towarzyszylo mu lekkie podekscytowanie. Widzac szpare miedzy drzwiami a progiem, mogl od razu stwierdzic, czy Sara jest w domu, czy jej nie ma. Mial rowniez psa, Kollberga. Byla to jego jedyna slabosc. Czasami noca to duze zwierze zakradalo sie do jego lozka; Sejer udawal wtedy, ze spi, lecz czul wyraznie, jak pod ciezarem siedemdziesieciokilogramowego cielska ugina sie materac.
Wszedl do pokoju i skinal glowa Skarremu i Sootowi, siedzacym przy telefonach.
– Wiemy juz, kim byla?
– Nie.
Spojrzal na zegarek.
– Kto dzwoni?
– Glownie ci, ktorzy choc przez chwile chca znalezc sie w centrum uwagi.
– To nie do unikniecia. Jest cos ciekawego?
– Samochody. Dwie osoby widzialy czerwony samochod jadacy w kierunku Hvitemoen, jedna opowiedziala o czarnej taksowce pedzacej w strone miasta. Zwykle na tej drodze jest niewielki ruch, to sie zmienia dopiero miedzy szesnasta a osiemnasta. Byly tez skargi na dziennikarzy. Jakies wiesci?
– Spisujemy zeznania ludzi, z ktorymi rozmawialismy w domach – odparl Sejer. – Probki pojechaly juz do laboratorium. Obiecali mi, ze zajma sie nimi w pierwszej kolejnosci. Nad sprawa pracuje czterdziesci osob. Sprawca nam sie nie wymknie.
Przejrzal liste numerow telefonow, z ktorych dzwoniono. Cztery poczatkowe cyfry wskazywaly na to, ze niemal wszystkie zgloszenia pochodzily z Elvestad i najblizszej okolicy. Ponownie zadzwonil telefon. Skarre wlaczyl zewnetrzny glosnik.
– Halo? Dzwonie z Ehlestad. Nazywam sie Kalle Moe. Czy to policja?
– Tak.
– Ja w sprawie tego, co sie stalo w Hvitemoen…
– Slucham.
– Tak naprawde to chodzi o mojego przyjaciela, a raczej znajomego. To bardzo porzadny gosc, wiec nie chcialbym narobic mu klopotow…
– Ale mimo to zdecydowal sie pan zadzwonic. Moze nam pan pomoc?
Glos nalezal do mezczyzny w srednim wieku, bardzo zdenerwowanego.
– Mozliwe. Widzi pan, tak sie sklada, ze ten moj znajomy od dawna mieszka calkiem sam. Jakis czas temu pojechal na wakacje do Indii.
Na wzmianke o Indiach Sejer zdwoil czujnosc.
– Tak?
– No i potem wrocil.
Skarre czekal. Milczenie sie przedluzalo. Soot pokrecil glowa.
– No wiec po poludniu dwudziestego sierpnia zadzwonil do mnie z prosba o pomoc.
– O pomoc? – zagail Skarre, chcac skierowac rozmowe na wlasciwy tor.
– Jego siostra wyladowala w szpitalu w ciezkim stanie. Miala wypadek.
Znowu milczenie. Skarre zaczal przewracac oczami. Sejer polozyl palec na ustach.
– Musial natychmiast jechac do szpitala, zeby byc przy niej. To okropna sprawa. A do mnie zadzwonil dlatego, ze w tym samym czasie powinien byc na Gardermoen.
– Na lotnisku?
– Tak. Spodziewal sie goscia z zagranicy. Powiedzial mi, nie uwierzy pan, ze podczas tych dwoch tygodni, jakie spedzil w Indiach, zdazyl sie ozenic!
O zaaferowaniu mezczyzny swiadczyly nie tylko jego slowa, ale rowniez piskliwe brzmienie glosu. Skarre usmiechnal sie.
– Mowiac krotko, ta kobieta, ktora mialem odebrac, byla jego zona. Z Indii.
Sejer i Skarre wymienili spojrzenia.
– Ach! – skonstatowal Skarre z usmiechem ujety zapalem rozmowcy.
– Tak sie jednak zlozylo, ze jej nie znalazlem.
Mezczyzna ciagnal skomplikowana opowiesc, a trzej policjanci sluchali uwaznie. Nie ulegalo watpliwosci, ze byla to bardzo wazna informacja, pierwszy krok na drodze ku rozwiklaniu tajemnicy.
– Jej samolot mial wyladowac o szostej, ale ona jakby zapadla sie pod ziemie.
– Dlaczego pana przyjaciel sam sie do nas nie zglosil?
– Tez sie nad tym zastanawiam. Zadzwonilem do niego pozniej, zeby sprawdzic, czy jego zona dotarla na miejsce. Mogla przeciez wziac inna taksowke. Bo ja jestem wlasnie taksowkarzem, zreszta jedynym w Elvestad. Albo mogla pojechac do hotelu czy cos w tym rodzaju. Jakos dziwnie mi odpowiedzial. Wydaje mi sie, ze boi sie w ogole o tym myslec. Nie jest calkiem soba, sprawy chyba go przerosly: wypadek siostry i cala reszta… Wlasnie dlatego dzwonie.
– Jak sie nazywa? – zapytal Skarre, siegajac po dlugopis.
– Gunder Jomann. Mieszka na skraju Elvestad, Blindveien numer dwa. To slepa uliczka. Nie wiem, czy jest teraz w domu. Byc moze siedzi w szpitalu. W kazdym razie bardzo sie niepokoje. Moze sprobowala sama trafic, kiedy nie zobaczyla go na lotnisku, tak jak sie umowili, i po drodze przydarzylo jej sie cos zlego…
– Rozumiem. Czy zna pan jej nazwisko?
– Tak. Zapisalem sobie na kartce i schowalem do kieszonki, ale dzisiaj mam na sobie inna koszule.
– Znajdzie pan te kartke?
– Cholera, nie wiem, czy tamta koszula nie jest juz w praniu! Chyba nie pojedziecie od razu do niego? A jesli sie myle?
– W zadnym razie – zapewnil go Skarre. – Jestesmy panu bardzo wdzieczni za pomoc. Zajmiemy sie tym.
Odlozyl sluchawke. Przez chwile trzej policjanci patrzyli na siebie.
– Jedziemy natychmiast – rzucil Sejer.
Silny snop swiatla omiotl podworze. Gunder sie zdumial. Czyzby to Karsten? Przesunal dlonia po lysiejacej glowie, szybko przeszedl do holu i z ociaganiem otworzyl drzwi. Na widok radiowozu cofnal sie o krok. Sejer wszedl po schodkach i wyciagnal dlon na przywitanie.
– Jomann?
– Tak.
Mial silny uscisk dloni.
– Jestem inspektor Sejer, a to moj kolega Skarre. Mozemy wejsc na chwile?
Gunder poszedl przodem. W salonie zatrzymal sie i przyjrzal mezczyznom. Jeden mial ponad metr osiemdziesiat wzrostu i mogl byc jego rowiesnikiem, drugi byl znacznie mlodszy, z bujnymi jasnymi kedziorami.
– Czy domysla sie pan, co nas sprowadza? – zapytal Sejer.
– Czy… czy to ma cos wspolnego z wypadkiem? – wymamrotal Gunder.
– Chodzi o wypadek panskiej siostry?
– Tak.
– Bardzo mi przykro z powodu tego, co ja spotkalo. Jak ona sie miewa?
– Jest z nia maz, wlasnie wrocil z Hamburga. Obiecal zadzwonic. Marie wciaz nie odzyskala przytomnosci.
Sejer skinal glowa.
– Prawde mowiac, chodzi o cos innego.
Gunder poczul bolesny skurcz serca.
– W takim razie prosze siadac – powiedzial cicho, wykonujac nieokreslony ruch reka.
Byl spiety. Wygladal, jakby chcial uciec. Sejer i Skarre usiedli na kanapie i rozejrzeli sie po schludnym pokoju. Jomann przystanal na moment przy scianie, po czym wrocil do nich.
– Prosze mi wybaczyc, musialem zanotowac cos waznego… Ostatnio duzo sie dzieje, bardzo duzo, zwykle daje sobie rade, ale czasem jest tak, ze wszystko wali sie czlowiekowi na glowe, a wtedy… wtedy…
Przygryzl warge, patrzac na nich z lekiem.
– Jestesmy tu z powodu panskiej zony. Czy dotarla szczesliwie?