– Nie, w komorce na podworku!
Znowu cisza.
– W komorce? – powtorzyl z niedowierzaniem. – Lindo, jest srodek nocy, a ja nie jestem na sluzbie, wiec…
– Wiem!
– Kiedy to sie stalo?
Ponownie spojrzala na zegar.
– Nie jestem pewna. Chyba okolo polnocy.
– I dzwonisz dopiero teraz?
Zbesztala sie w myslach za to, ze nie zaalarmowala go od razu. Przeciez jednak musiala sie przebrac na wypadek, gdyby ktos przyjechal.
– Jesli naprawde chcesz cos zglosic, musisz zadzwonic pod alarmowy numer policji. Skoro jednak zadzwonilas do mnie, to wlasciwie mozesz opowiedziec dokladnie, co sie stalo.
Sadzac po glosie, juz sie calkiem obudzil. Zaczela opowiadac o trzaskajacych na wietrze drzwiach, o tym, jak wyszla je zamknac, o mezczyznie, ktory wyskoczyl z ciemnosci i probowal ja udusic, o tym, jak rzucil ja na ziemie i przytrzymal. I o ostrzezeniu, ze ma nikomu nic nie mowic. Rozplakala sie, trzymajac reke na obolalej szyi.
– Zrobil ci cos? – zapytal lagodnie.
– Nie. Wlasciwie nie, ale gdyby chcial, moglby mnie zabic. Byl bardzo silny.
– A gdzie jest twoja matka?
– Pracuje – wyszeptala Linda.
– Jeszcze nie wrocila?
– Powinna przyjechac nad ranem.
– Zadzwonilas do niej?
– Nie.
Slyszala w sluchawce jego oddech.
– Widzialas go dokladnie?
– W ogole go nie widzialam. W komorce jest zupelnie ciemno. Ale wydaje mi sie, ze byl wysoki. Bardzo wysoki. Chyba potrzebuje ochrony. On zrobi wszystko, zeby powstrzymac mnie przed zeznawaniem w sadzie.
– Watpie, zeby tego od ciebie oczekiwano. Twoje zeznania nie sa az tak wazne.
– Najwyrazniej on o tym nie wie.
Przygryzla warge przestraszona, ze znowu ja zlekcewazy.
– Dlaczego nie zawiadomilas matki?
Pociagnela nosem.
– Zawsze mowi mi, ze przesadzam.
– A przesadzasz?
– Nie!
– W takim razie zadzwon do niej natychmiast i powiedz, co sie stalo. Ma komorke?
– Tak. Czy moze pan przyjechac?
– Lindo, znowu zadzwonilas do mnie do domu, wiec jedyne, co moge zrobic, to przyslac kogos, zeby…
– Nie o to mi chodzi!
Skarre westchnal gleboko.
– Sprobuj skontaktowac sie z matka. Na pewno dasz sobie rade. Porozmawiaj z nia i wspolnie zdecydujcie, czy chcesz zlozyc oficjalne zawiadomienie.
Linda poczula ogromny ciezar w piersi.
– Nie wierzy mi pan… – wyszeptala.
– Wierze, ze rzeczywiscie sie boisz – odparl Skarre wymijajaco. – To, co zdarzylo sie w Elvestad, naprawde bylo okropne. Wszyscy sie boja. To normalne.
Linda nie byla w stanie wykrztusic ani slowa. Nie wierzyl jej, slyszala to w jego glosie. Byl zirytowany. Rozmawial z nia jak z dzieckiem przylapanym na klamstwie. Zakrecilo jej sie w glowie, oparla sie o stol. Kolana ugiely sie pod nia. Cokolwiek robila, wszystko szlo nie tak, jak nalezy. Opowiedziala wszystko zgodnie z prawda: zauwazyla dwoje ludzi na lace. Wygladalo na to, ze sie bawia. Nie twierdzila, ze byla swiadkiem morderstwa. Powiedziala, ze tamten samochod tylko przypominal samochod Gorana. Wydawalo jej sie, ze to moze byc wazne, bo przeciez ciagle mowili o tym w radio i telewizji. A teraz, kiedy zaczelo sie cos dziac, przestali jej wierzyc. Wszyscy byli przeciwko niej.
– Koniecznie zadzwon do matki, opowiedz jej o wszystkim, a potem poloz sie spac. Twoja matka zadzwoni na policje, jesli uzna, ze to konieczne.
Odlozyla sluchawke i poszla na gore. Miala wrazenie, ze pograza sie w letargu. Lezala w lozku i gapila sie na grudke na suficie, ktora kiedys byla pajakiem. Zewszad otaczali ja wrogowie. Traktowali ja jak smarkule. Nagle znowu ogarnal ja strach i zrobilo jej sie zimno. Otulila sie koldra, zacisnela powieki. Nie chciala dzwonic do matki. Chciala byc sama, chciala stac sie niewidzialna, nie zawracac nikomu glowy. Nikogo nie oskarzac, nie skladac zadnych zeznan, nie witac sie z nikim, nikomu nie wchodzic w droge. Zrozumiala, ze chca sie jej pozbyc, ale nie wiedziala dlaczego. Szumialo jej w uszach. Lezala nieruchomo, czekajac na dzien. O czwartej rano uslyszala klucz w zamku, a zaraz potem kroki na schodach. Drzwi do jej pokoju uchylily sie odrobine. Udawala, ze spi. Jak tylko matka polozyla sie spac, Linda wlaczyla swiatlo i podeszla do lustra. Slady na szyi zblakly. Czy to naprawde mogl byc Goran? Glos nie byl podobny. Czlowiek, ktory na nia napadl, byl wyzszy od niego. Czy odwazy sie jeszcze wyjsc na dwor, pojechac do szkoly autobusem albo rowerem? A jesli on ja obserwuje, sledzi? Wrocila do lozka. Mijaly godziny. Wreszcie przez zaslony zaczelo sie saczyc swiatlo dnia, w ogrodzie odezwaly sie taki. Teraz, kiedy w domu byla matka, poczula sie odrobine bezpieczniej. Zasnela, a kiedy sie obudzila, ktos stal przy lozku. Zblizalo sie poludnie.
– Jestes chora? – zapytala matka z niepokojem.
Linda odwrocila sie plecami.
– Nie idziesz do szkoly?
– Nie.
– Co sie dzieje?
– Boli mnie glowa.
– Dlaczego nastawilas pranie i zostawilas rzeczy w pralce? Moglabys mi przynajmniej odpowiedziec!
Ale Linda milczala. Dobrze bylo tak lezec i nic nie mowic. Nigdy juz nic nie powie.
Rozdzial 18
Wedlug raportu z sekcji zwlok, narzedzie zbrodni mialo gladka powierzchnie. To wyeliminowalo mlotek z listy potencjalnych obiektow. Narzedzie bylo ciezkie albo sprawca wyjatkowo silny – lub obie te rzeczy rownoczesnie. Sejer w zamysleniu kartkowal raport. Nie dawalo mu spokoju, ze sprawca w zaden sposob nie staral sie ukryc zbrodni. Popelnil ja niemal w bialy dzien, na lace, zaledwie kilka metrow od domu Gunwalda. Oczywiscie, jesli nie pochodzil z tej okolicy, mogl nie wiedziec o tym, ze w poblizu ktos mieszka, jednak do takich napasci dochodzilo zwykle pod oslona ciemnosci. Ten czlowiek nie zjechal jednak z szosy do lasu. Dzialal pod wplywem impulsu, wszystko wydarzylo sie nagle. Z jakiegos powodu ogarnela go ogromna zadza niszczenia. Zaatakowal z rzadko spotykana sila. Jesli cos takiego przydarzylo mu sie po raz pierwszy, z pewnoscia mocno go to przerazilo. Powinien to w jakis sposob okazac, ale byc moze dopiero za jakis czas. Moze zacznie pic albo stanie sie bardziej agresywny, albo wrecz przeciwnie: zamknie sie w sobie, w milczeniu skrywajac okropna tajemnice.
W drzwiach pojawil sie Jacob Skarre. Byl zmeczony, co nieczesto mu sie zdarzalo.
– Pozno poszedles spac? – zagadnal Sejer.
– O drugiej w nocy zadzwonila Linda Carling. – Inspektor uniosl brwi. Skarre zamknal za soba drzwi. – Martwie sie – dodal.
– Nie musisz traktowac jej jak corki.
– Martwie sie o siebie.
Sejer wskazal mu krzeslo.