na glowie. A moze wybralam go wlasnie dlatego, czy ja wiem. Nie mow nic. Wszystko przemysl. Nie dzwon do mnie. Wieczorem tez nie. Przyjde na twoj mecz, a po meczu zabiore Audrey na kielicha. Ma dzis urodziny. Zanocuj w domu. Porozmawiamy jutro, zgoda? Jutro?
– Jutro – zgodzil sie Myron.
ROZDZIAL 20
Przy biurku w recepcji siedziala Wielka Cyndi. „Siedziala” to niewlasciwe slowo. Na ten widok przychodzil na mysl przyslowiowy wielblad, probujacy przecisnac sie przez ucho igielne. Blat biurka, ktorego nogi wisialy w powietrzu, kolysal sie na jej kolanach jak hustawka. Kubek z kawa niknal w dloniach wielkich jak jaski. Krotkie szpikulce wlosow bily dzis w oczy rozem. Makijaz kojarzyl mu sie z wypadkiem z kredkami swiecowymi, ktorymi wymazal sie w dziecinstwie, a biala szminka na ustach z filmem dokumentalnym o Elvisie.
Zazwyczaj Cyndi witala go warknieciem. Dzis jednak usmiechnela sie i zatrzepotala powiekami, przerazajac go o wiele bardziej niz zwykle. Wygladala jak Bette Davis w
– Pierwsza linia? – spytal.
Pokrecila przeczaco glowa. Ruchy jej palca przyspieszyly. Spojrzala na sufit. Myron podazyl za jej wzrokiem, ale nie dostrzegl niczego. Cyndi przewrocila oczami. Na twarzy miala nieruchomy usmiech cyrkowego klauna.
– Nie rozumiem – wyznal.
– Win chce sie z panem widziec – wyjasnila. Myrona zaskoczyl jej glos, uslyszal go po raz pierwszy.
Brzmial tak pewnie jak glos hostessy programu kablowej sieci handlowej, w ktorym nie milkna telefony od wdziecznych klientow opisujacych nader szczegolowo, jak bardzo odmienilo sie ich zycie po zakupie zielonej wazy w ksztalcie gory Rushmore.
– Gdzie Esperanza? – spytal.
– Jest milutki.
– Czy Esperanza jest w biurze?
– Uznal, ze to wazna sprawa.
– Ja tylko…
– Pan do niego idzie – przerwala mu Cyndi – i nie kontroluje swojej nieocenionej partnerki.
Usmiechnela sie milo.
– Ja jej nie kontroluje. Chce sie tylko dowiedziec…
– Gdzie jest biuro Wina. Dwa pietra wyzej.
Lyknela kawy, wydajac dzwiek, okreslany niezobowiazujaco przez pewne osoby „siorbnieciem”. Dzwiek, po ktorym losie w promieniu trzech stanow rzucaja sie na poszukiwanie samic.
– Powiedz jej, ze tu wroce – rzekl.
– Oczywiscie. – Cyndi zatrzepotala rzesami przypominajacymi dwie tarantule w przedsmiertnych drgawkach. – Milego dnia.
Okna naroznego gabinetu Wina wychodzily na Piecdziesiata Druga Ulice i Park Avenue. Zloty chlopiec firmy Lock – Horne Securities zaslugiwal na najlepszy widok. Myron zaglebil sie w luksusowym skorzanym fotelu w kolorze burgunda. Na pokrytych boazeria scianach wisialo kilka obrazow przedstawiajacych polowanie na lisa. Dziesiatki dzielnych jezdzcow w czarnych toczkach, czerwonych zakietach, bialych bryczesach, czarnych butach gonilo ze strzelbami i psami za malym futrzastym stworzeniem, by go dopasc i zabic. To nie bylo fair play. Raczej gruba przesada. Jak zapalanie papierosa miotaczem plomieni.
Win pisal na laptopie, wygladajacym bardzo samotnie na pustkowiu jego ogromnego biurka.
– Na dyskietkach nagranych w domu Grega znalazlem cos ciekawego – powiedzial.
– Tak?
– Nasz znajomy, pan Downing, mial adres internetowy w portalu America Online. Ten liscik otrzymal w sobote.
Win obrocil laptop tak, zeby Myron mogl przeczytac na ekranie:
Temat: Seks!
Data: 03 11 14:51:36 wsch.
Od: Wrzebabka
Do: Downing 22
Spotkajmy sie o dziesiatej. W umowionym miejscu. Przyjdz. Obiecuje ci najbardziej upojny wieczor, jaki mozna sobie wyobrazic.
F.
Myron podniosl wzrok.
– Najbardziej upojny wieczor, jaki mozna sobie wyobrazic? – spytal.
– Napisane z polotem, co?
Myron skrzywil sie.
Win przylozyl reke do serca.
– Nawet jesli jest to obietnica bez pokrycia, gotowosc pani F. do ryzyka i oddanie swojemu rzemioslu budza podziw.
– Mhm – mruknal Myron. – A kim jest ta F.?
– W AOL brak uzytkownika o nazwie Wrzebabka – odparl Win. – Co o niczym nie swiadczy. Wielu uzytkownikow nie ma nazw. Nie chca, zeby wszyscy znali ich prawdziwe nazwisko. Przypuszczam jednak, ze F. to kolejny pseudonim naszej przedwczesnie zmarlej Carli.
– Znamy juz jej prawdziwe nazwisko – powiedzial Myron.
– Tak?
– Liz Gorman.
Win uniosl brew.
– Slucham?
– Liz Gorman. Z Brygady Kruka.
Myron zrelacjonowal rozmowe z Fredem Higginsem. Win rozsiadl sie w fotelu i zlozyl dlonie koniuszkami palcow. Z jego twarzy jak zwykle nie dalo sie nic wyczytac.
– Ciekawie, coraz ciekawiej – rzekl, kiedy Myron skonczyl.
– Powstaje pytanie: jaki zwiazek moze laczyc Grega Downinga z Liz Gorman?
– Silny. – Win wskazal glowa laptop. – Mozliwosc spedzenia najbardziej upojnego wieczoru, jaki mozna sobie wyobrazic, jesli ktos da wiare tej hiperboli.
– Wieczoru z Liz Gorman?!
– Czemu nie – odparl Win prawie obronnym tonem. – Nikogo nie wolno dyskryminowac z powodu wieku czy implantow.
Znalazl sie obronca rownych praw.
– Nie w tym rzecz. Wprawdzie nikt nie nazwal Liz Gorman slicznotka, ale zalozmy, ze Grega ona rajcuje…
– Jakis ty plytki, Myronie. – Win z rozczarowaniem pokrecil glowa. – Nie przyszlo ci do glowy, ze Greg dostrzegl w niej nie tylko powierzchownosc? Miala badz co badz duze piersi.
– Jak w kazdej dyskusji o seksie pomijasz sedno sprawy.
– To znaczy?
– Jakim cudem zawarli znajomosc.
Win ponownie zlozyl dlonie, bebniac koniuszkami palcow po nosie.
– Uhm – mruknal.
– Wlasnie, uhm. Oto kobieta, ktora od ponad dwudziestu lat sie ukrywa. Podrozuje po calym swiecie, zapewne nigdzie dlugo nie zagrzewa miejsca. Dwa miesiace temu obrabowuje bank w Arizonie. Pracuje jako kelnerka w malutkim barze na Dyckman Street. Jak ktos taki mogl poznac Grega Downinga?
– To trudne, lecz nie niemozliwe – odparl Win. – Jest na to mnostwo przykladow.