wymowy.
– Posluchaj pan, panie hydraulik – zaczela glosem bardziej znuzonym niz ostrym – nie przyszedles tu rozmawiac, ja tez nie, wiec zalatwmy to szybko, zebym mogla wrocic do pracy, dobrze? – Polozyla sie na plecach i rozsunela nogi.
Brunetti odwrocil wzrok.
– Skad jestes, Maro? – powtorzyl.
Zlaczyla nogi, opuscila je i usiadla na tapczanie.
– Sluchaj, jak chcesz sie pieprzyc, to bierz sie do dziela, dobra? Nie mam czasu tkwic tu cala noc i z toba gadac. A skad jestem, to nie twoja zakichana sprawa.
– Z Brazylii? – zaryzykowal, kierujac sie jej akcentem.
Prychnela gniewnie, wstala i siegnela po spodnice. Trzymajac ja tuz nad podloga, wsunela w nia nogi, po czym podciagnela wyzej i kilkoma szarpnieciami zapiela suwak. Jedna stopa zaczela szukac pod tapczanem butow. Wylowiwszy je, usiadla na skraju tapczana i zaczela zapinac paski.
– Twoj przyjaciel moze pojsc siedziec – oznajmil Brunetti tym samym spokojnym tonem. – Przyjal ode mnie pieniadze. To wystarczy, zeby na kilka miesiecy wyladowal w wiezieniu.
Paski okalajace w kostkach nogi dziewczyny byly juz zapiete na klamerki, lecz Mara ani nie spojrzala na Brunettiego, ani nie wykonala zadnego ruchu, zeby wstac z lozka. Sluchala go, siedzac z pochylona glowa.
– Nie chcialabys, zeby cos takiego go spotkalo, prawda? – spytal komisarz.
Prychnela z niechecia i niedowierzaniem.
– Zastanow sie, Maro, co ci zrobi, kiedy wyjdzie z paki. Bedzie mial do ciebie pretensje, bo nie zorientowalas sie, ze zaczepil cie glina.
Wyciagnela reke.
– Ma pan jakies dokumenty.
Podal jej legitymacje sluzbowa.
– Czego pan chce? – spytala, zwracajac ja.
– Wiedziec, skad jestes.
– Po co? Zeby mogl mnie pan tam odeslac? – Popatrzyla mu prosto w oczy.
– Nie jestem z policji imigracyjnej, Maro. Nie obchodzi mnie, czy przebywasz tu legalnie, czy nie.
– Wiec czego pan chce? – spytala gniewnie.
– Juz powiedzialem. Chce wiedziec, skad jestes.
Wahala sie przez moment, jakby zastanawiala sie, czy udzielenie odpowiedzi moze jej w czyms zaszkodzic, ale nie doszukala sie zadnego podstepu.
– Z Sao Paulo.
Czyli trafnie odgadl brazylijski akcent.
– Od dawna tu jestes?
– Dwa lata – odparla.
– Od poczatku pracujesz jako prostytutka? – spytal, usilujac wypowiedziec ostatnie slowo bez potepienia, jakby stanowilo okreslenie takiego samego zawodu jak kazdy inny.
– Tak.
– Caly czas dla tego samego faceta?
– Nie powiem panu, jak sie nazywa – oznajmila, spogladajac hardo na komisarza.
– Wcale cie o to nie pytam, Maro. Chce tylko wiedziec, czy caly czas od przyjazdu pracujesz dla niego.
Powiedziala cos, ale tak cicho, ze Brunetti nie doslyszal.
– Slucham?
– Nie.
– A caly czas w tym barze?
– Nie.
– Gdzie pracowalas wczesniej?
– Gdzie indziej – odparla wymijajaco.
– Jak dlugo pracujesz w Pinetcie?
– Od wrzesnia.
– Dlaczego?
– Co dlaczego?
– Dlaczego pracujesz teraz w barze?
– Z powodu pogody. Nie nawyklam do chlodow, zeszlej zimy pochorowalam sie przez to ciagle sterczenie na ulicy. Wiec tej zimy pozwolil mi pracowac w barze.
– Rozumiem – rzekl Brunetti. – Ile poza toba ma dziewczyn?
– W barze?
– Tak.
– Trzy.
– A na ulicy?
– Nie wiem. Cztery? Szesc? Nie wiem.
– Czy poza toba sa inne Brazylijki?
– Tak, dwie.
– A inne dziewczyny skad pochodza?
– Nie wiem.
– Jak to jest z tym telefonem?
– Co? – zapytala, wytrzeszczajac oczy; byla szczerze zdumiona.
– Chodzi mi o telefon w barze. Do kogo zwykle ludzie dzwonia? Do twojego faceta?
Pytanie wyraznie ja zdziwilo.
– Nie – odparla. – Wszyscy korzystaja z tego aparatu.
– Ale z kim chca rozmawiac ci, ktorzy dzwonia do baru?
Zastanawiala sie przez moment.
– Nie wiem.
– Nie z twoim facetem?
Wzruszywszy ramionami, odwrocila glowe. Dopiero gdy Brunetti strzelil jej palcami przed nosem, przeniosla na niego wzrok.
– To jak? Dzwoni ktos do niego?
– Czasami – przyznala. Zerknela na zegarek. – Powinnismy juz konczyc.
Brunetti tez spojrzal na zegarek; wlasnie minal kwadrans.
– Ile czasu ci daje?
– Zwykle pietnascie minut. Starszym facetom, jesli to stali klienci, pozwala na troche wiecej. Ale jesli zaraz nie wroce, zacznie mi zadawac pytania. Bedzie chcial wiedziec, dlaczego trwalo tak dlugo.
Nie ulegalo dla komisarza watpliwosci, ze dziewczyna odpowie na kazde pytanie, jakie zada jej alfons. Przez chwile zastanawial sie, czy nie lepiej, aby facet wiedzial, ze interesuje sie nim policja. Popatrzyl na opuszczona