widziec twarzy, zeby to poznac.
– Niska nie jest, ale nie wiem, jakiego koloru ma wlosy. I chyba nie jest stara, choc twarzy nie widzialem.
– Jakie sa numery rejestracyjne wozu?
– Nie wiem.
– Nie widziales?
– Nie. Zawsze daje pieniadze poznym wieczorem, a wszystkie swiatla wozu sa zgaszone.
Brunetti byl przekonany, ze Silvestri lze jak z nut, ale czul, ze wiecej z niego nie wyciagnie.
– Gdzie czeka na ciebie woz?
– Na ulicy. W Mestre. Raz w Treviso. W roznych miejscach. Facet mowi mi przez telefon, gdzie mam sie stawic.
– A dziewczyny? Gdzie je odbierasz?
– To samo. Facet mowi, na ktorym beda rogu i o ktorej po nie podjechac.
– Kto je dowozi?
– Nie wiem. Kiedy przyjezdzam, one juz sa.
– Tak po prostu? Stoja i czekaja?
– Wiedza, ze lepiej nie probowac zadnych sztuczek – oznajmil Silvestri z niespodziewana nuta okrucienstwa w glosie.
– Skad sa?
– Zewszad.
– To znaczy?
– Z roznych miast. Z roznych krajow.
– Jak tu trafiaja?
– Nie rozumiem.
– Jak to sie dzieje, ze trafiaja do… do twojej stajni?
– Przeciez to tylko kurwy. Skad, na milosc boska, mam wiedziec? Nie gadam z nimi. – Silvestri wsunal rece do kieszeni i podnoszac glos, zapytal: – Kiedy mnie pan stad wypusci?
– Ile ich dotad bylo?
– Juz nie moge! – ryknal alfons, zrywajac sie z krzesla i podbiegajac do Brunettiego. – Nie moge! Niech mnie pan stad wypusci!
Brunetti poczekal, az Silvestri cofnie sie na miejsce. Dopiero wtedy zastukal w drzwi. Gravini otworzyl natychmiast. Brunetti wyszedl na korytarz i kiedy funkcjonariusz przekrecil klucz w zamku, powiedzial cicho:
– Za poltorej godziny mozesz go wypuscic.
– Tak jest, panie komisarzu – rzekl Gravini i zasalutowal plecom oddalajacego sie przelozonego.
Rozdzial 22
Po sesji z Mara i jej alfonsem Brunetti nie mial najmniejszej ochoty na spotkanie z wdowa Trevisan i wspolnikiem jej zmarlego meza – bylo to jedno z okreslen Martucciego, niekoniecznie najlepiej oddajace jego role w tej sprawie – lecz mimo to zadzwonil do niej i powiedzial, ze dla dobra sledztwa musi koniecznie porozmawiac z nia i, jesli to mozliwe, z mecenasem Martuccim. Sprawdzono juz ich wersje tego, co robili w wieczor morderstwa Trevisana; pokojowka Trevisanow potwierdzila, ze pani nie wychodzila z domu, a przyjaciel Martucciego oswiadczyl, ze dzwonil do niego o wpol do dziesiatej i zastal go w domu.
Doswiadczenie nauczylo komisarza, ze najlepiej pozwolic, aby podejrzani sami wybrali miejsce na spotkanie z przedstawicielem prawa; z reguly wybierali lokum, w ktorym czuli sie najpewniej, co z kolei dawalo im zludne poczucie, ze panuja nad przebiegiem rozmowy. Tak jak bylo do przewidzenia, signora Trevisan zaproponowala wlasne mieszkanie. Brunetti zjawil sie punktualnie o piatej trzydziesci. Wciaz negatywnie nastawiony do swiata po rozmowie z Frankiem Silvestrim, z gory krzywil sie na mysl o ewentualnych przejawach goscinnosci wdowy; jesli zaoferuje mu drinka, bedzie to oznaczalo, ze udaje kobiete swiatowa; jesli herbate, bedzie to oznaka jej drobnomieszczanstwa.
Ale kiedy signora Trevisan, ubrana w prosta granatowa sukienke, wprowadzila go do salonu, w ktorym znajdowalo sie za malo foteli, a za duzo bibelotow majacych swiadczyc o znakomitym guscie wlascicielki, Brunetti zdal sobie sprawe, ze zbyt wysoko ocenil swoja pozycje. Nikt nie zamierzal traktowac go tu jak przedstawiciela wladz, lecz jak intruza. Wprawdzie wdowa podala mu reke, a Martucci wstal na jego widok, lecz najwyrazniej postanowili zachowac tylko najbardziej podstawowe wymogi uprzejmosci. Ich powazny sposob bycia i posepne miny mialy go przekonac, ze zakloca zalobe; wspolna zalobe po utracie najdrozszego meza i serdecznego przyjaciela. Jednakze po spotkaniu z sedzia Beniaminem Brunetti byl do obojga nastawiony sceptycznie; poza tym wczesniejsza rozmowa z Frankiem Silvestrim nastawila go sceptycznie do calej ludzkosci.
Szybko wyrecytowal zwyczajowe podziekowania za to, ze zechcieli sie z nim zobaczyc. Martucci kiwnal glowa; wdowa Trevisan nie dala zadnego znaku, ze w ogole cokolwiek slyszala.
– Signora Trevisan, pragne uzyskac od pani informacje na temat finansow meza – oswiadczyl Brunetti.
Nie zareagowala; nawet nie spytala, o jakie dokladnie informacje mu chodzi.
– Czy moze mi pani powiedziec, co sie stanie z kancelaria?
– O to moze pan spytac mnie – wtracil Martucci.
– Pytalem pana dwa dni temu – rzekl Brunetti. – Niewiele mi pan powiedzial.
– Obecnie wiem znacznie wiecej.
– Czy to znaczy, ze wdowa udostepnila panu testament? – Brunetti z zadowoleniem spostrzegl, ze jego bezceremonialnosc zaskoczyla ich oboje.
– Signora Trevisan poprosila mnie, zebym poprowadzil sprawy spadkowe jej meza – oznajmil spokojnym, uprzejmym tonem Martucci. – To chyba wszystko wyjasnia.
– Owszem – przyznal Brunetti. Zaskoczylo go, ze Martucci nie daje sie wyprowadzic z rownowagi, ale przeciez byl prawnikiem nawyklym do tego, by panowac nad soba i nie okazywac emocji podczas najbardziej skomplikowanych negocjacji handlowych. – A wiec co sie stanie z kancelaria?
– Signora Trevisan bedzie miala szescdziesiat procent.
Komisarz milczal tak dlugo, ze w koncu Martucci poczul sie zmuszony dodac:
– A ja czterdziesci procent.
– Kiedy sporzadzono testament?
– Przed dwoma laty – odpowiedzial bez wahania prawnik.
– A kiedy pan podjal prace w kancelarii,
Signora Trevisan skierowala swoje blade oczy na Brunettiego i odezwala sie po raz pierwszy, odkad weszli do salonu.
– Chcialabym wiedziec,
– Jej jedynym celem jest uzyskanie informacji, ktore pomoga mi znalezc osobe winna smierci pani meza.
– Uwazam, ze panskie pytania mialyby sens tylko wowczas, gdyby istnial zwiazek miedzy testamentem meza a jego smiercia – oznajmila, opierajac lokcie na poreczach fotela i skladajac dlonie jak do modlitwy. – Czy moze moje rozumowanie wydaje sie panu naiwne?
Kiedy Brunetti nic nie odrzekl, pozwolila sobie na cien ironicznego usmiechu.
– Naiwne, infantylne, prostoduszne? – dodala.
– Cenie prostote, signora – odparl Brunetti, zadowolony, ze przynajmniej jedno z nich udalo mu sie wyprowadzic z rownowagi. – Dlatego zadaje proste pytania, na ktore latwo mozna udzielic odpowiedzi. Jak wlasnie to, jak dlugo signor Martucci pracowal u pani meza.
– Dwa lata – oswiadczyl prawnik.
Brunetti skoncentrowal na nim cala uwage.
– W jaki sposob zmarly rozporzadzil reszta swojego majatku? – zapytal.
Martucci mial zamiar odpowiedziec, gdy wdowa powstrzymala go ruchem dloni.
– Pozwoli pan,