A jesli Jake mial racje? Jesli te pornosy wyslano z zemsty albo dla zaspokojenia nieopatrznego, irracjonalnego gniewu? Tak czy inaczej kazdego, kto otrzymal egzemplarz
Z wyjatkiem Ottona Burke’a.
Jaka role mogl w tym odegrac? Przeciez nie znal Kathy.
A moze znal?
Przy Garden State Plaza Myron skrecil z drogi Czwartej w Siedemnasta i skierowal na poludnie w strone Trzeciej. New Jersey, kraina drog. Z Trzeciej zjechal na parking Stadionu Meadowlands i zostawil woz nieopodal siedziby zespolu Tytanow. Odnalazl biuro dyrekcji i spytal o Larry’ego Hansona.
Wpuszczono go prawie natychmiast. Szybko wyjasnil powod wizyty.
Larry Hanson przygladal mu sie z twarza bez wyrazu. Jego wielkie splecione dlonie spoczywaly na biurku. Szyja napierala na gorny guzik koszuli. Mimo piecdziesiatki na karku, nie sflaczal. Byl podobny – Myron konstatowal to nie po raz pierwszy – do sierzanta Rocka ze starych komiksow. Brakowalo mu tylko wielkiego cygara w ustach.
Gabinet przystrajaly trofea. Larry zdobyl dwukrotnie tytul najlepszego gracza ligi. Dwanascie razy trafial do druzyny gwiazd. W pierwszym glosowaniu wybrano go do Galerii Slaw Futbolu. Procz trofeow bylo tam mnostwo czarno – bialych i kolorowych fotografii, ilustrujacych jego kariere w druzynach szkolnych, uniwersyteckich i zawodowych. Na wszystkich mial taka sama fryzure na jeza, ten sam dzielny usmiech, ale rozne pozy, w tym powielona na wielu, ulubiona – z uniesionym kolanem i reka gotowa do odepchniecia przeciwnika.
Kiedy Myron zamilkl, Lany dluzsza chwile ogladal swoje dlonie z taka mina, jakby widzial je po raz pierwszy.
– Dlaczego pytasz o ten magazyn mnie, a nie Ottona? – spytal.
– Bo on mi nie odpowie.
– A dlaczego uwazasz, ze ja to zrobie?
– Bo nie jestes skonczonym palantem.
Usta Larry’ego zadrgaly w zapowiedzi usmiechu, ale sie powstrzymal.
– W twoich ustach brzmi to jak komplement – rzekl.
Myron nie odpowiedzial.
– Bardzo ci na tym zalezy, co?
Myron skinal glowa.
Larry rozsiadl sie w fotelu.
– Burke nie otrzymal tego pisma poczta. Dostal cynk od prywatnego detektywa.
Myron poprawil sie na krzesle.
– Otto zbieral informacje o Christianie? – spytal.
– Ktos tak krysztalowo uczciwy jak Otto Burke nie znizylby sie do czegos takiego – odparl jakby nigdy nic Larry.
– Mow do mnie jeszcze.
Usta Larry’ego znow drgnely w stlumionym usmiechu.
– To nie wyjdzie poza te sciany, Bolitar – powiedzial. – Rozumiesz?
– Tak jest. – Myron polozyl reke na sercu. – Slowo honoru.
– Burke zatrudnil caly dzial ochrony. Przeswietlaja kazdego pracownika. W tym mnie. Maja tez siatke informatorow. Credo jest bardzo proste: jesli wiesz cos kompromitujacego o ktoryms z Tytanow, Otto Burke dobrze ci za to zaplaci. Jeden z jego informatorow natrafil na ten magazyn.
– W jaki sposob?
– Nie wiem. Moze stale go czyta.
– Jak sie nazywa?
– Brian Sanford. Parszywy typek. Pracuje w Atlantic City. Kreci sie po kasynach. Sledzi hazardzistow i im podobnych. Wystarczy, zeby ktorys z Tytanow nakarmil cwiercdolarowka automat, raz – dwa o tym donosi, zwlaszcza od czasu tej afery z ojcem Michaela Jordana. Burke lubi trzymac reke na pulsie. Daje mu to przewage w negocjacjach.
– Dzieki. – Myron wstal. – Jestem wdzieczny.
– Tylko nie mysl sobie, Bolitar, ze zostalismy kumplami. Pamietaj na przyszlosc, ze cie nie lubie. Rozumiesz?
– Ale teraz przezywamy miodowa chwile, no nie? Hanson oparl lokcie na biurku i dzgnal w jego kierunku palcem.
– Dla mnie jestes upierdliwym zasrancem. Nastepnym razem to poczujesz. Myron rozpostarl rece.
– No, co ty, Larry! Juz teraz padnijmy sobie w ramiona.
– Madrala.
– Mam rozumiec, ze odmawiasz?
– Zrob cos dla mnie, Bolitar.
– Dla ciebie wszystko, bystrooki.
– Wez dupe w troki i spadaj w podskokach.
43
Myron zadzwonil do Briana Sanforda. Odezwala sie automatyczna sekretarka. Nagral na nia wiadomosc, ze ma duza sprawe, za dziesiec tysiecy dolarow, i ze wpadnie do jego biura o siodmej wieczorem. Byl pewien, ze go zastanie. Za dziesiec patykow lajza taka jak Brian Sanford pozwolilby zastrzelic rodzona matke.
Nastepnie zatelefonowal do agencji.
– RepSport MB – zglosila sie Esperanza.
– Pokazalas Lucy zdjecie? – spytal.
– Tak.
– I?
– Masz swojego nabywce zdjec.
– Lucy jest pewna?
– W stu procentach.
– Dzieki.
Odlozyl sluchawke. Poniewaz mial wolna godzine, pojechal do biura powiatowego lekarza sadowego. Postanowil sprawdzic pewien domysl.
Parterowy budynek z cegly, w ktorym do niedawna pracowal Adam Culver, wygladal jak mala szkola podstawowa. Metalowe krzesla z cienkimi siedziskami tez przypominaly nauczycielskie. Pisma w poczekalni pochodzily z czasow sprzed Watergate, a wytarte, pozolkle plytki podlogowe byly jak posadzka z reklamy przed umyciem cudownym srodkiem czyszczacym. Nic nie zdobilo tego wnetrza.
– Czy zastalem doktor Li? – spytal recepcjonistke.
– Dam jej znac, ze ma goscia.
Sally Li byla Chinka. Zblizala sie do czterdziestki, ale wygladala znacznie mlodziej. Nosila dwuogniskowe okulary. Z kieszeni jej szpitalnego, czystego, nienoszacego sladow krwi stroju sterczala paczka papierosow. Papierosy i uniform chirurga? Pasowaly jak pepegi do fraka.
Spotkali sie juz kilka fazy. Sally Li pojawiala sie na wielu uroczystosciach rodzinnych Culverow. Od dziesieciu lat byla prawa reka Adama. Myron cmoknal ja na powitanie w policzek.
– Wiem od Jessiki, ze badasz okolicznosci smierci Adama – powiedziala bez zadnych wstepow.
Skinal glowa.
– Mozemy porozmawiac?
– Jasne.
Wprowadzila go do gabinetu wypranego z charakteru. Zadnych rzeczy osobistych. Duzo podrecznikow patologii. Metalowe biurko. Metalowe krzeslo. Maly magnetofon, uzywany zapewne podczas autopsji. Na scianie dyplomy naukowe. Sally Li nie byla mezatka, nie miala dzieci, wiec na biurku nie stalo zdjecie. Za to wielka