– A wiesz, po co tam polecial?

– Pewnie na wakacje.

– Tak i nie. Ozenil sie tam. Z Hinduska.

W oczach Einara pojawilo sie autentyczne zdumienie.

– Jomann? Z Hinduska?

– Tak. I wlasnie w tej sprawie do mnie zadzwonil. Jego zona miala przyleciec z Frankfurtu. Poprosil, zebym ja odebral, bo musial zostac przy siostrze.

Einar byl wyraznie poruszony. Kalle musial powiedziec wszystko do konca.

– Powiedzial, ktorym samolotem przylatuje, jak sie nazywa i jak wyglada. Byl bardzo zdenerwowany, ze sam nie mogl jej odebrac. Pojechalem wiec… Ale jej nie znalazlem.

– Jak to? – zdumial sie Einar.

– Szukalem wszedzie, ale nie znalazlem.

Wlasciciel kawiarni wpatrywal sie w niego szeroko otwartymi oczami. Tkniety przeczuciem Kalle obejrzal sie ukradkiem; reporterzy rowniez go obserwowali. Jeszcze bardziej znizyl glos.

– Zadzwonilem do niego do szpitala i opowiedzialem, co sie stalo. Doszlismy do wniosku, ze pewnie wziela taksowke i pojechala do jego domu. Miala przeciez adres. Okazalo sie jednak, ze nie przyjechala.

Umilkl. Einar wiedzial juz, do czego zmierza Kalle. Taksowkarz byl bardzo przygnebiony.

– A potem uslyszalem w radio o zabitej kobiecie w Hvitemoen i bardzo sie przestraszylem. Przeciez nie mamy tu wielu cudzoziemcow. Od razu do niego zatelefonowalem.

– I co powiedzial?

– Mowil jakos dziwnie. Nie odpowiadal wprost na pytania. Powiedzial, ze pewnie jeszcze jest w drodze… A ja juz wiedzialem prawie na pewno, ze to ona, ze ktos zabil ja, kiedy do niego jechala. Hvitemoen jest calkiem niedaleko od jego domu, moze z kilometr.

– Wiec wiesz, jak sie nazywala?

Kalle skinal glowa.

– Musisz zadzwonic na policje – stwierdzil stanowczo Einar.

– Chyba nie dam rady. Gunder powinien zadzwonic, ale sie nie odwazy. Udaje, ze nic sie nie stalo.

– Wiec porozmawiaj z nim.

– Jest w szpitalu.

– A co z jego szwagrem?

– Wyjechal do Hamburga.

Kalle nagle poczul sie bardzo zmeczony.

– Policja uruchomila specjalny numer. Mozna dzwonic anonimowo.

– Nie. Jesli zadzwonie, powiem, jak sie nazywam. Przeciez nie zrobilem nic zlego. Ale wtedy od razu do niego pojada.

– Nie zastana go, skoro jest w szpitalu.

– Predzej czy pozniej go znajda. A jesli sie myle?

– To byloby chyba najlepsze, prawda?

– Nie wiem. Nie znam go dobrze. Zawsze trzyma sie na uboczu, malo mowi… Moze ty zadzwonisz?

Einar wzniosl oczy ku niebu.

– Dlaczego ja? Przeciez to ty brales w tym udzial.

Kalle odstawil filizanke.

– Przeciez to tylko jeden telefon, nic wielkiego – dodal Einar.

Uslyszeli donosny smiech Lindy. Jeden z reporterow stal przy jej stoliku.

– Zastanowie sie – mruknal Kalle.

Einar zapalil papierosa. Przez jakis czas obserwowal reporterow pograzonych w ozywionej rozmowie z Linda i Karen, po czym otworzyl drzwi na zaplecze i wszedl do malenkiego pokoiku, w ktorym odpoczywal albo zajmowal sie rachunkami. Za tym pomieszczeniem znajdowala sie chlodnia. Z ciezkim sercem spojrzal na stojaca za drzwiami duza brazowa walizke.

Rozdzial 7

Dziennikarze zlecieli sie jak muchy. Zachowywali sie tak, jakby wioska nalezala wylacznie do nich. Bezustannie polowali, a slowa byly ich bronia. Kazdy z nich mial wlasny niepowtarzalny punkt widzenia. Kazdy sadzil, ze znalazl tytul, jakiego nikt wczesniej nie wymyslil. Robili pelne dramatyzmu zdjecia, na ktorych nic nie bylo widac, poniewaz nie wpuszczono ich na miejsce zbrodni. Mimo to czolgali sie przez trawe i krzaki, chcac za wszelka cene dotrzec tam ze swoimi teleobiektywami. W ten sposob nieludzki w swej potwornosci czyn zostal sprowadzony do niewyraznego ksztaltu przykrytego bialym przescieradlem, z kilkoma zwiednietymi roslinami na pierwszym planie. Dziennikarze wiedzieli, jak przybierac wspolczujacy wyraz twarzy, i doskonale rozumieli gleboko ludzkie pragnienie zaznania chocby pietnastominutowej slawy.

Mlodzi z pewnoscia cieszyli sie z rozgardiaszu. Nareszcie mamy na kim oko zawiesic, powtarzala Karen. Lindzie najbardziej podobali sie mundurowi; jej zdaniem, reporterzy byli zbyt niechlujni. Dziewczyny przestaly chichotac i zaczely zachowywac sie tak, jakby rozumialy groze sytuacji. Dyskutowaly przyciszonym glosem o straszliwej zbrodni, podkreslajac przy kazdej okazji, ze nie mogl jej popelnic zaden z mieszkancow wioski. Badz co badz, mieszkaja tu od urodzenia i dobrze wszystkich znaja.

– Gdzie bylyscie wczoraj okolo dziewiatej wieczorem? – spytal jeden z reporterow.

Obserwowal ich mlode twarze, sluchajac relacji z wydarzen minionego dnia.

– Bylam z nia – powiedziala Linda, wskazujac na Karen.

Karen skinela glowa.

– Wyszlas za kwadrans dziewiata. A dlaczego pan pyta akurat o dziewiata?

– Bo prawdopodobnie okolo tej godziny dokonano morderstwa – odparl dziennikarz. – Wlasciciel sklepu, ktory mieszka niedaleko miejsca zbrodni, mniej wiecej w polowie wieczornych wiadomosci slyszal stlumione krzyki i warkot silnika.

Linda milczala. Widac bylo, ze intensywnie mysli. Nagle splynelo na nia olsnienie. Wracajac do domu od Karen, mijala lake w Hvitemoen. Zaczela sobie przypominac. Jechala na rowerze i musiala ominac samochod zaparkowany na poboczu. Odruchowo zerknela w bok, na lake, i zobaczyla dwoje ludzi, mezczyzne i kobiete. Gonili sie, jakby grali w berka. W pewnej chwili mezczyzna dopadl kobiete i powalil ja na ziemie. Zobaczyla splatane ciala. Zrozumiala, co naprawde widzi: dwoje ludzi, ktorzy chca uprawiac seks, publicznie, na widoku, nie przejmujac sie, ze ona jest tuz obok. Zawstydzilo ja to i zarazem rozbawilo, a nawet zirytowalo, poniewaz sama byla jeszcze dziewica. Od dawna dreczyl ja lek, ze umrze jako stara panna. Dlatego zachowywala sie tak wyzywajaco, jakby zawsze miala ochote na seks. Ale tych dwoje… Zastanowila sie gleboko. Reporterzy czekali. Nagle zaswitala jej niepokojaca mysl. A jezeli to wcale nie byla zabawa? Jesli mezczyzna gonil kobiete, zeby ja zabic? Scigal ja, oboje upadli na ziemie, splatane w walce ciala… Nagle zrobilo jej sie niedobrze. Szybko przelknela nieco napoju.

– Jechalas wtedy rowerem przez Hvitemoen? – zapytal reporter.

– Tak.

Karen doskonale znala przyjaciolke, wiec od razu zauwazyla zmiane w jej zachowaniu.

– To okropne, kiedy teraz o tym mysle. Byc moze to stalo sie zaraz potem…

– Zauwazylas cos podejrzanego? Na drodze albo w poblizu drogi?

Linda pomyslala o czerwonym samochodzie i stanowczo pokrecila glowa.

– Nic. Ani zywej duszy.

– Gdybys jednak cos sobie przypomniala, musisz od razu zawiadomic policje.

Wzruszyla ramionami i stracila zainteresowanie rozmowa. Chwile potem reporterzy wstali od stolika i zarzucili torby na ramie. Wychodzac, spojrzeli z ukosa na Einara stojacego za barem. Karen pochylila sie w strone przyjaciolki.

– A jesli to byli oni? – zapytala z przejeciem.

– Ludzie, ktorych widzialam, byli zajeci czyms innym! – zaprotestowala Linda.

Вы читаете Utracona
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату