Biedactwo.
– Dobrze wiesz, ze chodzi o cos wiecej.
Win opuscil reke i pokrecil glowa.
– Nieprawda, przyjacielu. Prawdziwe bylo jedynie cierpienie. Reszta twoich uczuc to okrutna zluda.
– Naprawde tak sadzisz?
– Tak.
– O wszystkich zwiazkach?
Win pokrecil glowa.
– Tego nie powiedzialem.
– A co z nasza przyjaznia? Tez jest okrutna zluda?
– Nie mowimy o nas.
– Probuje zrozumiec…
– Nie ma nic do zrozumienia – przerwal mu Win. – Zrob, co uznasz za najlepsze. Powiedzialem: ze mna nie ma co omawiac takich spraw.
Zamilkli. Przed nimi wylonila sie hala. Przez lata nazywano ja Arena Brendana Byrne’a, od nazwiska niepopularnego gubernatora, sprawujacego urzad w czasie, gdy budowano kompleks Meadowlands. Ostatnio jednak poszukujace kapitalu wladze sportu przemianowaly ja na Arene Continental Airlines nazwa ta wprawdzie nie wpadala w ucho, ale poprzednia tez nie wyrywala z piersi piesni. Hanba, zakrzykneli z wielkim oburzeniem na te zniewage Brendan Byrne i jego dawni sluzalcy. To spuscizna gubernatora. Jak mozna mu to zrobic. Myron nie mial wszakze nic przeciwko zmianie nazwy. Bo jaki byl wybor? Sciagnac z amerykanskich podatnikow dwadziescia siedem milionow dolarow czy zranic proznosc polityka? Konkurencja bardzo nierowna.
Spogladajac na przyjaciela, wpatrzonego w droge i mocno sciskajacego kierownice, Myron powrocil myslami do ranka sprzed lat pieciu. Kiedy po odejsciu Jessiki snul sie bez celu po domu, do drzwi zapukal Win.
– Chodz – powiedzial bez zadnych wstepow. – Wynajme ci dziewczyne. Musisz spuscic z krzyza.
Myron pokrecil przeczaco glowa.
– Na pewno nie? – upewnil sie Win.
– Na pewno.
– Wobec tego zrob cos dla mnie.
– Co?
– Nie wychodz z domu, zeby sie zalac. Bylby to straszny banal.
– Spuszczenie z krzyza nie jest banalem?
Win sznurowal usta.
– Jest, ale znosnym – odparl, zawrocil i wyszedl.
I na tym stanelo. Nigdy potem nie wrocili w rozmowie do zwiazku Myrona z Jessica. Odgrzanie tego tematu bylo bledem.
Win nie bez powodu byl, jaki byl. Myron spojrzal na przyjaciela, szczerze mu wspolczujac. Win traktowal zycie jako ciagla lekcje, jak o siebie dbac. Wyniki nie zawsze okazywaly sie piekne, lecz zwykle skuteczne. Nie zerwal z ludzkimi uczuciami, nie dzialal jak robot, choc czasami chcialby ludzie tak o nim mysleli. Po prostu nauczyl sie im nie ufac i nie polegac na innych. Niewiele osob lubil, ale jesli juz kogos kochal, to niezwykle mocno. Reszta swiata znaczyla dla niego niewiele.
– Zalatwie ci miejsce blisko Maggie Lomot – powiedzial Myron.
Win skinal glowa i zaparkowal. Myron podal nazwisko sekretarce i wprowadzono ich do gabinetu. Zastali juz tam Calvina Johnsona, ktory stal po prawej rece Clipa. Siedzacy przy biurku Clip wygladal dzis starzej. Policzki mial poszarzale, podgardle bardziej obwisle. Wstal, ale chyba z wiekszym wysilkiem.
– Pan Lockwood, jesli sie nie myle – powiedzial, wpatrujac sie w Wina.
Wiedzial o nim, byl dobrze przygotowany.
– Tak – odparl Myron.
– Pomaga nam w klopotach?
– Tak.
Myron przedstawil ich sobie, wymienili usciski dloni, usiedli. Win, jak zwykle w takich sytuacjach, milczal. Oczami wedrowal po pomieszczeniu, nie pomijajac niczego. Zanim sie odezwal, lubil dobrze sie przyjrzec nieznajomym, zwlaszcza na ich gruncie.
– A wiec, jak sie sprawy maja? – zagadnal Clip z wymuszonym usmiechem.
– Zatrudniajac mnie – zaczal Myron – wyrazil pan obawe, ze odkryje cos kompromitujacego. Chcialbym wiedziec co.
Clip przybral rozbawiona mine.
– Nie bierz tego do siebie, Myron – rzekl ze smiechem – ale gdybym to wiedzial, nie musialbym cie wynajmowac.
– Nie mowi pan wszystkiego.
– Slucham?
– Greg zniknal wczesniej.
– No i?
– Na poczatku nie spodziewal sie pan kompromitacji. Skad ta zmiana?
– Juz powiedzialem. Czeka mnie glosowanie wlascicieli.
– To pana jedyne zmartwienie?
– Skadze. Martwie sie rowniez o Grega…
– Ale po jego zniknieciu nie wynajal pan nikogo. Czego sie pan boi?
Clip wzruszyl ramionami.
– Chyba niczego. Po prostu dmucham na zimne. A bo co? Cos odkryles?
– Pan nigdy nie dmucha na zimne. Jest pan ryzykantem. Zawsze pan taki byl. Wymienial pan popularnych, sprawdzonych repow na niewyprobowanych debiutantow. Z reguly przedkladal pan agresywny atak nad wzmacnianie obrony. Nigdy nie bal sie pan postawic wszystkiego na jedna karte.
– Ta strategia ma to do siebie, ze mozna tez sporo stracic. Czasem bardzo duzo. – Clip usmiechnal sie blado.
– Co pan stracil tym razem?
– Jeszcze nic. Jezeli Greg nie wroci, moze to kosztowac moj zespol mistrzostwo NBA.
– Ja nie o tym. Chodzi o cos wiecej.
– Przykro mi. – Clip rozlozyl rece. – Naprawde nie wiem, o czym mowisz. Po zniknieciu Grega uznalem, ze jest sens cie wynajac. Owszem, wczesniej tez znikal, nigdy jednak tak pozno w sezonie i nie wtedy, gdy bylismy tak blisko mistrzostwa. To do niego niepodobne.
Myron spojrzal na Wina. Mial znudzona mine.
– Zna pan Lize Gorman? – spytal Clipa.
Katem oka dostrzegl, ze Calvin lekko sie wyprostowal.
– Nie. A powinienem?
– A kobiete o imieniu Carla albo Sally?
– Slucham? Pytasz, czy znam kobiete…
– Poznana ostatnio. Lub zwiazana jakos z Gregiem Downingiem.
Clip pokrecil przeczaco glowa.
– Calvin?
Calvin zrobil to samo, lecz z malym opoznieniem.
– Skad to pytanie?
– Poniewaz to z nia spotkal sie Greg wieczorem, kiedy zniknal.
Clip usiadl prosto, z szybkoscia peemu wyrzucajac z ust slowa:
– Odszukaliscie ja? Gdzie ona jest? Moze sa razem. Myron ponownie spojrzal na Wina. Tym razem Win ledwo dostrzegalnie skinal glowa. Tez to zauwazyl.
– Nie zyje – odparl Myron.
Z twarzy Clipa spelzly kolory. Calvin milczal, tylko skrzyzowal nogi. Jak na Johnsona Mrozonke, byl to ruch nie lada.
– Nie zyje?