8
Jessica pachniala wspaniale.
Stala tuz przy nim na poczcie w polnocnym Hoboken. Z jej swiezo umytych wlosow bila won, ktora staral sie wyrzucic; z pamieci przez cztery lata. Ich zapach go odurzal.
– Tak wyglada zabawa w detektywa?
– Ekscytujaca, co?
Przyjechali o wpol do siodmej i przez wieksza czesc godziny starali nie rzucac sie w oczy, o co trudno w przypadku mezczyzny mierzacego ponad metr osiemdziesiat i kobiety powalajacej uroda. Ale nikt w tym czasie nie tknal skrytki numer 785.
Niebawem zrobilo sie nudno. Jessica przyjrzala sie cenom na roznych skrzynkach. Nie bylo to zbyt ciekawe. Ciekawsze byly ogloszenia. Przeczytala wszystkie. Listy goncze w urzedzie pocztowym? Zacheta do nawiazania korespondencji ze sciganym?
– Umiesz rozerwac dziewczyne – powiedziala.
– Nie darmo mam przydomek Wesoly Kapitan.
Rozesmiala sie. Od jej melodyjnego smiechu scisnelo go w zoladku.
– Lubi pan byc agentem sportowym, panie Wesoly?
– Bardzo.
– Dla mnie agenci to banda szuj.
– Dziekuje.
– Pijawki. Gady. Chciwe, pazerne, nienasycone, kantujace naiwnych sportowcow pasozyty, ktore lunche jadaja w Le Cirque na Manhattanie, niszcza wszystko, co cenne w sporcie…
– Problemy na Bliskim Wschodzie to tez nasza robota – przerwal jej. – I deficyt budzetowy.
– A pewnie. Ale ty nie jestes taki.
– Nie jestem pijawka, gadem, pasozytem? Co za komplement!
– Dobrze wiesz, o czym mowie. Wzruszyl ramionami.
– Wsrod menedzerow jest mnostwo szuj. Tak jak wsrod lekarzy, prawnikow… – urwal, bo zabrzmialo mu to znajomo. Czyz nie podobnego argumentu uzyl Fred Nickler, by usprawiedliwic wydawanie pornosow? – Menedzerowie to zlo konieczne. Bez nich sportowcy byliby wykorzystywani.
– Przez kogo?
– Wlascicieli, dyrektorow klubow. Menedzerowie pomogli sportowcom. Zwiekszyli ich zarobki, zapewnili swobode w wyborze druzyny, wystarali sie o pieniadze z reklam.
– No, to w czym problem?
– Sa dwa – odparl po chwili. – Po pierwsze, niektorzy agenci to zwykli lajdacy, wykorzystujacy mlodych, swietnie zapowiadajacych sie sportowcow. Poniewaz ci sa coraz madrzejsi, a na jaw wychodzi coraz wiecej historii jak ta z Kareemem Abdul-Jabarem, wiekszosc tych szubrawcow zniknie z branzy.
– A drugi?
– Agenci maja za duzo na glowie. Jestesmy negocjatorami, ksiegowymi, finansistami, pocieszycielami, agentami biur podrozy, doradcami rodziny, konsultantami malzenskimi, goncami, lokajami.
– Jak z tym wszystkim sobie radzisz?
– Dwa najwieksze problemy – ksiegowosc i finanse – Powierzylem Winowi. Ja jestem prawnikiem. On administratorem. A do tego mamy Esperanze, ktora potrafi niemal wszystko. Dzialamy bardzo sprawnie. Nawzajem sie kontrolujemy i uzupelniamy.
– Jak agencje rzadu federalnego.
Myron skinal glowa.
– Jefferson i Madison byliby z nas dumni. Czyjas reke siegnela do skrytki 785 i ja otworzyla.
– Zaczyna sie!
Jessica natychmiast odwrocila glowe. Mezczyzna byl chudy. Wszystko w nim bylo za dlugie, dziwnie rozciagniete, jakby jakis czas spedzil na sredniowiecznym lozu tortur. Nawet jego, twarz wygladala jak ulepiona z plasteliny.
– Rozpoznajesz go? Zawahala sie.
– Jest w nim cos… Nie, nie znam go.
– Chodzmy.
Zbiegli po schodach i wsiedli do samochodu. Myron zaparkowal nielegalnie przed poczta, przyklejajac do przedniej szyby znaczek policyjny – prezent od zaprzyjaznionego policjanta. Bardzo sie przydawal – zwlaszcza w dniach wyprzedazy w centrach handlowych.
Chudzielec wyszedl dwie minuty pozniej. Wsiadl do zoltego oldsmobile’a z rejestracja New Jersey i droga numer 3 pojechal na polnoc w strone autostrady Garden State Parkway. Myron podazyl za nim.
– Jedziemy prawie dwadziescia minut. Dlaczego korzysta ze skrytki tak daleko od domu? – zdziwila sie Jessica.
– Moze nie jedzie tam, tylko do pracy.
– Do agencji z sekstelefonami?
– Kto wie. Byc moze jezdzi tak daleko, zeby go nikt nie namierzyl.
Chudzielec zjechal zjazdem 160 na wiodaca na polnoc droge 208, a kilka kilometrow dalej skrecil w Lincoln Avenue w Ridgewood.
Jessica usiadla prosto.
– To moja okolica – powiedziala.
– Wiem.
– Co tu sie wyrabia?
Przy koncu zjazdu zolty oldsmobile skrecil w lewo. Do domu Jessiki bylo stad niecale piec kilometrow. Gdyby pojechal prosto Lincoln Avenue do Godwin Road, to…
Ale nie.
Skrecil w Kenmore Road, trzy czwarte kilometra przed granica Ridgewood. Znajdowali sie w sercu przedmiesc, a konkretnie w Glen Rock, ktore zawdzieczalo swoja nazwe wielkiej skale przy Rock Road.
Oldsmobile wjechal w zaulek Kenmore Drive.
– Zachowuj sie naturalnie. Nie gap sie – ostrzegl Myron.
– Co?
Nie odpowiedzial. Minal dom numer 78, skrecil w nastepna ulice i zatrzymal sie za krzakami. Z samochodu zadzwonil do biura. Esperanza podniosla sluchawke, nim wybrzmial pierwszy sygnal.
– Agencja RepSport MB.
– Znajdz, co mozesz, na temat domu przy Kenmore Street siedemdziesiat osiem w Glen Rock. Nazwisko wlasciciela, wierzytelnosci, wszystko.
– Przyjelam. Odlozyla sluchawke. Myron wystukal drugi numer.
– Dzwonie do znajomej z centrali telefonicznej – wyjasnil Jessice. – Lisa? Tu Myron. Mozesz mi pomoc? Adres to Kenmore Road siedemdziesiat osiem w Glen Rock. Nie wiem, ile telefonow ma ten gosc. Mozesz to sprawdzic? Musze znac wszystkie numery, pod jakie zadzwoni w ciagu nastepnych dwu godzin. Tak. Aha, dowiedzialas sie czegos o tym numerze na dziewiecset? Co?… Dobrze, rozumiem. Dziekuje.
Rozlaczyl sie.
– Co powiedziala?
– Ze jej firma nie zarzadza numerami na dziewiecset. Robi to jakis maly oddzial w Karolinie Poludniowej. Nie ma o nim zadnych informacji.
– I co teraz? – spytala Jessica. – Poobserwujemy dom?
– Pojde tam. Ty zaczekasz.
– Dlaczego?
– Przeciez nie chcesz nikogo wystraszyc. Jezeli ten nygus ma cos wspolnego z twoja siostra, to powiedz, jak zareaguje na twoj widok?
Skrzyzowala rece na piersi i sie nadasala. Wprawdzie Myron mial racje, ale wcale jej sie to nie