Zarumienila sie lekko.

– Mezczyzna byl… na gorze. Widzialam rece i nogi, ale potem musialam znowu patrzec na droge, zeby nie spasc z roweru.

– Slyszala pani cos?

– Ujadanie psa.

– Nic wiecej? Zadnych krzykow, wolania o pomoc, moze smiechu?

– Nic.

– W takim razie wrocmy do samochodu. Co moze mi pani o nim powiedziec?

– Ze byl czerwony.

– Jest wiele rodzajow czerwieni. Jaki to byl kolor?

– Jaskrawoczerwony. Taki jak na wozie strazackim.

– Doskonale. Zwrocila pani uwage na jakies szczegoly? Czy w samochodzie ktos siedzial?

– Nikt. Zajrzalam do srodka.

– Numer rejestracyjny?

– Na pewno norweski, lecz nie zapamietalam.

– Samochod stal przodem do pani, tak jakby nadjechal od strony Elvestad?

– Tak. Jednak nie stal prosto.

– Czy drzwi byly otwarte?

– Po stronie pasazera.

– Zwrocila pani uwage na wnetrze? Bylo ciemne czy jasne?

– Chyba ciemne, ale nie jestem pewna. W kazdym razie lakier byl ladny.

– Rozpoznala pani marke albo model?

– Nie.

– Jest pani pewna, ze nikt pani nie widzial?

– Calkowicie. Byli za bardzo zajeci soba, a poza tym rower nie robi halasu.

Skarre zastanawial sie przez chwile, po czym sie usmiechnal.

– Gdyby czegos pani potrzebowala, prosze zadzwonic do mnie na komende. Tu jest numer.

Wreczyl jej wizytowke. Prawie wyrwala mu ja z rak. JACOB SKARRE. Nie chciala, zeby juz poszedl. Przeciez nie minelo nawet dziesiec minut. Podziekowal i uscisnal jej dlon. Jego reka byla ciepla i silna.

– Jutro poprosimy, zeby pokazala nam pani miejsce, w ktorym ich pani widziala. I to, gdzie stal samochod, najdokladniej jak to bedzie mozliwe. Da pani rade?

– Oczywiscie! – wykrzyknela.

– W takim razie przyslemy rano kogos po pania.

– W porzadku – westchnela rozczarowana.

Kurczowo sciskala wizytowke. Powiedziala juz wszystko, reszta wspomnien byla niewyrazna, pozbawiona szczegolow. Modlila sie, zeby cos waznego przypomnialo jej sie we snie. Musi znowu zobaczyc tego mezczyzne. Nalezal do niej, to na niego czekala. Wszystko bylo takie jak trzeba: twarz, wlosy, mundur. Tak jak to miala w zwyczaju, przechylila glowe i skromnie przymknela oczy… Gdyby czegos pani potrzebowala… ' Co mial na mysli? To moglo byc cokolwiek. „Przyslemy kogos po pania'. Ba! Poszla do lazienki, umyla zeby, wbiegla na pietro, stanela przed lustrem w swoim pokoju i zaczela rozczesywac wlosy dlugimi pociagnieciami grzebienia. Szybko sie naelektryzowaly.

– A wiec ma na imie Jacob – powiedziala do lustra. – Ile moze miec lat? Dwadziescia pare. Na pewno mniej niz trzydziesci. Pojdziemy gdzies razem w sobote, moze do klubu? Nie wpuszcza mnie? Przeciez bede z policjantem, wpuszcza mnie wszedzie! Zakochalam sie? I to jak! – Miala rozpalone policzki. – Mowie ci, Karen, tym razem to dzieje sie naprawde! Tym razem jestem gotowa posunac sie bardzo daleko, zeby dostac to, czego pragne. Bardzo daleko!

Z zewnatrz ponownie dobiegl odglos silnika, tym razem znacznie glosniejszy, basowy, znajomy i zarazem niemily. Matka wrocila do domu. Linda pospiesznie wylaczyla swiatlo i wslizgnela sie pod koc. Nie miala ochoty na rozmowe. Gdyby matka sie dowiedziala, natychmiast przejelaby kontrole, odsuwajac ja na dalszy plan, a przeciez to ona, nie matka, byla swiadkiem. Jak o niej powiedzieli? Kluczowy swiadek. Jestem kluczowym swiadkiem Jacoba, pomyslala, zamykajac oczy. Uslyszala klikniecie zamka na dole; matka weszla do domu. Chwile potem zajrzala do pokoju corki. Linda starala sie oddychac rownomiernie i gleboko. Wkrotce potem w domu zapadla cisza. Myslami Linda byla znowu w domu Karen. Musze juz isc, zadzwonie jutro. Wsiadla na rower. Pierwsza czesc podrozy wiodla lagodnym zjazdem do szosy. Bylo cieplo i przyjemnie. Rower bezglosnie zjezdzal ze wzgorza. Jest piekna pogoda, a ja jade sobie na rowerze. Skup sie, przypomnij sobie wszystko. Drzewa po prawej i lewej, zupelnie pusta szosa. Jestem calkiem sama, ptaki umilkly, bo juz jest wieczor, ale jeszcze nie zapadla ciemnosc. Mijam zakret i zblizam sie do laki w Hvitemoen. Z daleka widze czerwony samochod. Numer rejestracyjny? Nie widze. Do licha! Jestem juz calkiem blisko, musze zjechac na bok. Katem oka dostrzegam jakis ruch po prawej stronie; na lace sa ludzie. Co robia? Ganiaja sie jak dzieciaki, choc sa przeciez dorosli. Ona probuje sie wyrwac, on trzyma ja za ramie. Jest szybszy, to wyglada na zabawe albo taniec. Omijam samochod. W srodku nikogo nie ma, jednak dostrzegam cos bialego na przedniej szybie. Naklejka. Jestem na srodku szosy tuz przed zakretem, musze szybko wrocic na bok, ale jeszcze raz spogladam na lake. Wlasnie upadli w wysoka trawe. Mezczyzna lezy na kobiecie, podnosi reke. Boze, beda sie zaraz kochac na srodku laki, zupelnie oszaleli! Mezczyzna jest w bialej koszuli, kobieta ma ciemne wlosy. On jest znacznie wiekszy, potezniejszy. Wlosy… Czy sa jasne? Minelam ich juz, ogladam sie po raz ostatni. Znikneli w trawie. Tak, mezczyzna mial jasne wlosy, a na szybie samochodu byla naklejka. Koniecznie musze zadzwonic do Jacoba.

Gunder nie mial najmniejszej ochoty wracac do pustego domu. Wolalby spedzic noc na komendzie, w pokoju inspektora Sejera. Blisko bizuterii. Chcial byc pod reka, gdyby dowiedzieli sie czegos o zamordowanej kobiecie. To nie mogla byc Poona! Badz co badz, nie pozwolili mu jej zidentyfikowac. Jestem tchorzem, pomyslal. Powinienem byl tego zazadac. Podziekowal policjantce i powloczac nogami, wszedl po schodkach. Nie zadal sobie trudu, by zamknac za soba drzwi na zamek. Wszedl do salonu i wyjal z szuflady swoje zdjecie z Poona. Zolta torebka. A jesli to pomylka? Przeciez z pewnoscia wyprodukowano setki tysiecy takich torebek. Marie. Moja praca. Wszystko sie rozpada. Co powiedzial ten czlowiek w samolocie? Dusza zostaje na lotnisku. Teraz zrozumial, co tamten mial na mysli. Zalamany, siedzial jeszcze przez jakis czas przy biurku. Wstal, usiadl ponownie, wstal po raz drugi i wyruszyl w bezcelowa wedrowke po domu. Byl jak cma szukajaca swiatla.

Rozdzial 10

W komendzie huczalo jak w ulu. Trzydziestu ludzi pracowalo na pelnych obrotach. Wszyscy byli wstrzasnieci tym, co sie stalo. Cudzoziemka, niedawno po slubie, przyjechala do Norwegii, do swojego nowego domu, i nigdy do niego nie dotarla. Padla ofiara brutalnego ataku. Wszyscy palali zadza odnalezienia i aresztowania sprawcy. Najpierw konferencja prasowa. Co prawda, oznaczalo to strate cennego czasu, ale chcieli spojrzec rodakom w oczy i powiedziec im, jasno i wyraznie: „Zajmiemy sie tym'.

Sejer wolalby nie stawac twarza w twarz z dziennikarzami i kamerzystami, nie widziec lasu mikrofonow na biurku. Czul zlowrozbne swedzenie; cierpial na egzeme, ktora nasilala sie w chwilach stresu. Po jego lewej rece siedzial Holthemann, szef departamentu, a po prawej Karlsen. Nie mial mozliwosci ucieczki. Oczekiwania mediow i obywateli musialy zostac zaspokojone: zdjecia, plan sledztwa, najswiezsze informacje, sklad zespolu, wczesniejsze dokonania jego czlonkow…

A potem sie zaczelo: Czy maja juz podejrzanego? Czy znaja motyw zbrodni? Czy napad mial podloze seksualne? Czy zidentyfikowano ofiare? Czy na miejscu zbrodni znaleziono jakies istotne slady? Czy ustalono wiek i pochodzenie kobiety? Ile wersji zdarzenia bierze sie pod uwage? Czy przeprowadzono zakrojone na szeroka skale przesluchania? Jak duze jest niebezpieczenstwo, ze morderca zaatakuje ponownie?

A skad niby mam to wiedziec, do diabla?! – przemknelo Sejerowi przez glowe. Czy moze cos powiedziec o narzedziu zbrodni? Czy to mozliwe, zeby zabojca nie zostawil zadnych sladow? Czy ten swiadek na rowerze to ktos miejscowy? Reporterzy notowali pospiesznie. Sejer wlozyl do ust dropsa. Lzawily mu oczy.

– Kiedy beda wyniki sekcji zwlok?

Вы читаете Utracona
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату