Myron uniosl reke.
– Odpowiedz jest prosta – odparl.
Zawahali sie. Wykorzystal to. Wyrzucil noge przed siebie jak tlok, trafiajac nieprzygotowanego Ucieczke w kolano, i rzucil sie do drzwi.
– Lapcie, skurwysyna!
Pognali za nim, ale zdazyl otworzyc ramieniem drzwi ewakuacyjne. Z pokusy „durnego udowodnienia sobie wlasnej meskosci”, jak nazwal te ceche nowy znajomy sprzed Zajazdu Dworskiego, chetnie by sie z nimi starl, lecz taka lekkomyslnosc mogla go drogo kosztowac. W przeciwienstwie do nich byl nieuzbrojony.
Gdy dobiegal do wylotu zaulka, dzielilo go od tamtych zaledwie dziesiec jardow. Nie wiedzial, czy zdazy wsiasc do samochodu. Nie mial wyjscia. Musial to zrobic.
Chwycil klamke i szarpnieciem otworzyl drzwiczki. Kiedy wsuwal sie do srodka, oberwal lyzka w ramie. Zabolalo. Probowal zamknac auto, natrafil na opor. Jeden z przesladowcow uczepil sie drzwiczek. Wykorzystujac swoja wage, Myron pociagnal z calej sily.
Poleciala szyba.
Twarz obsypalo mu szklo. Kopnal noga przez otwarte okno i trafil napastnika w twarz. Opor ustapil. Zdazyl juz wyciagnac kluczyk i wlozyc go do stacyjki. W momencie gdy go przekrecal, poszlo nastepne okno.
– Juz po tobie, skurwysynu! – wrzasnal Paskuda, nachylajac sie ku niemu z oczami palajacymi wsciekloscia.
Myron zablokowal uderzenie lyzka wymierzone w twarz, lecz od mocnego ciosu w szyje zdretwial mu kark. Wlaczyl wsteczny bieg i odjechal z piskiem opon. Paskuda, usilujacy wskoczyc do taurusa przez wybite okno, dostal lokciem w nos i sie odczepil. Upadl ciezko na chodnik, ale natychmiast zerwal sie na nogi. Kokainisci w takich sytuacjach czesto nie czuja bolu.
Wszyscy trzej popedzili do pickupa. Myron na szczescie odjechal im za daleko. Bitwa byla skonczona. Na razie.
Rozdzial 16
Sprawdzil numer rejestracyjny pickupa. Niepotrzebnie. Byl niewazny od czterech lat. Paskuda z pewnoscia wzial tablice ze zlomowiska. Normalka. Nawet drobne rzezimieszki sa na tyle sprytne, zeby podczas przestepstw nie uzywac prawdziwych tablic rejestracyjnych.
Myron zawrocil i zbadal budynek w srodku, szukajac wskazowek. Po betonie walaly sie pogiete strzykawki, stluczone fiolki i puste torby po chipsach paprykowych. Na widok pustego kosza na smieci pokrecil glowa. Nie dosc ze zajmowali sie dealerka, to byli flejtuchami.
Rozejrzal sie po opuszczonym, na wpol spalonym domu. Zadnych tropow.
Co to wszystko znaczylo? Trudno sobie wyobrazic, zeby tych trzech cpunow porwalo Chada Coldrena. Narkomani wlamuja sie do domow. Napadaja na ludzi w zaulkach. Atakuja lyzkami do opon. Ale nie planuja skomplikowanych porwan.
Tylko czy porwanie Chada bylo skomplikowane? Na poczatku kidnaper nie wiedzial nawet, ile zazadac pieniedzy. Dosc dziwne, choc moze nie tak bardzo. Czyzby wiec chlopca rzeczywiscie uprowadzilo kilku zacpanych lazegow?
Myron wsiadl do wozu i ruszyl do rezydencji Wina. Przyjaciel mial pod dostatkiem aut. Mogl u niego wymienic swojego forda taurusa na pojazd z szybami. Odniesione urazy rozchodzily sie chyba po kosciach. Kilka sincow i stluczen, wszystkie kosci cale. Zaden z ciosow nie byl dostatecznie celny, oprocz tych w okna samochodu.
Rozwazywszy kilka hipotez, Myron skonstruowal calkiem spojna wersje wypadkow. Zalozmy, ze z jakiegos powodu Chad Coldren postanowil zameldowac sie w Zajezdzie Dworskim. Zeby spedzic tam czas z dziewczyna? Kupic narkotyki? A moze ze wzgledu na grzeczna obsluge? Niewazne. Kamera bankowa zrejestrowala, ze wyjal troche gotowki z pobliskiego bankomatu. Potem zas wynajal pokoj w motelu. Na noc albo na godzine. Niewazne.
W Zajezdzie Dworskim cos poszlo nie tak. Zajazd Dworski, wbrew zdaniu Stu Lipwitza, to podejrzany przybytek, ktoremu patronuja podejrzane typy. Nietrudno napytac sobie tam biedy. Moze Chad Coldren probowal kupic od Paskudy narkotyki. A moze byl swiadkiem przestepstwa albo po prostu rozpuscil jezyk i jakies kanalie zdaly sobie sprawe, ze jest dziany. Wszystko jedno. Zyciowe orbity Chada Coldrena i zalogi Paskudnego Faszysty sie przeciely. W rezultacie doszlo do porwania.
Wszystko to do siebie z grubsza pasowalo.
Tyle tylko ze jedynie „z grubsza”.
Po drodze Myron poddal analizie kilka punktow swojej wersji. Po pierwsze, czas wydarzen. Nie watpil, ze porwanie ma zwiazek z ponownym udzialem Jacka w mistrzostwach rozgrywanych w Merion. Lecz w hipotezie o przecieciu sie zyciowych orbit intrygujacy moment porwania nalezalo uznac za czysty zbieg okolicznosci. Z tym mogl sie jeszcze pogodzic. Ale skad taki Paskuda wiedzial, ze Coldrenow odwiedzila Esme Fong? Jaka role odgrywal osobnik, ktory wyszedl od nich przez okno i zniknal na Green Acres Road? Zakladal, ze to byl Matthew albo Chad. Czyzby tak pilnie chroniony mlody Squires wspoldzialal z gangiem Paskudy? A moze osobnik z okna zniknal na Green Acres Road calkiem przypadkowo?
Nadmuchana jak balon hipoteza flaczala szybko z przeciaglym ssssss.
Kiedy Myron dotarl do Merion, Jack Coldren zaliczal czternasty dolek. W tej rundzie jego rywalem byl nie kto inny jak Tad Crispin. Nic dziwnego. Prowadzacy w turnieju i wicelider zawsze tworzyli finalowa pare.
Jack wciaz gral dobrze, choc nie widowiskowo. Stracil tylko punkt przewagi i wyprzedzal Crispina o bezpieczne osiem uderzen. Myron powlokl sie w strone czternastego dolka na „zielonce”. Znow to slowo. Wszystko tu bylo intensywnie zielone. Nie tylko trawa i drzewa, rowniez namioty, markizy, tablice wynikow, liczne telewizyjne wieze i rusztowania – jak okiem siegnac soczysta zielen wtopiona w naturalne malownicze otoczenie, nie liczac billboardow, dyskretnych jak neony hoteli w Las Vegas. Ale hola, czyz sam nie zyl z pieniedzy ich sponsorow?! Majac im za zle reklame, bylby hipokryta.
– Myronie, serce moje, przytocz do nas tyleczek! – przywolal go z szerokim gestem Norm Zuckerman, ktoremu towarzyszyla Esme Fong. – Tutaj.
– Siemasz, Norm. Czesc, Esme.
– Czesc, Myron.
Esme, choc w mniej formalnym stroju, takze dzis sciskala w reku teczke, niczym ulubionego pluszaka.
Norm objal Myrona.
– Powiedz prawde, Myron – rzekl, kladac dlon na jego obolalym ramieniu. – Ale cala. Chce ja uslyszec.
– Prawde?
– Bardzo smieszne. Powiedz, nic wiecej nie chce jestem uczciwy? Tylko serio. Jestem uczciwy?
– Jestes – odparl Myron.
– Jestem bardzo uczciwy. Tak czy nie?
– Jestes namolny, Norm.
Zuckerman uniosl dlonie spodami w gore.
– No dobra, niech ci bedzie. Jestem uczciwy. Wystarczy, zgoda. – Spojrzal na Esme Fong. – Zwaz, ze Myron jest moim przeciwnikiem. Moim najgorszym wrogiem. Stoimy po przeciwnych stronach. A jednak przyznaje, ze jestem uczciwy. Jasne?
Esme przewrocila oczami.
– Nawracasz nawrocona, Norm. Juz mowilam, ze zgadzam sie z toba w tej sprawie…
– Prrr! – powstrzymal ja Norm, jakby sciagal cugle rozbrykanemu kucowi. – Chwileczke, chce zasiegnac opinii Myrona. Kontrakt wyglada tak. Kupilem worek do golfa. Tylko jeden. Na probe. Za pietnascie tysiecy rocznie.
Kupno worka do golfa oznaczalo z grubsza kupno worka, gdyz w istocie Norm Zuckerman nabyl prawa do reklamy. Innymi slowy, umiescil na nim znak firmowy Zoom. Wiekszosc workow wykupywaly duze firmy golfowe – Ping, Titlegeist, Golden Bear i podobne. Ale coraz czesciej na workach graczy reklamowaly sie firmy niemajace nic wspolnego z golfem. Na przyklad, McDonald’s, materace Spring-Air, a nawet Penzoil. Penzoill. Jakby taka reklama mogla sklonic widzow turniejow do nabycia puszki oleju napedowego.
– No i? – spytal Myron.