– Konkretniej, zamordowano ja.
– O moj Boze!…
Clip skakal spojrzeniem od twarzy do twarzy, jakby szukal w nich odpowiedzi lub pocieszenia. Nie znalazl.
– Na pewno nie slyszal pan o Liz Gorman, Carli ani Sally? – spytal Myron.
Clip otworzyl i zamknal usta. Nie wydal zadnego dzwieku.
– Zamordowano? – powtorzyl.
– Tak.
– Byla z Gregiem?
– Jako ostatni widzial ja przy zyciu. Jego odciski palcow znaleziono w miejscu zbrodni.
– Miejscu zbrodni? – Clipowi drzal glos, patrzyl nieprzytomnie. – Moj Boze, krew w suterenie. Zwloki byly w domu Grega?
– Nie. Ta kobieta zginela w swoim mieszkaniu w Nowym Jorku.
– Przeciez krew znalazles w suterenie Grega – zdziwil sie Clip. – W pokoju zabaw.
– Tak. Ale zniknela.
– Zniknela? – spytal Clip zmieszanym i nieco poirytowanym tonem. – Jak to zniknela?
– Uprzatnieto ja. – Myron utkwil w nim spojrzenie. – W minionych dwoch dniach ktos wszedl do domu Grega i probowal zatuszowac skandal.
Clip sie wzdrygnal.
– Myslisz, ze to ja? – spytal z naglym ozywieniem w oczach.
– Tylko panu powiedzialem, ze znalazlem tam krew. Chcial pan to utrzymac w tajemnicy.
– Decyzje zostawilem tobie – odparowal Clip. – Powiedzialem, ze ja uszanuje, nawet jesli uznam, ze jest niewlasciwa. Oczywiscie, ze zalezy mi na uniknieciu skandalu. To normalne. Ale czegos takiego bym nie zrobil. Przeciez mnie znasz, Myron.
– Mam wykaz rozmow telefonicznych tej kobiety. Dzwonila do pana cztery dni przed smiercia.
– Jak to: dzwonila do mnie?
– W wykazie jest numer telefonu panskiego biura. Clip zaczal mowic, urwal i zaczal od nowa.
– No coz, byc moze dzwonila, co wcale nie znaczy, ze do mnie – odparl tonem dalekim od pewnosci. – Moze rozmawiala z moja sekretarka.
Win odchrzaknal, a potem przemowil po raz pierwszy od wejscia do gabinetu.
– Panie Arnstein.
– Tak.
– Z calym naleznym szacunkiem, ale coraz trudniej mi zniesc panskie lgarstwa.
Clipowi opadly kaciki ust. Przywyklby mlodsi mu kadzili, a nie zarzucali klamstwo.
– Slucham?
– Myron bardzo pana powaza – ciagnal Win. – To godne podziwu. Bo nielatwo zasluzyc sobie na jego szacunek. Ale pan znal zabita. Rozmawial pan z nia przez telefon. Mamy dowod.
– Jaki dowod? – spytal Clip, mruzac oczy.
– Po pierwsze, wyciag rozmow…
– Juz powiedzialem…
– Po drugie, panskie slowa – dokonczyl Win.
Na twarzy Clipa pojawila sie czujnosc.
– O czym pan mowi? – spytal wolno.
Win zlozyl dlonie koniuszkami palcow.
– Wczesniej Myron spytal, czy zna pan Liz Gorman lub kobiete o imieniu Carla albo Sally. Pamieta pan?
– Tak. Zaprzeczylem.
– Wlasnie. A potem powiedzial panu… przytocze dokladnie jego slowa, bo to wazne: „to z nia spotkal sie Greg wieczorem, kiedy zniknal”. Niezreczne zdanie, zgoda, ale wypowiedziane z zamyslem. Pamieta pan dwa swoje kolejne pytania, panie Arnstein?
– Nie.
Clip chyba sie pogubil.
– Brzmialy one, znow zacytuje dokladnie: „Odszukaliscie ja? Gdzie ona jest?”.
Win zamilkl.
– Tak, i co z tego?
– Powiedzial pan, ja” i „ona”. A przeciez Myron spytal pana, czy zna pan Liz Gorman, Carle albo Sally. Czy z jego slow nie wynikalo, ze chodzi o trzy rozne kobiety? O „nie”, nie o „nia”. Ale pan od razu uznal, ze te trzy imiona naleza do jednej. Czy to nie dziwne?
– Co?! – wybuchnal Clip. – I pan to nazywa dowodem?!
Win pochylil sie w fotelu.
– Dobrze pan zaplacil Myronowi za fatyge. W zwyklych okolicznosciach zalecilbym mu dalsze uslugi dla pana. Chce pan przeszkodzic w sledztwie wszczetym z wlasnej inicjatywy, wolna droga. Poradzilbym, zeby wzial pieniadze i pilnowal swego nosa. Ale Myron by mnie nie posluchal. Jest wscibski. A co gorsza, holduje staroswieckiemu nakazowi przyzwoitosci, nawet gdy go o to nie prosza.
Win wzial oddech i usiadl wygodnie w fotelu, delikatnie stukajac o siebie koniuszkami palcow. Oczy wszystkich byly zwrocone na niego.
– Rzecz w tym, ze kobiete zamordowano. W dodatku ktos majstrowal w miejscu zbrodni. Zniknela tez osoba, ktora rownie dobrze moze byc morderca, jak i nastepna ofiara. Innymi slowy, zachowanie w tej sytuacji klapek na oczach moze sie okazac zbyt niebezpieczne, a ewentualne koszty moga przewyzszyc potencjalne korzysci. Jako biznesmen, panie Arnstein, powinien pan to zrozumiec.
Clip milczal.
– Przejdzmy zatem do rzeczy. – Win rozlozyl i zlozyl dlonie. – Wiemy, ze ofiara morderstwa rozmawiala z panem. Albo zdradzi nam pan, co panu powiedziala, albo wymienimy usciski dloni i sie rozstaniemy.
– Najpierw rozmawiala ze mna – odezwal sie Calvin.
Poprawil sie na krzesle. Unikal spojrzenia Clipa, ale niepotrzebnie. Clip nie przejal sie wyjsciem prawdy na jaw. Zapadl sie glebiej w siedzenie – przypominal balon, z ktorego uchodzi powietrze.
– Uzyla imienia Carla.
Win skinal krotko glowa i umoscil sie w fotelu. Zrobil swoje. Wodze byly znow w rekach Myrona.
– Co powiedziala? – spytal Myron.
– Ze ma jakies brudy na Grega. Zagrozila, ze to zniszczy zespol.
– Jakie brudy?
– Nie dowiedzielismy sie – wlaczyl sie ponownie do rozmowy Clip. Zawahal sie. Zeby zyskac na czasie czy moze sie pozbierac? – Nie chcialem cie oklamac, Myron. Przepraszam. Probowalem chronic Grega.
– Pan tez z nia rozmawial? Clip skinal glowa.
– Calvin przyszedl do mnie po jej telefonie. Drugi raz rozmawialismy z nia obaj. Za milczenie zazadala pieniedzy.
– Duzo?
– Dwadziescia tysiecy. Mielismy sie spotkac w poniedzialek wieczorem.
– Gdzie?
– Nie wiem – odparl Clip. – Miejsce miala nam podac w poniedzialek rano, ale nie zadzwonila.
Martwi rzadko dzwonia, pomyslal Myron.
– Nie zdradzila wam swojej wielkiej tajemnicy?
Clip i Calvin wymienili pytajace spojrzenia. Calvin skinal glowa.
– Nie musiala – rzekl z rezygnacja Clip. – Wiedzielismy.
– Co?
– Greg uprawial hazard. Byl winien mnostwo pieniedzy Jakims oprychom.
– Wiedzieliscie, ze sie hazarduje?
– Tak – przyznal Clip.
– Skad?
– Powiedzial mi.